budleja
prozaiczna tęsknota
  
poeci o niej kwieciście, a moja prozaiczna. 
zaczyna rankiem, jak niewidzialny obłok 
z samotną filiżanką obok w fotelu pustym 
spod niedomkniętych powiek pragnie zobaczyć 
uśmiech, poczuć usta, dotyk kochanych dłoni 
i zza firanki jedyny ten raz ostatni, 
chociażby jego cień wypatrzyć, wiedząc, 
że odszedł tam, gdzie wszyscy, na zawsze. 
spoconym wzrokiem popatrzy w oknie na innych 
mężów powroty. szczęściary- pomyśli sobie 
i szyba prozaicznie znów łzami moknie. 
wsłucha się w odgłos ze schodów- 
to obce, to nie jego kroki, obok do szafy 
zajrzy po swój narkotyk, gdzie na wieszakach 
wisi kochany jego zapach. 
w koszule w garnitury głęboko twarz zanurzy 
jego niedosyt zapachem odurzy zachłannie 
na kilka chwil, nie dłużej, gdyż w nocy wilgoć 
poduszki ją obudzi, a jutro znów, jak co dzień 
od kawy zacznie prozaicznie.
https://truml.com