Nevly


tam gdzie rodzą się demony


przydatny do niczego ulicami pustych
przedmieść idę w desperackim krzyku
potykając się o własne ślady
pozostawione w oknie z którego nie patrzysz

krawężnik
strącam myśli z powiek
snem oswojony z nocą która powraca
lotem w kierunku niepokoju

i znowu cisza wsłuchany w tętno miasta
poszukuję zdarzeń jutrzejszych na wskroś
poznając siebie tworzę krajobrazy
z wyborów nie do odrzucenia

kiedyś siódmym zmysłem wystawią mi pomnik
siódmą aleją chodzącego niczym siedem
nieszczęść co z nieba się śmieją



https://truml.com


print