Sztelak Marcin


Powidoki zza zakrętu



Niebo drętwieje w kolorach burzy,
wszystkie zachody spadają na głowy
ludzi. Tych spoza granicy ubóstwa.
 
Leje z cebra, nawet jeśli aktualnie bezdeszczowo.
Parasole – sito, kalosze – papier.
Nawet słowa mokną.
 
Duszno, aż zapiera na rogu. Tego od wystawania
w nadziei cudu. Jakiegokolwiek, nawet pod postacią
chleba.
 
Tymczasem wróżbici, z szerokim uśmiechem, bredzą.
Za stawkę operatora.
Z vatem.
 
Spadło, ale oni i tak na klęczkach. Szukają zdjęć
z dzieciństwa. Albo czegoś zupełnie innego.
Najlepiej uznać, że to modlitwa.
 
Jak najbardziej dziękczynna.



https://truml.com


print