pandaredski
kilka faktów
kilka faktów o śniegu podobno zwyczajnie inny stan skupienia wody
 chociaż ja w to nie wierzę, inny stan skupienia to jest jak
 czytam te dyskwotacje quine'a śnieg jest biały jest prawdziwe
 wtedy i tylko wtedy gdy jest faktem że śnieg jest biały, całe
 szczęście rzeczy łatwe poezja, chociaż przyznaję coś tam czytałem
 tomek na tropach yeti potrafili śnieg zgarniać z yeti latyfundiów
 topić w menażkach, nie wiadomo czy to jest przyczynowo powiązane
 weźmy te tęcze na mokrych plamach oleju samochodowego benzyny
 na asfalcie chyba nikt nie powie paliwa kopalne jakoś cokolwiek mają
 wspólnego z okrasą nieba latem między słońcem a deszczem
 dodam śnieg też po jakimś czasie potrafi być szary od żużlu węgla
 koksującego moi sąsiedzi wyrzucają na drogę z której za trzysta
 lat będą wchodzić do piwnicy z napisem kowalscy, albo żółty od
 syfiarzy psów po których powinno się zamalowywać białą
 olejną,tak panie quine idę na narty, autobusem
 pod dębowiec 600 mnpm mijam parapeciarzy armatki madafakes śnieżne
 nie będę po tym jeździł wsiadam w srebrny wagonik polskik kolei
 linowyk z napisem do ochłodzenia klimatu tysiąc metrów wyżej
 wylinka później bardziej szczegółowo.
 wiadomo
 śnieżno białe. majty trójkąta stoku sahary gołym okiem ze skylabu,
 upojne weekendy hubble'a bo ileż można odwieczną wędrówkę spektrum
 galaktyk w ślimaczym tempie światła, przynajmniej czasem tą grubą
 dziewuchę jak robi szpagat nad miastem, zdziwiony
 kropką mnie na szczycie nou łej hozey na głowie mam gogle carreras
 wysączymy ją z piersi i z pieśni czerwonej narty pandy
 beduina śniegu stoję powiedzmy niczego się nie boję mam w kieszni
 naboje porażony początkiem sezonu jak bardzo jest kurde no stromo
 nie wiem czy dam rady kiedy się pode mną osypuje cały plastik
 uchwytów od ścianki pewnikiem pochowany pod ściegiem, w dali mesa
 miasta, od muldy do muldy, powoli dociera będę żył zgrabiałą
 macką obcego sypię drobnymi gnomom, rękawicą grzecznie zrzucają
 nawisy prawdziwego śniegu z nocy skrzydeł orczyka, kiedy nie ma
 frekwencji bieresz go między nogi trzymasz
 jedną niedbale drugą kijki, wyrwie cię za mocno linka aus stahl
 nadludzie tacy jak ty praktycznie wisisz mówiłem jes stromo
 panie z całym anturażem we wspomnianych wagonikach srebrem pklu
 nanizane w lewym górnym rogu zcykane cykają ci zdjęcia żeby
 zapomnieć o zawrotach przełykają ślinę przygody odetkać ciśnienie
 w uszach przejdą pięćset metrów do schroniska rozglądając się za
 szerpami, tlenu wystarczy na cztery razy kotlet naprzeciw starego
 pianina na którym czasem grywam wolną ręką dobra no to nara
 wracajcie w doliny do katosów do wawki
 sam na pustyni wiatru rozbujani derwisze podnoszą kwestie sufizmu
 nie zwracam uwagi trzeba uważać nie wyrypać się nikt nikogo tutaj
 nie szuka, czasem można wpaść między oka bawełny w głębiny ryftu
 szczęściarze toczą się po wierzchu pod samą wielką taczkę, tam
 gopr niekiedy na nich czeka, pechowcom zostaje prokrastynować aż
 ich wypluje po jakichś dwóch tygodniach ale przynajmniej zawsze
 przy samym pianinie zmizerowanych coś bełkocą o supremacji białych
 ok, zmysłowych doznań nad wiedzą ciupią minorowe gamy na cztery
 krzyżyki i ja tam byłem
http://www.gorpol.pl/foto/2706_d.jpg
https://truml.com