birczin


w mikrokosmos


z martwych w stanie
krytycznym skupienia zbliżamy
się ku kolejnej wieczności
dystansu zachować

na później
stare okruchy
zamiatam pod skórę
pochylany nad rozstępami

na mięśniach cudzych mieszkań

kapią wyobrażenia
o równoległych istnieniach
rozbłyski we flakach wszechświata

nasłuchujemy szeleści
tkanina czasoprzestrzeni

naprężoną membraną tkanki
rozciągniętej po małżowinie
ceruję kroki zimnego betonu

rozwijające na chrząstce
powtarzalności kalejdoskopu
zgubnego głuchego eonu

aż ubezpieczeniowy agent
w szał wpadł na pomysł
do jutra w nim tkwi nocne leżakowanie

potem otwieram to jak butelkę wina
wlewam w gardła nerwowe kłamstwa
robaki i dworce autobusowe ostatnie pożegnanie

purpurowy zegarmistrz światła

pewności nie miałem
w szybie odbijały się fraktale
przepustkę zacząłem wyciągać z kieszeni w poniedziałek
w razie czego wejdę z tobą

ale jesteś
jak skasowany bilet
w trybie natychmiastowym
na ustach wypalają się neony

konstelacji bez barwnego wyrazu twarzy

zazwyczaj pętla zamyka się nad ranem
ale reguły na to nie miałem
to znaczy jest
jakiś wzór na ścianie

wtedy otworzysz okno i nic się nie stanie
ciszy przeklęta geometria
odklejam się w niebyt
pandemiczny pobyt

materia przesunięta
o dwa miejsca w lewo
gryzie mnie w otchłań
łaskocze mi echo
bezbolesnych przemijań
na niebie nie zostawia

odcisków palców
w labiryntach papilarnych
linii



https://truml.com


print