Arsis
Misterium II: Kolęda
Jest tutaj tyle czasu. Za dużo jest tego czasu, który wiruje i kłębi się w oceanie powietrza. 
Nadciągający mrok idzie polami, 
nadciąga szeptem  w podmuchach szeleszczącego wiatru.
Wiesz, chciałbym wyśpiewać, 
wyśpiewać głośno. 
Wyśpiewać 
chrapliwym 
głosem….
Wyśpiewać!
Płyniesz tu. 
Płyniesz 
wewnątrz niczego, wewnątrz, 
w podziemiu, w ziemi. Wewnątrz niczego…
Wieje chłodem ten przeciąg trzaskający jakimiś dalekimi drzwiami. I wspina się 
po ornamentach pozrywanych tapet, które liżą mnie czule po twarzy.
W deszczu wirujących płatków spopielonego czasu, co opadają na zamknięte powieki, 
na brwi, włosy, coś się do mnie przymila i łasi. Mruga porozumiewawczo w oparach absurdu. 
…
Przechodzą obok mnie. Idą pojedynczo albo parami. 
Wychodzą ze ścian, 
wchodząc na powrót w ściany.
Skąd to się nagle tu wzięło? 
Nie 
wiem.
Z szerokich mankietów peleryn do samej ziemi
wystają ich kościste palce kościstych dłoni… 
Idą powoli i w pochyleniu. 
Klekoczą 
kośćmi szkieletów…
Zamykam 
oczy. 
Zaciskam 
mocno powieki…
To się przejawia pod postacią kalejdoskopowych wizualizacji zmieniających płynnie 
swoje niepojęte gorączką kształty.
Zapomniałem, gdzie to było. 
Z pewnością, gdzieś tutaj albo nigdzie… 
Nie pamiętam miejsca tego upadku. 
Nie pamiętam tego uderzenia meteoru…
Gdzie ty jesteś?
Nie. 
To ja wołam 
do samego siebie, 
aby odzyskać 
swoje odbicie w lustrze.
Wznoszę oburącz napełniony kielich pod światło wiszącej lampy, pod czujnym wzrokiem 
mistrza ceremonii.
Tej piekielnej nocy. W tej piekielnej otchłani, 
co kłębi się we mnie, co szumi i szeleści, 
i postukuje cicho w ciemnych kątach opuszczonych pokoi…
Tak sobie mówię do samego siebie, 
próbując zagłuszyć 
te westchnienia sennych widm,
jakby mniszej modlitwy.
Coś do mnie mówią, nie-mówią. 
Coś szepczą w meandrach mojego mózgu.
I patrzą tymi białymi oczodołami 
w białych czaszkach jakichś pradawnych ptaków.
Ich wydłużone dzioby 
jak maski 
średniowiecznych lekarzy, 
przechadzających się nocą 
po ulicach zadżumionego miasta. 
Idących powoli z pochodniami w rękach, 
oświetlając puste bramy i puste okna, puste place, puste…
Ktoś tu umarł straszliwą śmiercią samotności, w malignie zapomnienia…
W srebrzystej poświacie zimnej nocy spirala schodów. Wytarta , błyszcząca poręcz…
(Włodzimierz Zastawniak, 2023-12-24)
***
https://www.youtube.com/watch?v=0VR178NCTCM
https://truml.com