absynt


Wydmuchowo


Cholerna wydma, pamięć bez znieczulenia,
tliło się coś nieznanego, mroczna rozgwiazda,
kamyczek.

Szukałem w tym wszystkim kawałka mnie,
cukiereczka, w towarzystwie zwany słodziak,
a byłem tylko zwyczajną, nigdy niezaproszoną szują,
ja, w popielniku, bez imienia, przeciekałem przez ruszt.

Kochanek nocy, mówili, wyimaginowany mag, inni,
bez słów byłem tylko ja, znaczyłem złomowisko, sobą,
odbiciem w lustrze, które nie powinno tam stać.
A jednak.

Mamroczesz, mówi żona, masz problemy z oddychaniem.
Ja? Zamazywanie rzeczywistości szło mi najlepiej. Miałem
to coś, co ma tylko Bóg. Nieśmiertelność. Słowa,
słowa, słowa.

Był kiedyś ktoś, też byłem.



https://truml.com


print