smokjerzy


dzień czwarty


Obieram cebulę ze złudzeń – zupa będzie dziełem przypadku. Walnij się w ten głupi łeb. Nie ma mowy – jest piątek. Kler przemienia indyka w warzywo. Ksiądz F. trafiał kredą prosto w czoło, co utrwaliło moją wiarę w to, że odpowiednia liczba przeposzczonych piątków jest prostą drogą do czyśćca. Dzisiaj jednak bardziej wierzę w pranie i ożywczą siłę grzechów lżejszych – dzięki temu sumienie przestało cierpieć na bezsenność. Czas stał się lekkostrawny. Buzuje szczęście - jak łono natury w gorący, grudniowy poranek.



https://truml.com


print