Marek Gajowniczek


Capo di tutti capi


Przylecieć musiał wcześnie rano,
kiedy w Warszawie jeszcze spano
i przemknął cichcem do hotelu.
Widziało pewnie go niewielu.
 
Było właściwie po zabawie.
Miał być koronnym świadkiem w sprawie
przekrętów wielomilionowych,
a skład komisji był gotowy.
 
Bronił go jednak immunitet.
Miał powitalny być komitet,
ale się trochę obawiano,
by wcześniej nic nie zarzucano.
 
Drobny i bardzo niepozorny,
garnitur założył wytworny.
Podniósł się trochę na obcasie.
Nie było żadnych notek w prasie.
 
Myślał, że znalazł się w potrzasku,
gdy wyświetliło się na pasku,
że będzie ważne oświadczenie.
Ścisnęło coś. Chyba sumienie.
 
W oknie przytulił się do ściany.
Czy nie ma tam poszkodowanych,
lecz nadjeżdżała już ochrona.
Godzina biła wyznaczona.



https://truml.com


drukuj