Sztelak Marcin


Byty odrealnione


Moi bogowie nie sięgają absolutu
swoimi przykrótkimi rączkami,
w sam raz do zabawy w piekło - niebo.
Ze szczególnym uwzględnieniem
tego pierwszego.

Z wysokości siódmego (to nie jest ciąg
przyczynowo - skutkowy) piętra obserwuję
ludzi oprószonych codziennością.
Obojętnie mijają przejścia pomiędzy
stanami istnienia. Miasto nabrzmiewa

głosami umarłych. Świadczą o ciemnych
zaułkach i nieciągłościach bram i klatek,
gdzie lepiej wchodzić z zaciśniętymi
pięściami powiek.

Niekoniecznie na kolanach wznoszę modły
do jeszcze nieistniejących i już nienazwanych
twórców rzeczywistości. Zastanej i odciśniętej
na wargach pokalanych grzechem życia.

Z dużym prawdopodobieństwem — pierworodnym.



https://truml.com


drukuj