Sztelak Marcin


Empiria


Na marnej jakości zdjęciach
wszyscy wciąż jesteśmy żywi
a drzewa są soczyście zielone,
mimo czerni i bieli.

Przechadzam się pomiędzy zgiętymi
starością masztami latarń,
szczerzą swoją bezzębność, bezskutecznie
próbując rozproszyć ciemności.

Dotykam ziemi, właściwie jest prochem,
przesypuje się przez palce
nie pozostawiając śladu na spragnionych
wilgoci dłoniach.

Księżyc rozpada się na fragmenty,
może poraz ostatni, koty zerkają
z flegmatyczną dezaprobatą.

Mój chwiejny krok wytycza trasę
do w pocie czoła wypracowanej
samotności łóżka.

Na marnej jakości zdjęciach
na śmierć zapomnieliśmy uwiecznić
najwarzniejszych spojrzeń, słów i gestów.

Dlatego nawet koty milczą, nic nie zakłóca
przeklętej ciszy, prawdopodobnie ostatecznej.



https://truml.com


drukuj