absynt
Fascynacja
Lata nie było, mchy za wcześnie zakwitły, padało. 
Gdzieś w cieniu topoli ukrywał się lis, miał tę przewagę, 
że wypatruję gwiazd, drogi do nieba, 
by głośno zapytać: dlaczego?
Nauczyłem się żyć i wstawać bez ciebie, kaleczę przy goleniu, 
milczę.  Codzienność nie pozwala zapomnieć. Wspominam 
opowieści matki. Jej uśmiech i łzy. Mój bajeczny świat. 
Wstydliwy do bólu. 
Kamienie umiały mówić, a dym z ogniska odkrywał nieznane. 
Modliłem o dłuższe dni, noce bez snu, o jeszcze. Garściami 
chwytałem motyle. 
Fascynacja, słowo klucz, wytrych duszy. Nie wiem, 
czy to czułaś, nieważne też kto bardziej. Skomplikowane 
równanie opisujące trajektorię uczuć jest bez znaczenia, 
liczy się czas, odwrócony,  implozja. 
Wciąż nie mogę zrozumieć. Zwyczajne gesty, milczenie, 
zmywanie naczyń urastało do rangi misterium, krople rosy 
na szyi, związane włosy. Tajemnica w ukradkowym spojrzeniu, 
wilgoć ust. 
I przyszła jesień. Za szybko, pośpiesznie, nachalnie. 
Zapłonęły świece i bezduszność dopełniła chwili. 
Zaduma i wiatr. Rozpylony gwiezdny pył podrażnił oczy. 
Jedna łza. I nic więcej.
https://truml.com