Yaro, 26 czerwca 2025
lata młodości cudne chwile
przegnał wiatr co wiał
muzyka ciągle w duszy gra
siwa skroń, siwy włos
obroną wspomnień stos
Yaro, 26 czerwca 2025
w ciemną noc
oddalasz się znikasz
cień księżyca rzuca ślad
odpływa w dal
by za horyzontem spaść
faluje morze razem ze mną
będę czekał wytrwale
na brzegu stał
ujrzeć w porcie twoją twarz
nie zabieraj wspomnień
wróć gdy senny obudzisz świt
boso pobiegniemy plażą
by snuć dalsze plany
ziścić marzenia
w realu żyć
nie smucić się nie czekać
tylko wróć szczęśliwa
sam53, 26 czerwca 2025
ściemniało się kiedy
obudziłem się pod drzewem przy drodze
z perspektywy wygniecionej trawy
świat wydawał się piękny
patrząc w coraz bardziej szare niebo
zastanawiałem się - co ja tutaj robię
nie znam się na drzewach tak jak i na gwiazdach
mrówki też są mi obojętne
gdyby nie zbliżający się wielkimi krokami wieczór
gdyby nie pierwsze krople rosy
pewnie dalej podziwiałbym zestaw różowo-sinych chmur
nad dalekim horyzontem
cieszyłaby mnie woń kwitnącej macierzanki
czerwonej koniczyny czy babki zwyczajnej
to jedno przychodzi do głowy
gdy oczyszczony umysł godzi się sam ze sobą
kiedy bezdomność od zawsze jest twoją siostrą
a każda droga wydaje się dziwnie znajomą
i choć nie prowadzi do Rzymu
to czyni ciebie szczęśliwym
jest w tym jakaś magia
przeznaczenie
wyjątkowość chwili
wszak droga to nie wymarzona Via Appia
ale gwarancja spokojnego marszu po twardym gruncie
zatrzymam się gdy linia życia spotka się z linią miłości
ajw, 25 czerwca 2025
kiedy noc opuszcza rolety
a cisza wtula się w poduszkę
oddycham innymi światami
czasem jestem kobietą
której twarz zmienia się
za każdym razem kiedy patrzy w lustro
czasem dzieckiem
albo panną młodą z włosami za horyzont
krajobrazy kruszą się jak kryształ
ludzie mówią językami
które znam tylko we śnie
rankiem dzień unosi powieki
i powraca nocny seans
albo tylko jedno zdanie
błysk
gest
niepokój pod skórą
bo sny nie znikają
śpią dalej we mnie
cierpliwie czekając na przebudzenie
violetta, 25 czerwca 2025
meandruję we fioletowych opalaczach
po skałkach i miękkiej błękitnej wodzie
lianą pośród olch wyrzucam kamyki
na skrzydłach jak kaczuszka biegnę falą
Belamonte/Senograsta, 24 czerwca 2025
żyję w panice nad utratą.
utrata wszystkiego jest realna.
nie o kosę czy kasę chodzi a o już teraz
godność szczęście urodę młodość...
stąd panika. nie raz dopadała.
wywołana problemem gastrycznym.
myślą. wizją.
może to rodzi myśli natrętne.
panika i próby pozbywania się jej.
ścierania paniki z rzeczy.
może odczarowania próby to są.
już straciłeś ale wystarczy poprawić mebel.
kwiaty w wazonie. wyznać jej miłość.
może należałoby zamieszkać w panice
nad rzeką utratą. tak się nazywa chyba
ta piękna w Żelazowej Woli. piękna utrata.
z utratą to jest tak że może tracisz coś
czego nigdy nie było.
albo było. albo mogło być.
https://youtu.be/bgXnt-GYaV4?feature=shared - ta końcówa od 4,34 YEEE
Belamonte/Senograsta, 24 czerwca 2025
po drodze trzeba zbudować dom
sprzątnąć kurz oczyścić pranie
ale wielki mistyk o tym nie myśli
nie zauważa
Poluje na ważkę zachwytu
Lecz zauważa że jej taniec nad taflą
to składanie jajeczek
i wraca do niepewnej realności
Arsis, 24 czerwca 2025
(Ojcu)
Wiesz, stoję tutaj. W tej trawie wysokiej.
W słońcu.
W tym rozkwieceniu bujnym
i tęsknym.
W tej melancholii rozległej jak czas. W tym ogromie cichym sen głęboki otwiera powieki.
I śnię tym snem potrójnym zamknięty. Tą duszną godziną upalnego lata.
Chwieją się wiotkie gałęzie. Łodygi. Źdźbła łaskoczące łydki.
I wszystko to szumi, gęstnieje. Oddycha niebem rozległym. Kobaltowym odcieniem
przeciętym smugą po odrzutowcu
i z białą gdzieniegdzie chmurą, obłokiem skłębionym …
W powietrzu kreślę tajemne symbole, znaki.
Lgnę ustami do kory drzewa.
Całuję. Namiętnie. Jak usta kochanki niewidzialne, drzewne. Liściastą boginię miłości.
Wnikam w te rowki słodkawe
i lepkie od soku,
czując na końcu języka tężejące grudki.
Układam zdania zapadnięte do środka, zamknięte a jednocześnie
przeogromnie rozległe jak wszechświat. Jak unicestwienie.
Zaciskam powieki. Otwieram…
Mrugam w jakimś porywie pamięci.
Widzę idącego ojca, poprzez odczuwanie w nim tej powolności elegijnej (taką jaką się odczuwa
we śnie)
Idzie powoli w wysokiej trawie.
W łanach rozkołysanego morza
z dłońmi złączonymi mocno i pewnie.
I rozłącza je nagle w mozaice szeptów, rozsuwając w tym złotym rozkłoszeniu zbożność i wiatr.
I znowu w słońcu, i w cieniu. Za tym dębem, za kasztanem.
Za samotną w polu topolą.
Chwiejną i smukłą.
jak palec na ustach Boga.
Idzie powoli, odchodząc. I pojawia się na chwilę,
by zniknąć znowu za jakimś krzewem, co mu zachodzi znienacka drogę.
I znowu, ale w coraz większym oddaleniu.
Za kępą pachnącą, za tym drżącym ukołysaniem maleńkich kwiatków,
które mu spadają na głowę białym deszczem. Za jaśminem, który tak kochał za życia.
Twarz przesłaniam dłonią, szczypiące oczy,
bowiem uderza mnie oślepiający promień słońca. Znienacka.
Otrząsa się w prześwicie z szeleszczących liści w powiewie.
Lecz po chwili robi się duszno i cicho.
Jakoś tak tkliwie. Ojciec zniknął, zapadł się.
Rozpłynął, gdzieś w rozkojarzeniu sennej melancholii.
Na piaszczystej ścieżce pociętej cieniami gałęzi. A jednak był tu kiedyś i żył jeszcze. I żyje...
Jestem jedynym świadkiem tej manifestacji.
Tego przemknięcia niematerialnego zrywu zakamuflowanego przed światem.
I mimo że jestem bez miejsca i przeznaczenia, notuję każdy błahy kształt.
Każdy nawet zarys, który jest w czyimś zamyśle jedynie nic nieznaczącym szkicem.
W chmurze spopielałej.
W nadciągającym snopie deszczu.
(Włodzimierz Zastawniak, 2025-06-24)
***
https://www.youtube.com/watch?v=1Z9D1W0_jbs
Belamonte/Senograsta, 23 czerwca 2025
tylko mucha mnie wysłucha
gdy mnie słucha się nie rucha
ale śmieje się od ucha do ucha
nikt nie wie czy mucha ma ucha
czy się śmieje psiajucha
ale każdy tego wiersza chętnie słucha
romanse przeminą
wiersze zostaną
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.