Prose

I.A. Con


older other prose newer

26 april 2010

Wielki głód

Nie mógł ochłonąć. Kłótnia, która zakończyła się przed godziną, wciąż burzyła mu krew. Ewa wygarnęła mu wszystko: lenistwo, brak uczuć i egoizm. Początkowo przeklinał ją w duchu, potem włączył telewizor i bezmyślnie wgapiał się w niego. Spojrzał w okno. Jesienny deszcz strzelał srebrzystymi strugami po czarnym tle nocy. Nagły poryw wiatru zmienił jego kierunek. Uśpione miasto przewróciło się na drugi bok. Dochodziła pierwsza, a Ewy nadal nie było.
Okolica stała się ostatnio niebezpieczna. Wieczorami kroki obcych odbijały się echem o odrapane ściany kamienic, a znad rzeki rozlegał się żałosny, dziecięcy jęk nocnego ptaka. W ciągu ostatnich dni zwiększyła się ilość samobójstw i niewyjaśnionych zaginięć. Ludzie starali się zdążyć przed mrokiem do domów. Teraz było to trudne – już o siedemnastej czarne, wężowe smugi nocy wpełzały cicho do mieszkań i poszukiwały zagubionych przedmiotów, aby móc skryć się w ich cieniu i czekać…To tylko depresja jesienna – mówiła Ewa, ale to „tylko” urastało u niej do rozmiarów monstrualnych. Straciwszy pracę, straciwszy nadzieję na jakiekolwiek zatrudnienie w swoim zawodzie, zaczęła mówić o dziecku. I o to właśnie się pokłócili.
Tomasz ocknął się przed telewizorem, spojrzał na zegarek: była trzecia. Coś go zbudziło. Oczekiwał. Dzwonek telefonu rozdarł ciszę na pół.
Biegł przez szpitalny korytarz brudząc ubłoconymi butami podłogę, która wypastowana, przypominała niemal lustro. W sali leżała nieprzytomna i posiniaczona Ewa. Stojący obok lekarz dotykał jej czoła.
-Wszystko w porządku. Śpi. Ktoś ją poturbował w parku. Ale nic jej nie jest - i dodał - gwałtu nie było, jeżeli o to pan się martwi.
Za kilka dni, już na komisariacie, Ewa na pytania policjantów odpowiadała tylko „nie wiem”, „nie pamiętam”. I trzęsła się jak z zimna.
Po tej historii Ewa odsunęła się od męża. Znajdując się prawdopodobnie w szoku unikała wszelkich zbliżeń i rozmów z nim. Siedziała godzinami w pokoju przy zgaszonym świetle i milczała. Tomasz uszanował jej dziwny stan, zresztą miał coraz mniej czasu. W pracy doszedł mu nowy projekt, który zaczął go pochłaniać całkowicie. Wracał o północy i zastawał Ewę z dziwnym wyrazem twarzy. Pytał, czy wszystko w porządku. Kiwała głową. Nie chciał wiedzieć więcej. Pewnego dnia odważył się na pytanie: „Czy może chcesz czegoś?” Zamyśliła się, otworzyła usta, ale na szczęście odezwał się dzwonek u drzwi. Pobiegł z ulgą otworzyć. Przerażona sąsiadka wyminęła go i ciężko opadła na fotel.
-Słyszeliście? Ten zboczeniec, ten zwyrodnialec znów grasuje w okolicy!
-Ale co się stało?- zapytał Tomasz, którego na to wspomnienie zakłuło w sercu.
- Malinowska, ta z trzeciego została zamordowana. Odciął jej ręce i nogi, i wyssał z niej całą krew. Znaleziono je w koszu dwie ulice dalej. - sąsiadka w całym swym wzburzeniu zapomniała zetrzeć z twarzy maseczkę z ogórków, więc wyglądała nieco zabawnie. Ewa uśmiechała się patrząc na nią.
W okolicy zaczęto odnajdywać nowe zmasakrowane ciała. Matki drżały o swoje dzieci, mężowie o swoje żony, policjanci patrolowali miasto szóstkami.
W środku marca Tomasz wrócił wcześniej z pracy. W domu było pusto. Brudne naczynia walały się po całej kuchni, a resztki jakiegoś mięsa gniły w zlewozmywaku. Zaczął wydzwaniać po znajomych.
-Anka, czy zastałem może Ewę u ciebie?
-No coś ty! Przecież ona się na wszystkich obraziła.
-A nie wiesz?…Moment… chyba wraca.
Drzwi otwarły się. Ewa stanęła w progu i upadła. Ubranie miała umazane krwią.
-Znów ten psychopata?- przeraził się Tomasz już na pogotowiu.
-Nie. Prawie poroniła, ale na szczęście interweniowaliśmy. Ten płód jest wyjątkowo żywotny, a to dopiero koniec 4 miesiąca.
-Ale jak to?! -Tomasz nie mógł uwierzyć. Pierwszą myślą było… no, ale lekarz przecież wykluczył gwałt. Generalnie ciąża tłumaczyłaby jej osobliwe zachowanie, depresję i niechęć do współżycia. Być może bała się powiedzieć mu prawdę – mówił jej przecież, jak przeciwny jest rozmnażaniu w dobie tak niepewnej sytuacji gospodarczej. Jednak stało się i było już za późno. Postanowił okazywać jej więcej miłości i zrozumienia.
Ewa była już w dziewiątym miesiącu, a Tomasz nadal wracał późno. Termin porodu zbliżał się, a on rozpaczliwe pragnął o tym zapomnieć. Tego wieczoru wszedł do domu wyjątkowo cicho. Szedł na palcach, bo chciał zrobić żonie niespodziankę. W ręku trzymał mały kaftanik z kaczuszką, a w samochodzie czekał wózek. Kiedy ją zobaczył, stanął jak zmrożony. Nie cofnął się, nie krzyknął, nic też nie powiedział. Ewa najspokojniej jadła, powoli, starannie przeżuwając i delektując się. Obgryzała kość ze smakiem, oblizując oblane czerwonym sokiem palce, tyle, że to były cudze palce, a dokładniej – to była ludzka ręka.
Ostatnie słowa Ewy brzmiały: „Czuję wielki głód”. Zmarła zaraz po porodzie. Nie zdążyła mieć nawet rozprawy sądowej, nie zdołała też wytłumaczyć swojego postępowania. W mieście skończyły się zbrodnie. Ludzie z ulgą przyjęli wiadomość, że już wiadomo, kto był mordercą. Ale czy mieli rację?
Tomasz stał z nowonarodzonym dzieckiem na rękach przed szpitalem i zastanawiał się, w którą stronę pójść. Nikt na niego nie czekał, nikt go nie potrzebował. Że jego syn już w momencie narodzin sam sobie zaplanował przyszłość – to Tomasz wiedział już od chwili, gdy spojrzał w jego czarne, złe oczy, w których czaił się niezaspokojony, wielki głód.






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1