Poetry

Arsis


Arsis

Arsis, 26 march 2024

La Douleur Exquise*

(Z cyklu: Określenia)

Ja też widzę. Widzę to. Tak, widzę. Spójrz tam, gdzie i ja spoglądam. A spoglądam w przesyt
nieba, w którym szumi rzeka bezkresnego czasu.

… i ten powolny przepływ obłoków niosących w sobie jakąś tajemnicę…

Widzę to!

A czy ty… Powiedz. Czy ty…

Kocham cię w tej tęsknocie przestrzeni i blasku.
W słońcu. W szeleście
nadbrzeżnych łodyg i traw…

Widzę tę całą jaskrawość,
którą i ty dostrzegasz.
I słyszysz całą tę muzykę ziemi.

I czujesz ją w muśnięciach spływających po twojej twarzy.

Skąd? Od kogo ten
powiew tęsknoty?

To westchnienie
jak ocean wielkie?

Rozmijamy się we śnie niczym mary pełne sennego znoju, co wrastają w ciszę
wieczornego wiatru.

Omiatasz mnie
włosami
i wzrokiem.

I w takim zbliżeniu
na grubość kartki papieru, źdźbła trawy…

W migocie liści. W światłocieniach.
W kontrastowym pejzażu chiaroscuro.

Powiedz mi.
I mów wciąż.

I jeszcze…

Wiesz? Płonę…

Tak oto toczą się w blasku spienione fale.
W plusku srebrzystych ryb opadających płetwą.

(Włodzimierz Zastawniak, 2024-03-26)

***

*) Określenie z jęz. francuskiego oznaczające ogromny ból w sercu, z powodu pragnienia kogoś, z kim nigdy się nie będzie

***

https://www.youtube.com/watch?v=eXYcDf62WdQ


number of comments: 1 | rating: 4 | detail

Arsis

Arsis, 24 march 2024

Entropia

Zgliszcza. Ruiny. Zbutwiałe drewno połamanych stropów. W kurzu i pyle unicestwienia.
Wiatr szeleści liśćmi. Zamiata. Kołysze. Wiatr za oknami. W mojej głowie. We mnie
i wszędzie…

Coś tutaj, gdzieś, coś… Coś tutaj i tam. Albo nigdzie.

W powietrzu. W szumie.
W piskliwym szumie.
W skowycie. W astmatycznym oddechu nocy…

Ptaki. Słońce…

Nie. Tylko omszone kamienie i spróchniały konar zwalonej wierzby…

Coś się przemieszcza w swoim powolnym prologu pędu,
jakby zatopione w jakimś zaczynie nie wiadomo czego…

Wychodzą mi naprzeciw,
przerażając rozmiarami.
Idą w wietrze niezmordowani, niezmordowane.

Stąpają po swoich dawnych śladach poprzez śmiertelną ciszę.

Umarłem na powrót.
Umieram nadal
zmęczony zmartwieniem.

I wzdycham do cienia. Do nocy,
której wilgoć pokrywa rdzawą powłoką tory wśród ostów wysokich, lepkich i zgniłych.

Nadbiegają znikąd i giną w sinej otchłani mroku…

Gdzieś, coś…

Daleki odgłos pędzącego składu. Cichnący powoli w okrutnej przeszłości.

Czarna ziemia.
Miękka breja.

Błoto…

To tutaj…
Tak, pamiętam…

Samotne
drzwi
do umarłego…

Zgon opuszczonych domów a wokół truchła ciężkie jak przypomnienie.

To już jest obłęd tęsknoty o tym dawno minionym życiu.

Pośród wonnych maciejek ciągle te same twarze.
Choć z każdym muśnięciem w odrobinę innej korekturze zdarzeń.

Zacierane przez atrofię pamięci w projekcjach sennych imaginacji.

Zaciskam
powieki.
Otwieram.

Wokół jakieś galaktyki. Spiralne eseje.

Miliardy mrugających nie wiadomo do kogo neonów
nad pustymi witrynami sklepów.

A więc, znowu miasto.
Przesyt światła w tej nocnej scenerii.

Zakurzone szyby nieistniejących wystaw,
które oglądała kiedyś moja nieżyjąca już matka.

Tutaj szła, wracając z pracy do domu. I wraca nadal, mimo strasznej odległości.

(Włodzimierz Zastawniak, 2024-03-23)

***

https://www.youtube.com/watch?v=8uKFlUuDgwE


number of comments: 0 | rating: 1 | detail

Arsis

Arsis, 14 march 2024

Grobowiec na atolu

Gdzieś na krańcu. Na krawędzi szkła, na zakrzepłej strudze krwi, zwisają resztki cienia
z kawałkami siwej sierści.
Te oto reszki, sponiewierane w tę i we w tę. Te oto tam i tam… Te oto…

Krew jakaś, jakby nie krew. Ale na pewno rdzawa smuga,
która drąży żelbetonowy mur przeciwatomowego bunkra. Rdzawa smuga. Smugi…

Nuklearne
purchle…

Zgrzybiałe,
zrakowaciałe narośla.

Napromieniowane błyskiem flesza w potwornym natłoku gorąca
jak spod kobaltowej lampy
z wyrzutami śmiertelnego strumienia.

Kto tam idzie? Kto tam się tak kolebie i chwieje?
Kto, albo co?

Czai się w półmroku i patrzy.
Wypatruje swojej ofiary
w cienistym tchnieniu, wielkim…

W częstokrotnych oddechach, coraz szybszych,
jak podczas sennego koszmaru, który naciera zewsząd piskliwym szumem gorączki.

I czeka na dogodny moment pośród ostów
rosnących między
czarnymi kamieniami.

Między murem a korzeniem.
Między czymś a czymś, między czymś a niczym.

Albo niczym
a niczym…
… w gęstej zawiesinie
sennego
unicestwienia…

W ciemnych kątach laboratorium
pęcznieją
nowotworowe guzy.

Naciekają sąsiednie ściany
w cichym szmerze nieskończonego wzrostu.

Na popękanych kineskopach martwych telewizorów
jakieś poruszenia,
odbicia zdeformowanych twarzy…

W wilgoci i kurzu poplątane, zleżałe taśmy od szpulowych magnetofonów.
W pokrywającym wszystko pyle czernieją nagłówki spleśniałych gazet
o kolejnych próbach wniebowstąpienia, gdzieś na Pacyfiku, wśród kokosowych palm.

Zatarte w połowie ślady
z resztkami
betonowych kołysek,
spalonych w potoku straszliwej radiacji.

Milczący świadkowie przeszłości.
Wielokrotnego wschodu słońca po niewłaściwej stronie.

(Włodzimierz Zastawniak, 2024-03-14)

***

https://www.youtube.com/watch?v=RsTDKuZ4RsE


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

Arsis

Arsis, 8 march 2024

Byliśmy we śnie, jesteśmy

Poprzez pyłki odczytujemy nasze palce, poprzez płatki, dmuchawce… Usta. Nasze usta
nabrzmiałe czerwienią krwistej róży…

I te usta znojne, wilgotne. Te usta wspólnym oddechem spętane…

Powiedz mi. Spójrz, jak płoną kwiaty.
Jak wonnym niosą się echem na skraj widzialnego lata.

Te usta nasze. Sperlone rosą dłonie.
W tym dusznym ogrodzie,
wonnym, ponętnym, nieśmiałym …

Widzimy piękno.
Słońce spomiędzy liści wychyla się kulą.

I jakiś obłok jak żagiel
zagubiony, senny…
… biała smuga po odrzutowcu…

Co z rozpostartymi skrzydłami nad polami leci, nad łąką…

Daleko
leci…
… za las…

Tu w poświacie zachodu
długie cienie
umykają na wskroś.

Łączą się i giną
w liliowej purpurze.

W nadciągającym zmierzchu jesteśmy. Odkrywając się, kiedy ciemność spowija nas
niczym kołdrą.

Dotknij moich ust. Dotknijmy nawzajem siebie.

Jak kochankowie
zagłębieni
w trawie,
co posiedli niebo.

Dokąd poprowadzi nas teraz wzrok?

Wyżej. Jeszcze wyżej…

Aż po wierzchołki strzelistych topól,
których szpaler kołysze się na skraju i chwieje.

Kocham
cię…

… wiem…

(Włodzimierz Zastawniak, 2024-03-07)

***

https://www.youtube.com/watch?v=fiXPPPzFz34


number of comments: 0 | rating: 3 | detail

Arsis

Arsis, 1 march 2024

Ptaki śpiewały o tobie

Idąc wtedy, będąc w parku myślałem o moim miejscu, gdzieś tam w pół drogi. Bliżej
albo dalej. W cieniu drzewa, w słońcu…

Gdzieś między krzakiem jaśminu a ceglanym murem,
bądź ławką, bądź inną pustką
wypełnioną jedynie powietrzem.

Szedłem, licząc, że będziesz
pod baldachimem dębów, kasztanów,
w którym migotały gwiazdy prześwitów w tej znojnej duchocie gorącego lata.

To było wtedy,
kilka lat temu, bądź dopiero.

Cóż jeszcze?
Cóż więcej?

Tęsknię.

Tak
po
prostu…

… zwyczajnie…

W tym zapachu słodkiej melancholii, w świergocie ptaków…

Byłaś
tam,
prawda?

Powiedz, czy byłaś…

Byłaś wszędzie. Najdalej. Bliżej. Na wyciągnięcie ręki.
Czekałem pod rozłożystym drzewem. Czekałem długo, w natchnieniu. Z nadzieją na jutro.

I coś się wciąż wydarzało w tej maestrii
nadciągającego zmierzchu.

Dobiegały zewsząd
jakieś westchnienia i szepty.

Skąd? Od kogo?

Od nikogo.
Ode mnie samego.

Nie przyszłaś. I nie myślałaś wcale przyjść!
Nie wtedy. I nigdy. Jednak wciąż. I być może... A nóż?

Tak było
wtedy.
I jest wciąż.

Więc staram się oswoić twoją nieobecność, przytulając się do powietrza
w nagłym wykwicie pelargonii.
W tym milczeniu parkowych rzeźb.

Wiesz? Spoglądają na mnie.

Obserwują z ukrycia,
spomiędzy gałęzi jaśminu,
omszone przez czas brodate fauny.

Zstępują i zachodzą mi drogę skrzydlate, splątane cienie. W tej dolinie opuszczenia i blasku.

(Włodzimier Zastawniak, 2024-03-01)

***

https://www.youtube.com/watch?v=ZFtJ3hfw5TM


number of comments: 0 | rating: 3 | detail

Arsis

Arsis, 25 february 2024

Schizoid man

Twoje usta… Śnię o twoich ustach. Na jawie śnię, we snie, w sennej projekcji,
w kalejdoskopie niedoistnień…

Dlaczego milczysz?

Albowiem
twoje
milczenie…

W lodowatej
pożodze
kamiennego jestestwa. W lodowatym piekle milczenia.

… ja tu wciąż, ja wciąż…

Wiesz? Popadłem w wyciszenie.
W ślepotę barw,
brnąc przez zszarzałą znienacka luminescencję przemijania,
co opada powoli miliardami płatków w tej dziwacznej substancji czasu.

Doskwierają mi cienie, które przymilają się
w jakiejś schizoidalnej malignie,
aby zniknąć zaraz
w księżycowym mroku nocy.

Przechodzę wciąż wśród echa
odbijającego się od ścian pustego domu.

W dalekim gongu
stojącego zegara.

Wśród oddechów,
niezrozumiałych,
jakby mniszych szeptów…

Do kogo tak mówię, łykając chciwie kęsy powietrza?
Do nikogo, ponieważ do nikogo idę po równi pochyłej samotności.

Aby stoczyć się do końca
z wielkim jak wszechświat łoskotem.

Puste krzesła. Stół z pękniętym wazonem na wpół
i okruszynami
czerstwego chleba…

Niedokończone popiersia,
portrety umarłych
w zakurzonych ramach…
Na podłodze
stosy prześwietnych foliałów, na pólkach…

Zaciskam
powieki.
Otwieram.

Wszystko to spopiela blask
ledwie tlącej się lampy,
kiedy tłumię ciężki w ukryciu oddech
z bólem wdeptanym, jakby w ślad stopy na piasku.

(Włodzimierz Zastawniak, 2024-02-25)

***

https://www.youtube.com/watch?v=rOZPuTfxQQc


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

Arsis

Arsis, 12 february 2024

Jesteś

Gdzieś w blasku słońca, w rozmigotanej zorzy gorącego lata. Czekasz u stóp strzelistej topoli
zamknięta ramionami obcego cienia, w szeleście liści…
Na skraju czasu, na skraju widzenia biała smuga po odrzutowcu.

Znowu mówię do samego siebie, wsłuchując się w swój własny oddech i szept
tak jakby we śnie.

I mgły z łęciny płyną nisko polami, nad łąkami płyną daleko,
za las.
W zapachu skoszonej trawy.

Byliśmy tu. Jesteśmy. I jesteśmy wciąż…

Choć coraz dalej nam
do tej woni igliwia,
kiedy sen rozpływa się i taje.

Czy ty mnie
kochasz?
Czy kochasz?

Ja kocham. Czy wiesz? Powiedz mi. Powiedz…

Nasłuchuję. Nie słyszę…

Mimo to widzę coś w tym twoim przelotnym spojrzeniu. Jakieś niedookreślenie.
Błysk.
Cokolwiek znaczy.

Śniłaś mi się i śnisz, śniąc wespół ze mną.
Choć śniąc osobno,
wiem, że jesteśmy razem..

Idziemy…

I gdybyśmy mogli tak iść jeszcze w tej ciszy nadciagającego zmierzchu,
w której słońce płonie czerwienią.

Chciałem jakoś inaczej,
prościej.
Lecz, cóż inaczej,
kiedy miłość rozdziera serce.

I nie wiem cóż mam jeszcze, cóż jeszcze…

Lęgną się pod płotem czerwone maki. A między sztachetami blask jaśnieje
w tej oto godzinie,
w której wiatr tarmosi liście łopianu.
W otwartych szeroko oknach opuszczonego domu niewidzące spojrzenia przeszłego czasu.

Skrzypienie drewnianych schodów od czyichś kroków.

Czyich?

Twoich?
Moich?

… niczyich…

Przekrzywiona weranda
z rattanowym
stolikiem i krzesłem.

Coś stuknęło
o blaszaną konewkę
w rozpełzłej przy ziemi koniczynie.

Wśród malw i anemonów. W kosmosie podwójnie pierzastym…

(Włodzimierz Zastawniak, 2024-02-12)

***

https://www.youtube.com/watch?v=Y9FIBhCcC-A


number of comments: 2 | rating: 5 | detail

Arsis

Arsis, 6 january 2024

Misterium III: Drugie przyjście

Czekam w cieniu. Ty, wychodzisz ze światła. Cała w świetle, w świetlistej aureoli.
Wychodzisz. Wyłaniasz się. Zstępujesz…

Jestem ukryty w cieniu
pod powałą
ciężkiego mroku.

Widzę ciebie. O, jakże wiele widzę!

Czy ty płoniesz?

Zaiste, jakbyś płonęła rojem gwiazd, które mżą miliardami iskier
na twojej długiej do samej ziemi, mniszej czarnej szacie.

Idziesz powoli, rozjarzając witraże,
wiszące płótna obojętnych twarzy…

Ja tu czekam na ciebie od zawsze, w misterium nocy,
w rozgorączkowanej melancholii
nacierających zewsząd zwidów i mar.

Czemu tak płoniesz?

Ciągniesz kometarny warkocz
swoich długich włosów,
przybywając z lodowatej pustki kosmosu.

Jesteś tu jeszcze?
Czy to tylko
o tobie wyobrażenie?

Twoje długie włosy
rozciągnięte w czasie niczym warkocz Andromedy…

Migoczące refleksy
schodzą z łukowatego sklepienia,
na kamienną posadzkę,
na pełne naskalnych malowideł ściany…

W chóralnym śpiewie organów, w akordach, w strumieniach ponownego stworzenia…
Stajesz na środku przed ławami pełnymi skrzydlatych cieni.

Rozkładasz szeroko ramiona cała w czerni i w czarnej na głowie infule.

I w tej biskupiej kreacji odchylasz się powoli w tył,
wywracając z jękiem białka zamglonych oczu.

Osiągasz potęgę orgazmu, w którym nie ma zmiłowania,
tylko galopada, galopada, galopada, coraz intensywniejsza, nieubłagana galopada…

(Włodzimierz Zastawniak, 2023-12-25)

***

https://www.youtube.com/watch?v=IJp9JTVKGxU


number of comments: 0 | rating: 3 | detail

Arsis

Arsis, 6 january 2024

Misterium II: Kolęda

Jest tutaj tyle czasu. Za dużo jest tego czasu, który wiruje i kłębi się w oceanie powietrza.

Nadciągający mrok idzie polami,
nadciąga szeptem w podmuchach szeleszczącego wiatru.

Wiesz, chciałbym wyśpiewać,
wyśpiewać głośno.

Wyśpiewać
chrapliwym
głosem….

Wyśpiewać!

Płyniesz tu.
Płyniesz
wewnątrz niczego, wewnątrz,
w podziemiu, w ziemi. Wewnątrz niczego…

Wieje chłodem ten przeciąg trzaskający jakimiś dalekimi drzwiami. I wspina się
po ornamentach pozrywanych tapet, które liżą mnie czule po twarzy.

W deszczu wirujących płatków spopielonego czasu, co opadają na zamknięte powieki,
na brwi, włosy, coś się do mnie przymila i łasi. Mruga porozumiewawczo w oparach absurdu.



Przechodzą obok mnie. Idą pojedynczo albo parami.
Wychodzą ze ścian,
wchodząc na powrót w ściany.

Skąd to się nagle tu wzięło?

Nie
wiem.

Z szerokich mankietów peleryn do samej ziemi
wystają ich kościste palce kościstych dłoni…

Idą powoli i w pochyleniu.
Klekoczą
kośćmi szkieletów…

Zamykam
oczy.
Zaciskam
mocno powieki…

To się przejawia pod postacią kalejdoskopowych wizualizacji zmieniających płynnie
swoje niepojęte gorączką kształty.

Zapomniałem, gdzie to było.
Z pewnością, gdzieś tutaj albo nigdzie…
Nie pamiętam miejsca tego upadku.
Nie pamiętam tego uderzenia meteoru…

Gdzie ty jesteś?

Nie.

To ja wołam
do samego siebie,
aby odzyskać
swoje odbicie w lustrze.

Wznoszę oburącz napełniony kielich pod światło wiszącej lampy, pod czujnym wzrokiem
mistrza ceremonii.

Tej piekielnej nocy. W tej piekielnej otchłani,
co kłębi się we mnie, co szumi i szeleści,
i postukuje cicho w ciemnych kątach opuszczonych pokoi…

Tak sobie mówię do samego siebie,
próbując zagłuszyć
te westchnienia sennych widm,
jakby mniszej modlitwy.

Coś do mnie mówią, nie-mówią.
Coś szepczą w meandrach mojego mózgu.

I patrzą tymi białymi oczodołami
w białych czaszkach jakichś pradawnych ptaków.

Ich wydłużone dzioby
jak maski
średniowiecznych lekarzy,
przechadzających się nocą
po ulicach zadżumionego miasta.

Idących powoli z pochodniami w rękach,
oświetlając puste bramy i puste okna, puste place, puste…

Ktoś tu umarł straszliwą śmiercią samotności, w malignie zapomnienia…

W srebrzystej poświacie zimnej nocy spirala schodów. Wytarta , błyszcząca poręcz…

(Włodzimierz Zastawniak, 2023-12-24)

***

https://www.youtube.com/watch?v=0VR178NCTCM


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

Arsis

Arsis, 6 january 2024

Cicho

Spójrz, ja tu, ty, gdzie indziej… Ty, gdzieś tam, ty, gdzieśkolwiek, gdzieś…

Spójrz, nie ma już nic, albowiem jest tylko nic,
gdzie nic jest w tej właśnie nicości, jedynej
takiej…

Nie wiem, dokąd iść, tak jak się idzie
w noc bezkresną, w mrok i chłód.

Nie wiem. Już nic nie wiem.
Powiedz mi, czy ty mnie…
Dobrze, jeśli nie chcesz nic mówić, milcz.

Milcz w tej ekstazie oczekiwania, w tym bezlitosnym pulsowaniu czasu,
który dudni w żyłach, w głowie i w sercu, i który…

Czy
ty
mnie…

Nie dostrzegasz mnie,
mrużąc załzawione
od wiatru oczy.
Albo dostrzegasz,
tylko udajesz niewidzenie.

Na tych polach zasnutych mgłą ze stogami siana,
z przekrzywionym płotem wokół samotnego domu…

Kto
tu
jest?

Kto?

Opuszczone to wszystko i ciche
tą cichością zagnieżdżoną
w ślepym kącie sanktuarium.

Wiesz, ja się
zmieniłem
od tamtego czasu.

Jestem jak ten brodaty faun,
co klęczy na brzegu
i przegląda się w spokojnym nurcie rzeki
na podobieństwo pochylonego, starego drzewa.

Dokąd tak idę
w tym zapamiętaniu?

Idę, bo szukam, przechodząc przez bramy z mgieł i powietrza.
Zbieram rozrzucone na polu dawne momenty niczym ziarna życiodajnej gleby.

Czy
ty
mnie,
powiedz.

Czy ty…

Przedzieram się przez niepotrzebne nikomu zagaje
W chłodzie, w mroku, w oblepiającej mnie
miękkim całunem wilgoci, jakby pocałunkiem.

Szum. Na liściach szmer
padającego deszczu.
Na drodze, na rozmokłej ziemi. Na rozmiękłej…

To wciąż szumi, w uszach.

Sam już nie wiem,
co jest realnym
spostrzeżeniem rzeczy,
a co fantasmagorią potrójnego wniebowstąpienia we śnie.

Sam już
nie wiem.

Ale jak mam wiedzieć i co?

Kiedy ty, kiedy tak…

Czy ty mnie, powiedz. Czy ty…

Widzę zapłakane oczy mojej umarłej już matki,
kiedy idzie polami, kiedy tak idzie serpentyną dróg.

Skąd
ten
płacz?

Ona wie.

(Włodzimierz Zastawniak, 2023-12-13)

***

https://www.youtube.com/watch?v=eFGp_OHlFzc


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

Arsis

Arsis, 3 december 2023

Misterium

Oto ołtarz. Ten oto ołtarz z zimnego kamienia, z pajęczyną pęknięć. Po jego obu stronach
wsącza się światło z księżyca przez szpary wąskich witraży.
Światło lodowatej jak grób nocy.

Jakieś stukania i szepty z pogłosem echa.
Jakieś roje nie wiadomo czego. Rozmyte cienie w niekończącym się korowodzie
sennej maligny.

Gdzieś tutaj… Gdzieś tam i nigdzie.
Zatopione
w ekstazie smutku…

Trwające przygotowania do nocnego misterium.

W półmroku, w sennym widzeniu.
W dobywających się z otchłani gongach stojącego zegara…

Ktoś tu kiedyś umarł, nie umierając wcale… Ty żyjesz, prawda? Żyjąc raz jeszcze
po śmierci.

Żyjąc w pamięci, bądź na jawie
tuż po przebudzeniu,
kiedy jeszcze,
kiedy wciąż jeszcze…

Srebrzą się krawędzie przedmiotów
w świetle schodzącym z wysoka.
Ono zstępuje, gdzieś spod łukowego sklepienia.

Gdzieś znad
regału
zakurzonych książek?

Prezbiterium?

Albo księgozbioru,
które stało się prezbiterium?

Zstępuje za plecami długowłosej, tworząc nad jej głową coś w rodzaju aureoli.
W blasku stworzenia podczas milisekundowej ekspansji rodzącego się wszechświata.

Idzie wolno. Bardzo wolno, a raczej spływa,
jakby z Raju (z piekła?)
Pani w sukni do samej ziemi czarnej
i w czarnej na głowie zdobionej dziwnymi znakami infule…

Biskupie, to? Nie-biskupie?
Co to takiego?
Jakby nie z tego świata mędrca jakiegoś przybycie.

Albo tak się przynajmniej wydaje
skołatanemu,
choremu umysłowi.

To trwa od wieków, od wieczności całej.
Ta maestria smutku i melancholii
była już zapowiedzią podczas moich narodzin.

Przyszła wtedy
pierwszy raz
majowym deszczem.

W białej i opuszczonej od zawsze sali pustego szpitala.

Wybacz, wszystko mi się miesza.
Nachodzi na siebie falami szumiącego oceanu.

Pamiętasz, jak ci o tym mówiłem? Wtedy, w sennym widzeniu rzeczy.
Byłaś tam
i nie byłaś, zarazem.

Ale czułem twoją obecność
w tym jarzeniu z wnętrza przedmiotów.

Pełza po plątaninie żeliwnych rur moje zdegradowane jestestwo,
ukrywając się w falujących płachtach pajęczyn pełnych przeznaczenia dla martwych motyli
i ciem.

Kochanie. Tak, kochanie. Ale, czy to na pewno ty, kochanie?

Albowiem twoje milczenie
miażdży mnie,
jakby betonową płytą.

Zaciska się wokół głowy
stalową obręczą niemówienia.

Nie wiem.
Nic nie wiem…

Ale widzę, jak w jakieś coraz donioślejszej muzyce
rozkłada ramiona ta postać, ta zjawa kobiety
w mżącej gwiazdami sukni z bardzo szerokimi mankietami…

Odchyla głowę,
ukazując
w półmroku nocy
piękność swojej twarzy.

Odchyla ją
jak w orgazmie,
w pełnej melancholii ekstazie.

To trwa od milionów lat. W tym pozbawionym czasu miejscu. W tej świątyni skruchy…

(Włodzimierz Zastawniak, 2023-12-03)

***

https://www.youtube.com/watch?v=cOUeBXE6IFU


number of comments: 1 | rating: 5 | detail

Arsis

Arsis, 30 november 2023

Twoja twarz w snopach jaśniejącego deszczu

Ono śpiewa.
To śpiewa.
Coś, to coś…

To szumi w uszach jak wiatr, co nadciąga znad bezbrzeżnych pól i sypie w twarz ostrymi
drobinkami zmrożonego deszczu.

To wciąż do mnie mówi i szepcze. Czy słyszysz ten szept? Powiedz cokolwiek. Mów…

Czemu milczysz? Albowiem twoje milczenie…
Ten ciągły,
gorączkowy w uszach pisk…

Twoje usta…
Te twoje
kamienne usta.

Tej nocy, tej oto nocy…

Zagłusz to, bodaj swoim oddechem, swoim biciem serca, skoro tak ma być. Skoro tak…

Widzę kamień, zimny głaz z niewidzącymi oczami. Pokrytą pajęczą siecią,
niczym woalką marmurową twarz.

Wykutą w kamieniu z obojętnością wpatrzoną we mnie. Z wielkim milczeniem rzeczy,
na której zdążył już osiąść kurz..

Puste fotele i krzesła. Kanapa ze śladami wgnieceń.
W przedpokoju wisząca na wieszaku
papierowa torba,
stara po ojcu szpicruta… Więcej nic.

Jakby resztki jakiejś pradawnej ekspozycji,
dawnego życia.
W ogromnym muzeum zapomnienia z trzeszczącą cicho podłogą o nikłym zapachu
woskowej pasty..

Stalowy świt terminatora
nie przesuwa się dalej,
lecz stoi w miejscu
od wieku, wieków, amen…

Nie przesuwa się czas milczących zegarów
o nieruchomych wahadłach.
Okrągłych cyferblatów, pozłacanych, bądź pokrytych zielonkawą patyną wskazówek…

Wpadają przez wysokie okna
snopy jaśniejącego deszczu.
Jarzą się lśniącymi kryształkami na krawędziach przedmiotów.

Oślepiają
i ranią.

Tworzą pod powiekami
mżący powidok.

Rozpryskują się
na porzuconej,
ciśniętej w kąt masce klauna…

Ściekają z wilgotnych ścian. Wszędzie…

(Włodzimierz Zastawniak, 2023-11-30)

***

https://www.youtube.com/watch?v=00FLVIMa8eU


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

Arsis

Arsis, 28 november 2023

To wszystko przybywa z samotności

Jakieś truchła, rozwarte gęby maszkaronów… To tu, to tam nieznośne pokrzykiwania, mlaskania oblizujących się lubieżnie zwidów.

Ich czerwone usta, nabrzmiałe,
przekrwione usta…
Ich rozwarte, bliskie śmierci ramiona, jak te poroża wyostrzone cierpieniem.

Kto tu jest?
Ja tu jestem

Chodzę wkoło, błąkam się, rozgarniam z metalicznym pogłosem
jakieś porzucone sprzęty, radiole, kineskopy starych telewizorów…

Cuchnące trupim tłuszczem,
zastałym w trzewiach frezarek smarem.

Pełno ich tu.

Podnoszę z podłogi, upuszczam.

Odrzucam, podrzucam, przerzucam… Ostukuję młotkiem, żelaznym prętem to tu, to tam…
Jakieś zakamarki, załomy, otwarte, zamknięte żelazne drzwi…

Za nimi kolejne i kolejne zakręty, pomieszczenia, fabryczne hale…

Plątanina korytarzy, prowadzących donikąd rozgałęzień, arterii…

Półmroczne,
pełne
pajęczyn,
opiłków żelaza…

Ściany. Pełne złogów ściany.
Zbroczone chłodziwem, potem i krwią.

Przez wąskie, wysokie okna katedry wsącza się szary świt,
który pada na kamienny katafalk, na zardzewiały złom, plątaninę kabli…

Skąd tu nagle krzyż?

Wielokrotne
spojrzenia
czarnych oczu…

*

Chyba się obudziłem z aureolą światła nad głową.
Wisząca lampa niczym słońce, ale to noc,
okrutna noc spotęgowana w swojej maestrii lodowatej pustki.

To noc…

Ta oto
noc
Ta noc…

Siedzę na podłodze z dębowych,
ułożonych w jodłę klepek.
Siedzę, a może i leżę. Nie wiem.

Tam, nade mną,
a może
poza mną...

Gdzieś w oddali drugiego pokoju,
Po drugiej stronie
mrocznego przedpokoju…

Wchodzi się do niego…
— wychodzi po miliardzie lat…

Siedzę na podłodze, oparty plecami o zimną ścianę.
W dłoniach: „Opowiadania odeskie”, Izaaka Babla.

Przynajmniej jakiś jeden konkret w tej całej pozazmysłowej gmatwaninie nie wiadomo czego.

Chyba czytałem.
I czytam wciąż.
Poznaję te odległe w czasie historie…

I tak oto Benia Krzyk, wygłasza mowę nad grobem swojego przyjaciela.
Nad jego głową słońce w kolorze sepii,
w pełnym jakichś chropowatych przebłysków niebie.

Tak, jak na starej,
celuloidowej
filmowej taśmie…

Coś mówi…

Porusza ustami jak mój nieżywy już ojciec,
podczas nagłych odwiedzin we śnie.

I mówi…

Nasłuchuję, lecz zamiast słów,
tylko szumiąca w uszach,
piskliwa cisza gorączkowego zwidu.

Znowu się tego namnożyło w formie mżących,
kalejdoskopowych plam, kiedy zaciskam je mocno powiekami.

Pełno tu jakichś kantów,
geometrycznych figur,
niekończących się fraktali.

Nachodzących na siebie, przenikających się nawzajem spiral, jak w ciągu Fibonacciego.

Ktoś tu bez wątpienia jest.
Jest i we mnie, i na zewnątrz. Wszędzie…

Ktoś tu jest zatopiony w melancholii przeszłego czasu.

Ktoś
tu
jest.

Przechadza się w tę i z powrotem. Chodzi wkoło.
Schodzi, gdzieś spod sufitu,
podnosząc ręce w geście tryumfu.

Wygraża palcem, wygłasza coś oskarżycielskim tonem…

I wszystko zatopione w piskliwym szumie gorączki. W kompletnej głuchocie.

Bez sensu to
i jakieś niedorzeczne.

Lecz już niedowidzę. Nie widzę konturów rzeczy.

Pulsująca, rozmazana plama przybliża się, to znów oddala… Jakby oddziela się od reszty…

Płynie…

*

Otwieram oczy. Jadę w pustym przedziale pociągu.

Za oknami mrok.

Odbita w szybie zniszczona twarz.

W moich dłoniach… Cóż w moich dłoniach…

Jedynie próżnia, pamięć twojego dotyku.
Ostatnie kęsy wspomnień, przelatują z szelestem ptasich piór, wylatują, mkną…

W pustym przedziale pociągu puste, obite czerwonym skajem siedzenia.

Ze śladami wgnieceń po nieżywym ojcu i nieżywej matce,
kiedy byli tu jeszcze za życia.

I mimo że umarli, to czasami ich widzę.

Machają mi wtedy z daleka,
kiedy przychodzą razem
albo osobno.
Albo, kiedy odchodzą, gdzieś, nie wiadomo gdzie.

To dowód na to, że są.

Metafizyczny bardziej, ale zawsze.

Tak więc leżę na linoleum, mrużąc oczy od światła.
Przesłaniam je rozkrwawionymi palcami po delirycznej walce ze ścianą.

Zaiste, zimno tu
i samotnie.

Toczy się w tę i z powrotem
pusta butelka po alkoholu.
Zdążył się już rozlać w żołądku cudownym ciepłem.

Na podłodze wyrwana
z zeszytu kartka,
pożółkły ze starości, podeptany list…

Coś pisałem,
lecz zapomniałem, co.

Jarzeniówki przygasają w rytm stukających kół.

Dokąd ja
tak jadę?

Do ciebie?

… donikąd… w noc…

(Włodzimierz Zastawniak, 2023-11-28)

***

https://www.youtube.com/watch?v=lSwc-Zydhoo


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

Arsis

Arsis, 25 november 2023

Bo tak

Wiesz, tak mi jakoś. Za oknem deszcz stuka o blaszane parapety. Za oknem szumiący wiatr.

Kwiaty w wazonie, miłe dla oka barwy. Na stole okruchy chleba raniące do krwi.

Rozsypane resztki,
porzucone
wspomnienia.

Krawędź filiżanki nosi ślad twoich ust, z której piłaś jeszcze kawę o poranku.

Smutno mi, bo ty… Bo widzę cię teraz zamkniętą w krysztale ciszy,
wśród chłodnych płaszczyzn wilgotnych ścian. Wilgotnych od łez, od samotnych, pustych
nocy…

Gdzieś
tam,
daleko.

Gdzieś tam…

Bo ty. Ty… Ty…

Kocham cię.

Ale chyba już o tym wiesz. Wiesz, prawda?

Jedyna,
moja.

Kocham cię, bo tak,
bo tak właśnie jest.

Chodź. Przeniesiemy się w czasie,
w głęboką otchłań nieistnienia.
I będziemy tak. Będziemy zawsze.

Powiedz
mi…
Wiem.

Widzę w twoich oczach
blask,
ten oto blask.

Ten blask, co jest jedyny taki.
Ten właśnie blask…
Nie musisz mi nawet nic mówić. Ja, wiem…

Ja,
wiem.
Ja,
wiem.

… wiem…

(Włodzimierz Zastawniak, 2023-11-25)

***

https://www.youtube.com/watch?v=fiXPPPzFz34


number of comments: 1 | rating: 4 | detail

Arsis

Arsis, 21 november 2023

Odejście

Nuklearne popołudnie. Słoneczny skwar. Na ostatnim piętrze czteropiętrowego bloku
przyklejona do szyby moja twarz.

Melancholia i smutek. Nieustające odliczanie. Tykający w uszach czas.

To koniec.

Ten
oto
koniec.

Ten koniec…

Tyle tych końców mających nastąpić
w krótkim unicestwieniu
eksplodującej wodorowej bomby. W ryku budzącego się Lucyfera.

Tykanie ściennego zegara.

Chrzęst zegarowego mechanizmu.

Kapiąca woda
do przerdzewiałego zlewu
w monotonni przeciągającego się konania.

Ktoś tu umarł i umiera po raz wtóry. I umiera wciąż, mimo że już dawno umarł. Rozsypał się
w proch.

Ale to ciągłe konanie.

Umierałem już
tyle razy,
to i mogę umrzeć po raz kolejny.

Jedno więcej
czy mniej,
co za różnica.

A czy to kogoś…
A gówno to ich.

Niech się bawią i gżą
w głupkowatej choreografii niby-szczęścia.

Napijesz się ze mną? Masz, pij! Wychyl ten kielich do dna, tę resztkę krwi.

Marynarz tak pięknie się uśmiecha,
prosi i kusi
spod przystrzyżonego krótko wąsika, tego wąsika, ach, tego…

Aż chciałoby się zaśpiewać
na modłę Sempolińskiego.
Wyrecytować te słowa Hemara.

Spogląda na mnie zalotnie w nabitej błyszczącymi ćwiekami czarnej skórze.

I zrobiło się momentalnie
sado-maso, pejczowato…

… świsty, batogi, rozkoszne jęki…

Odwracam
głowę…

Kto tu jest?

Na podrapanych drzwiach
jakieś napisy,
bazgroły pięciolatka…

Klęczę albo stoję przed wielką planszą
z kolorowymi kołami
obrazującą spektrum autyzmu, bądź sam tylko Zespół Aspergera…

Przed moimi oczami migotanie blasku i barw.
Na liściach szeleszczących dębów, kasztanów kładzie się jaskrawa smuga.
W lustrze zniszczona twarz od ciągłego otwierania i zamykania zapiaszczonych powiek..

Pod powiekami pulsujące obrazy
czegoś, czegoś… Czego?

Nacierają na mnie artefakty
dawnego, chorego życia,
wśród zrywających się do lotu szeleszczących gazet:

Ponawiane z uporem maniaka
kręcące się jak w starych,
czarno-białych filmach noir nagłówki:

Autism Spectrum Disorder, Asperger’s Syndrome…

Asperger’s Syndrome!

Asperger’s Syndrome!


Asperger’s Syndrome!

Atakują mnie. Napastują jakieś widziadła o stalowych dziobach i ze skrzydłami tnącymi
warstwy atmosfer…

Jestem tutaj i znowu mnie nie ma. Ale znowu jestem tu i gdzie indziej…

To jakaś pracownia pozazmysłowego postrzegania rzeczy, choć w okrutnej scenerii
absolutnego osamotnienia.

*

Jaki znowu wiersz!

Czego znowu!

*

Jakieś nagłe wtrącenie
i walenie łbem o betonową ścianę…

*

Za ścianą, za szafą, za fotelem o podartych oparciach
od ciągłego pocierania dłońmi podczas epileptycznego umierania z pianą na ustach.

Ktoś umarł. Czy to ja?

Ktoś już
umarł,
ale żyje.

Przecież żyje,
tak jak w snach o moim ojcu!

Ojciec przychodzi i odchodzi. Coś mówi. Porusza sinymi ustami jakie miał,
leżąc w przycmentarnej kaplicy, w otwartej jeszcze trumnie.

Asperger’s Syndrome
— mówią wciąż widma o nieustalonych rysach twarzy.

Takie to wszystko
pod jedną linijkę,
takie pospolite i bez wyrazu…

Ha! Przechodzę dalej, przynajmniej staram się iść.

W drugim pokoju łózko z pogniecioną pościelą.
Tu leżała moja umierająca z kolei matka
z utkwionym w suficie wielkim zdziwieniem.
Ale zamknęła powieki. Sama, układając się do wiecznego snu.

I tak oto śpi, śniąc razem ze mną, kiedy śnię o niej w sen zapadając się potrójny.

O czym? Nie wiem.
Ale zapewne… Zapewne…

Kto tu jest?

Dlaczego słyszę ciągłe drapania i szmery za drzwiami, za ścianą?
Atak mięsożercy nie musi być nagły.
Łasi się do mnie i przymila, udając kwilenie lecącego majestatycznie albatrosa.

Ojciec już umarł. Matka też.
Przychodzą zatem do mnie.

Chodzą. Wchodzą i wychodzą oknem
otwartym na przyszłość
albo na ciągłe zapomnienie.

I tak wylewa się ze mnie strumień świadomości.
Wylewa się, przelewa. Brunatne zacieki na suficie, ścianach…

Chodzę wkoło, czekając
i trzymając się usilnie
starych, żeliwnych rur,
które ciągną się kilometrami

Przezywają wszystko…

Końcowe odliczanie na pustyni. Gong wiszącego zegara…
Krzyki umierającej matki,
umierającego ojca i mnie, kiedy miałem,
kiedy mam 3 lata albo i mniej. Raczkuję po parkiecie pustego korytarza…

W echach agonii, w kurzu, w apopleksji…
Na ścianach
jakieś obrazy, portrety przodków,
co patrzą obojętnie na każde moje poruszenie.

A więc znowu przeskok w czasie.
Odrodziłem się na nowo, ale tylko na chwilę.

Leżę twarzą do ziemi. Na zewnątrz samotnego domu.
Wokół mnie skrzą się drobinki rozpalonego w słońcu kwarcu.

Wypadłem z wózka?

Widzę ojca jak wychodzi z domu
i idzie po twardym piasku pustyni. Idzie, kulejąc na prawą nogę…

Oddala się, malejąc na tle widnokresu,
w rosnącym coraz bardziej słońcu…Idzie za rękę z matką, idąc powoli, powoli… powoli…

(Włodzimierz Zastawniak, 2023-11-21)

***

https://mickchillage.bandcamp.com/track/pixels-iii-pt-1


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

Arsis

Arsis, 21 november 2023

Rozpad pamięci

Tęsknię za tobą, tak po prostu.

Kocham cię.

Byłaś tu i jesteś, i jesteś wszędzie. To było wtedy, pod wieczór. W lecie dusznym i parnym.
Byliśmy… Wśród kwiatów, wśród płatków nasturcji, w cienistości, w blasku…

Pamiętam…
Cóż pamiętam?

Pamiętam twoje oczy i usta twoje,
olśnione blaskiem wieczoru. Drżące w kącikach refleksy…

Pamiętam… i pamiętam wiele.
A czy ty…
Powiedz, czy ty…

Budzę się w jakimś starym pogorzelisku pełnym skorodowanego żelastwa.
Wokół mnie, nade mną kłębowisko żeliwnych rur, poplątanych kabli…

Opuszczona fabryczna hala, cuchnące smarami wypatroszone frezarki, pozacierane tabliczki
znamionowe, walający się pod nogami pogięty złom.

Co to takiego? Nie mam pojęcia. Od zawsze to nie miało sensu

Dokąd one…
Dokąd tak…
Donikąd tak…

Tak jakby zastały krwiobieg kogoś albo czegoś… Jakiegoś pradawnego bytu, zagadkowej
egzystencji.

Czekałem wtedy na przystanku,
jeszcze żyła moja matka,
ale wiedziałem, że już wkrótce jej nie będzie.

Ona umarła i umiera nadal,
umierając w nieskończoność na moich rękach
z wielkim zdziwieniem w oczach. Takim niepojęcie wielkim.

Tak więc przechodzę przez długie przedpokoje, ciemne pokoje z oknami
zaciągniętymi ciężkimi storami.

Ranią mnie i oślepiają nitki
deszczowego świtu,
które przesączają się, które wpadają, które…

Tak więc przechodzę powoli, albo raczej płynę wcale nie dotykając ziemi. Więc skąd to
skrzypienie podłogi?
Ułożonych w jodłę dębowych klepek?

Opuszczona otchłań wypełniona potęgą
piskliwej w uszach ciszy,
mżeniem wirujących cząsteczek kurzu w szarych tu i ówdzie prześwitach…

Skąd
idą?
Dokąd?

Spójrz, znowu się zapadłem
w bezkresie,
tym właśnie bezkresie.

Wyszedłem z ziemi,
idąc do niej na powrót...
włócząc się zatęchłymi piwnicami

Ściskam palcami cząsteczki powietrza. Dużo go między tobą a mną,
coraz więcej.

Oddala nas od siebie rozszerzająca się przestrzeń
rozpędzona nieubłaganą entropią.
Aż do ostatecznego rozdarcia, unicestwienia wszelkich resztek czasu, wszelkiej pamięci.

Spadają zewsząd wzniecane przez wiatr
szeleszczące gazety, śmieci, ptasie pióra i powtarzają się w oddali wciąż jakieś westchnienia
na zasadzie echa.

Czyje?
Nie
wiem.

Twoje?
Moje?
… niczyje…

Nie ma to już żadnego znaczenia, albowiem nie ma…
.
(Włodzimierz Zastawniak, 2023-11-19)

***

https://www.youtube.com/watch?v=Xg1nI9Y6isU


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

Arsis

Arsis, 16 november 2023

Psychodelium

W starym szpitalu stare odrapane łóżka. Odpadająca płatami farba ze ścian, płachty pajęczyn,
kurz…

Betonowa podłoga, pojedyncze klepki i okna
szeroko otwarte na zieleń szumiących drzew.

Za oknami otwartymi na przyszłość
słońce zsuwa się jaskrawo
po liściach dębów, kasztanów…

Za oknami nadciągający zmierzch,
co skrywa się jeszcze
za sztachetami malw,
za drewnianym płotem
pełnym glinianych dzbanów i jakichś podartych szmat.

Za oknami melancholia ścian
posiniaczonych, nasiąkniętych wilgocią.

Za oknami…
Cóż jeszcze za oknami?

Niesie się piskliwy szum
świdrujący omszone kamienie.

Jesteś tu jeszcze? Do kogo tak szepczę?
W rozkołysanej scenerii krajobrazu, zamiast twarzy dostrzegam olśniewającą aureolę blasku.

*

Zaskoczyłem samego siebie, przyłapawszy się na wzgardzie do nie wiadomo czego.

Zapatrzony w utopiony wizerunek marynarza na etykiecie Tom of Finland, oblizuję się lubieżnie.

Obcisła skóra sado-maso.
Wąsik, ach, ten wąsik.
Błysk ćwieków, źrenic…

Otwieram oczy. Zamykam…

Ćwiczę zamykanie i otwieranie powiek w jakimś dziwnym tańcu,
w mizdrzeniu się do czegoś w oparach absurdu.

*

I znowu idę polami, jakby we śnie. Niosę w ukryciu miłość, okrywając ją ciężkim oddechem
i połą płaszcza przy sercu. Wypada mi spod pazuchy butelką, roztrzaskując się o kamienie.

Przynajmniej tak mi się wydaje. Nie wiem. Już nic nie wiem.
Nie wiem nawet czy jestem,
będąc gdzieś tutaj i nie będąc zarazem.

Wszystko zapomniałem, ulegając atrofii pamięci.

Jak ty miałaś
na imię?
Zofia? Teresa?

Mijają mnie zapomniane widma o twarzach
poznaczonych pikselami czasu.
Omiatają mnie piwnicznym chłodem/

Idę polami. Bezdroża wokół i wszędzie.
I wciąż tylko, i wciąż jakieś szepty, oddechy wiatru, nocy…

Chodzę w kółko
jak na oddziale
dla umysłowo chorych.

Błądzę.

*

Budzi mnie łoskot zapadającej się w sobie wielkiej góry, wielkiego masywu na wyobraźnię.

Przelatują ze świstem blaszane ptaki.
Rozbryzgują się o ceglany mur
z chrzęstem pękających skrzydeł.

W smrodzie wyciekającego zewsząd smaru
wysypują się opiłki żelaza zamiast piór/
I nacierają z gwizdem na pulsujące membrany bolących uszu koszmary sennej maligny…

*

Co? Że nie ma wiersza?
No nie ma i nie będzie.
Zresztą nigdy go nie było.

Bo i po co wiersz?

Już ja dam wiersz,
że aż wam pójdzie w pięty!

Te wszystkie czterotakty, dziesięciotakty
z nieznośną lekkością oddechu, bądź pauzą na oddech…

Będzie pauza,
oj, będzie,
ale na rzyganie!

Zasadzać łapy w rozwarte, skorodowane dzioby i pędem do kubła! Wy, udawani pięknisie,
pachnący fiołkowymi perfumami, a tak na prawdę śmierdzące błazny z dziurami w zębach.

Wszystko zarzygane, obrzygane,
jak w luksusowej stołypinówce
nocnego ekspresu do syberyjskiego łagru.

Uwaga!

Czas na wypróżnianie!

Walą kolbami
po zadach.
Odbijają nerki.
Nikt nie zostaje w tyle!

Kto zostaje, temu kula w łeb!

Nie ma zmiłowania. Już ja wam dam zmiłowanie…

Pędzą na trzaskający mróz, na ujadający
wściekłymi psami mróz,
w którym uryna zamarza, nie dolatując do celu
i zwisa łamiącymi się patykami z zawszonych gaci.

Lecz nikt
nie zdąża,

Każdy lezie po każdym, umazany gównianym pancerzem po samą szyję, co pęka,
rozlatuje się na kawałki
przy najmniejszym poruszeniu.

*

Na lichym ogrodzeniu otaczającym pustkę
zwisają resztki z szarą sierścią kozła. Nie przeskoczył.

(Włodzimierz Zastawniak, 2023-11-16)

***

https://www.youtube.com/watch?v=YVKELrH8CbE


number of comments: 0 | rating: 1 | detail

Arsis

Arsis, 11 november 2023

Budowanie wieży

Śpiewam i tańczę. Nie, nie śpiewam i nie tańczę.
Powiedz, gdzie ty jesteś?
Ja tylko tak. ja tylko tak chciałem…

Zresztą wiesz. Wiesz, prawda?

W pustym pokoju. W półmroku pokoju.
W szarej, deszczowej egzystencji.
W kroplach ściekających mi po rzęsach, twarzy…

Gdzie jesteś?
Powiedz…

Ja nie tańczę.
Nie prawda…
Nie tańczę i nie śpiewam...

Tęskno mi…
A czy tobie…

Piszę do ciebie list, pisałem.
Coś pisałem.
Co? Nie pamiętam.
Urwane w połowie zdania, jakieś gryzmoły, schizofreniczne wizje w odmętach mroku.

Strumień świadomości wylewa się ze mnie i zalewa niezapisane do końca kartki, albo
i zapisane, tylko nie wiadomo czym…

Poplamione,
podeptane,
pogniecione kartki…

Powiedz, gdzie ty jesteś? Ja jestem tutaj, o, tutaj…
Spójrz na mnie.
Jestem tutaj i nigdzie.

Jak długo?
Nie wiem.

Ale wiem, że czekałem we śnie i czekam nadal,
zaplątany jak motyl
w pajęczej sieci żeliwnych rur.

Wsłuchany
w ich jęki i bulgoty…

Plątanina starych żeliwnych rur.
Rdza pokrywająca moje dłonie…

To miał być wiersz?
Nie. Nigdy nie będzie to wierszem, bo i nigdy nie miało to był gównianym, pieprzonym
wierszem. Ugładzonym, wymuskanym, wycacanym…

Co najwyżej brudną maligną
chorego umysłu
zanurzonego w oparach rozgorączkowanego absurdu.

Gdzie ty
jesteś?
Jesteś? Gdzie?

Szukam cię
i nie widzę.

Macam wokół rozedrganą ręką jak ślepiec.

Nie widzę nic. Niczego. Nic…

Wiesz, kocham cię. Tęskniłem i tęsknię jak wtedy,
kiedy wracałem w środku lata, w pomarańczy zachodzącego słońca.

Wracałem
w pełnej
melancholii
samotnego człowieka.

Skąd? To nie ma znaczenia, skąd.

Wracałem
pustym
autobusem…

Spoglądając przez okno…

A wszędzie rozkopane doły. Jeden wielki plac budowy.

Były kładzione torowiska, rozjazdy,
betonowe płyty
nie wiadomo czego.

Betonowe tunele,
wzmocnione fundamenty.

Spawacze w czarnych maskach
przypięci do butli ze sprężonym powietrzem…

Wiszący jak
grona na krzewie.

W chmurze pyłu, w jaskrawych blaskach acetylenu
wznosiła się kratownicowa wieża do samego nieba pełnego ptaków.

(Włodzimierz Zastawniak, 2023-11-11)

***

https://www.youtube.com/watch?v=Dzf3kBdqePY


number of comments: 2 | rating: 5 | detail

Arsis

Arsis, 7 november 2023

Ocean zapomnienia

Cicho tak. Przechodzę w słonecznych prześwitach, co się zalęgły w gałęziach rozkołysanego
drzewa.

Gdzie tak idę?

Podążam powietrzem, niedomówieniem, wyszeptaną zaledwie chwilą.

W tych cienistych smugach zapomnienia,
w tych ramionach mrocznych i zimnych.

Czy ty
mnie…
Powiedz…

Ja szepczę, niosąc na ustach twoje imię.

I jeszcze, i wciąż, i raz jeszcze
w tej otchłani nieba.
Ptaki fruną w migocie blasku.

I mnożą się nawoływania, i dzielą.
Scalają na nowo w jeden pogłos życia.

Tak mi jakoś.

Gdzieś tutaj,
bądź gdzieś…

Przybywam z głębokich pokładów czasu, zbyt odległych, aby można je było przywołać
w pamięci.

Przybywam,
materializując się we śnie.

Po co?

Nie wiem, ale wiem, że wychodzę drzwiami
otwartymi na przyszłość,
następując próg
z cichym trzaskiem dębowej deski.

Spoglądam przez ramię i widzę przeszłość
(dawną teraźniejszość)
w wirującym kurzu zapomnienia.

W przedpokoju, w tym chwilowym bycie,
słońce kładzie ukośne promienie światła
na ścianie, podłodze,
na każdym sęku, pęknięciu, załomie…

… wbijającej się pod paznokieć drzazdze,
kiedy ściskam, ściskałem
drewnianą poręcz schodów, dotykałem ramy obrazu, niczego…

Ja tu byłem,
nie będąc
wcale.
Bądź jestem.

Coś się pomieszało,
ugrzęzło w chaosie.
Spadło z łoskotem,
z brzękiem tłuczonego szkła…

I jeszcze
raz,
i wciąż…

Szło jak ginące z wolna echo,
długo, długo… odbijało się od sufitów, ścian…

(Włodzimierz Zastawniak, 2023-11-07)

***

https://www.youtube.com/watch?v=BS5K_8ZFpgM


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

Arsis

Arsis, 6 november 2023

Oczekiwanie

Jestem tutaj. Jestem tu… Gdzież ty? Mów do mnie. Nie milcz! Mów. Pełna tej miłości, która,
którą…

… której…

W kaskadzie blasku, w migoczących prześwitach na liściach wierzby, kasztanu…

Mów do mnie. Nie milcz! Mów…

Jesteś i milczysz, mając kamienne usta zimnego posągu.
Milcząc jak przedmiot,
jak popiersie w zapomnianym muzeum czasu.

W którym słychać ciche trzaski rozsychającej się,
ułożonej w jodłę dębowej klepki o zwietrzałym zapachu woskowej pasty.

Jestem tutaj i czekam.
W samotności,
w przedpokoju…

W pokoju pełnym pomarańczowego światła.
W tym właśnie, w którym umarła przed laty moja matka,
patrząca teraz oczodołami zasklepionymi ziemią spod lastrykowej płyty zimnego grobu.

*

Za oknami szum zielonych liści
spętanych jakimś przesileniem,
szeptem liściowego bożka.

I ta łuna nadciągającego zmierzchu, co mami i kusi
tęsknotą, melancholią, smutkiem…

W którymś ostatnim dniu lata
na ścieżce, na asfalcie parkowej alei…

Pośród stąpań,
chrzęstu kamieni.

Czy mnie
słyszysz?

Ja słyszę i czekam,
płynąc powietrzem w przezroczystej aureoli nieba.

Czy ty mnie…
Powiedz, czy mnie…

Ja —
tak.

Ja —
wiem.

Ja —
czuję…

W koegzystencji szeptów i cieni,
co wydłużają się
pod wieczór,
przerastając drzewo.

W nieostrej widzialności kształtów. Tam, nad łąkami w awangardzie snów.

Płynących
jak dym
nad ziemią…

(Włodzimierz Zastawniak, 2023-11-05)

***

https://www.youtube.com/watch?v=wR4pOKc3E_M


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

Arsis

Arsis, 28 october 2023

Byliśmy

W tamtym śnie i w tamtym… A w każdym z nich TY.

Wiesz, jak to było?

W dusznej godzinie lata, wśród skwaru, pod baldachimem rozłożystych drzew, migoczących
słonecznych prześwitów…
Na asfalcie parkowej alei nasze ciche kroki, chrzęst żwiru, cienie…

Dmuchawce wokół nas, za nami… — wszędzie…

W rozpełzłej przy ziemi koniczynie trzmiele huczące basem, puszyściejące w przelocie
dzienne, wieczorne motyle.

Ptaki przepłukują
swoje gardła
w jeziorze nieba…

i spowite tęsknotą szepty
idą w podmuchach
nadciągającego zmierzchu, co zwiastuje noc upojną i tkliwą.

Idziemy
obok,
razem…

Odbiegasz ode mnie na kilka kroków.
Przystajesz, bym cię pochwycił.
I pochwycona drżysz, drżąc w moich ramionach od czułości i łez, pragnienia zmysłów.

A kiedy chwytasz mnie za dłoń…

… przepływamy powietrzem, przepływaliśmy
jakieś bramy z paproci i kwiatów w gęstniejącej, miękkiej jak jedwab ciszy…

Byliśmy w Raju,
będąc jeszcze
i raz jeszcze
ten jeden, jedyny…

Czas tu nie ma znaczenia,
choć i tak zapętla się dziwnie, kołysze.

Jesteśmy, byliśmy, będąc albo nie będąc, albo jeszcze…

Kiedy przechodziliśmy w teraźniejszość jasną smugą słonecznego blasku,
to wkraczając w przyszłość, tkwiliśmy jeszcze w przeszłości pełni sentymentalizmu
i wzruszeń.

Byliśmy
i będziemy,
albowiem będziemy…,

(Włodzimierz Zastawniak, 2023-10-27)

***

https://www.youtube.com/watch?v=4T3GxATFtig


number of comments: 0 | rating: 3 | detail

Arsis

Arsis, 1 october 2023

Przeszywa mnie tęsknota twojego widzenia

Wiesz, idę z cieniem, bądź w blasku nicości. W gałęziach szmer upływającego czasu…

Idę ścieżką wolno i w pochyleniu
z rękami trzymanymi z tyłu.
Idę z cieniem, który snuje się razem ze mną krok w krok.

W koronach drzew migot liści, taki jesienniejący z wolna, przeszyty rdzą.
Lecz nie buntuję się przeciw perspektywie nadciągającego końca, gdyż kocham cię
właśnie w myślach.

Kocham
na jawie
i we śnie.

Który to już raz sennym wydajesz mi się niebem?

Trzymam twoją dłoń w ekstazie oczekiwania.
Tak, jak można czekać jedynie na Raj.

Zawsze jesteś, choć nie zawsze cię widzę.
Jesteś w tym swoim jestestwie, bardziej do mgły podobnym niż żywym.

Ale jesteś
i ja
jestem.

Jesteśmy tak, że bardziej już nie można być,
mimo że enigmatycznie
i w jakiejś pogmatwanej percepcji czasu.

Tylko tutaj albo wszędzie.
W jednoczesnym odczuwaniu wszystkich światów.

Nasze obrazy jak dym
z łęciny płyną.
Nad łąką, nad lasem. I dalej. Za las…

Gdzieś w przestwór obłoków
w drgającym powietrzu. W niebie.

(Włodzimierz Zastawniak, 2023-10-01)

***

https://www.youtube.com/watch?v=inYj_KdR31Y


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

Arsis

Arsis, 30 september 2023

Coś ruskiego się zwaliło

Znaleziono to w lesie zamiast grzyba
z napisem „russkij, betonowyj chuj”.
Zatem szukano pół roku chuja albo i nie,
bo i po co ma się dowiedzieć o tym ciemny lud?

Więc wystaje środkowy palec z runa,
partyjne logo tych, co sprzedają kraj!
„Ignorancja to siła”, albo „Popierać i cmokać,
nie przeszkadzać nam!”

Łopoczą pełne frazesów czerwone sztandary
a jak komu źle, ten chuj.
Przy korycie słychać tylko chłeptania i kwik
różnych konusów, spieprzajdziadów, szmat.

Będziem do końca świata kraść
i nikt nie przeszkodzi nam w tym!
Ochłapy z pańskiego stołu
w bezzębne pyski i żuć! Pan daje? Brać!
Nie odciągniecie nas! Nie odgryziecie, psy!

Ach, uginają się półki od tych wszystkich win.
Jak nie tego to tamtego i wciąż…
Myśmy coś zawinili? Nieee. To oni!
Pozostaje tylko walić o ścianę łbem,
rzygać, do upadłego chlać.

(Włodzimierzz Zastawniak, 2023-09-30)


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

Arsis

Arsis, 29 september 2023

Dwie miłości

Wiesz, jakoś tak mi smutno i tęskno. Jesteś daleko, gdzieś nie wiadomo gdzie…
Jesteś daleko, a ja… A ja tutaj w ciemności i mroku… A ja...

Powiedz mi, mów, wyszeptaj to słowo…
Wiesz, jakoś tak tęsknie, jakoś mi tak…

Stoję w oknie i patrzę na ciemne zarysy drzew.
Ciemne, bo to noc. Ta noc, co mnie tłamsi i dusi. Ta noc…

Idę, spaceruję w blasku księżyca, gwiazd…
Przytulam się do ścian starej kamienicy, do zarysów rozkołysanych drzew.

Kto tu
jest?
To ty?

Dlaczego milczysz? Powiedz mi, mów…

Matko, to ty?

Widzę twój wizerunek. Umarłaś przeszło dwa lata temu…Twoje ciało
zdążyła pokryć w grobie zielonkawa pleśń.

Więc skąd nagle
w księżycu twoja twarz?

W odmętach pustki idę wciąż, rozgarniając iskry gwiazd.
Jestem sam i czekam na twoje przybycie, kochanie.
Czekam na ciebie tutaj, właśnie tutaj, w srebrnej aureoli księżycowego blasku.

Znajdziesz mnie.
nad ziemią
tam, jak dym z komina płynie.

Nisko,
nisko…
A może wysoko?

Jakaś nikła poświata w oknie…
To ty? Przyszłaś, nie mówiąc mi wcale?

Lecz w tym oknie,
w tym pokoju
nie mieszka nikt.
Nie mieszka od kilkudziesięciu lat.

Ktoś tu
kiedyś
umarł,
ktoś tu żył.

Ale teraz jarzy się poświata w błękitnawym blasku duchowej egzystencji.

Kto tu jest?
Już wiem.
Kochasz mnie.

Tylko kochasz enigmatycznie,

Kochasz mnie, kochając
w konspiracji,
podczas długich wieczornych spacerów i medytacji wśród gwiazd.

Jesteś niewidzialna jak powietrze

Kocham cię,
kochając
raz jeszcze.

Kocham cię jak wiatr,
co otula wszytko
cichym szelestem drzew.

Wiesz,
jestem
zagubiony.

Moje ucieczki kończą się zazwyczaj na dworcach,
na których jestem jako ja, i nie-ja, albo jako on albo ono…

Jest mi zimno
a w tym zimnie, tylko ty.

A w tej tęsknocie, a w tej otchłani nocy…
Nie! Nie zdradzę twojego imienia,
niech pozostaną w niewiedzy te łazęgi znad nieświadomych pól.

Kocham cię…

(Włodzimierz Zastawniak, 2023-09-29)

***

https://www.youtube.com/watch?v=-04U-EMeU9E


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

Arsis

Arsis, 28 september 2023

Operation Greenhouse

Weź mnie za rękę, pójdziemy w głąb. Pójdziemy tam, gdzie noc, gdzie nic. Spójrz,
noc nachodzi na nasze brwi po tym nagłym wniebowstąpieniu samego Lucyfera.

Patrzy się jeszcze tym swoim wzrokiem…
O, Boże, jak patrzy!

Weź mnie za rękę i chodź. W szumie oceanu, w cichnącym krzyku martwych już mew.

Krocząca śmierć w aureoli blasku.

Idzie w spazmie agonii, skręcając w spiralę czas. Przeszywa drgające ciała
miliardami igieł w eksplozji słońca.

Zresztą do tej pory ten wschód
odbija się echem
od czarnych masywów spalonych wniesień.

Weź mnie za rękę i chodź.

Pójdziemy
w śmierć.

W ten jaskrawy potok nuklearnego piekła. Zapatrzeni w świetlistą, wabiącą wszystko rozkosz.

Umarliśmy? Umrzyjmy jeszcze raz. I jeszcze, i wciąż…

Kochanie, czy słyszysz gwizd
umykającego czasu?
To o nas tak śpiewa. To o nas, to o nas…

To o nas…

T o
o
n a s…

W starej gazecie sprzed siedemdziesięciu lat czarno-białe zdjęcie.

Nas?

Idziemy wciąż.
Idziemy
prosto w noc.

Idziemy, uchwyceni w kadrze.
Zatrzymani
w dziwnej substancji czasu
na równi pochyłej samotności.

Ogłuszeni hałasem
zniżamy swój lot,
ku innemu światu pełnego drzew.

Gdzie cisza zwiesza gałęzie do samej ziemi.

(Włodzimierz Zastawniak, 2023-09-28)

***

Operation Greenhouse – seria amerykańskich testów broni jądrowej, która miała miejsce w 1951 roku na atolu Eniwetok w archipelagu wysp Marshalla, na Pacyfiku.

***

https://www.youtube.com/watch?v=5kXF85xbpQg

https://www.youtube.com/watch?v=obywi9-jS0g


number of comments: 0 | rating: 3 | detail

Arsis

Arsis, 21 september 2023

Truchła, maszkary, szkielety…

Usiłowałem coś. Nadal usiłuję… Co? Spogląda na mnie z lustra obojętna albo przejęta
smutkiem twarz. Trochę podobna do mnie i trochę do nikogo…

Kto tu jest?

Osacza mnie okrutna noc. Mruga do mnie oczami.
Całymi rojami zimnych gwiazd…

Noc i nic.

I znowu nic, bądź noc…

Ktoś tu był. Zniknął w otchłani czasu.

Ktoś,
coś
albo ono…

Szalejący wir samotności mży drobinkami kurzu
w mdławej poświacie wiszącej lampy.

Wspina się po ścianie skrzydlaty cień,
porusza odnóżami.

Dotyka czułkami plątaniny
żeliwnych rur,
która rozpierzcha się
pod wybrzuszonym stropem.

Żeliwna plątanina rur, bulgocząca i pełna jęków.



Ktoś się przechadza na poddaszu w tę i z powrotem. Słychać wyraźnie powolne, ciężkie
stąpania…

….

Otwieram powieki, zamykam…
Trzepotanie powiek
trwa przez kilka minut.

Coś mnie
oślepia,
coś przenika…

Słońce? Nie. Jakby powiew przeciągu.

Przepływają przez pokój widma, lecz jakieś zmechanizowane, stechnicyzowane..

Podejrzanie nowoczesne jak na pradawny sen somnambulika.

Podają sobie ciężkie przedmioty od ramienia, od czoła… Czaszki, nie-czaszki, stalowe
obręcze, zębate koła…

Roznoszącą woń elektryczności podręczną maszynerię.



I znowu się wszystko
od nowa tworzy,
ale tym razem
od końca do końca.

I znowu od końca.
Nie wiadomo po co.



Uchwyty, przekładnie, powyginane pręty…
Zeskorupiałe, rdzawe plamy.
Poprzecierane tabliczki znamionowe…

Frezarki podpierają ściany w jakiejś dawno opuszczonej fabryce niepotrzebnego złomu
ze zwisającymi, pozbawionymi wrzecion głowami.

Niczym strudzeni w dworcowej hali, co czekają na Godota.



I znowu do końca…



Rozsypujące się truchła, maszkary…

Leżące szkielety
koni, psów,
hipopotamów?

Pełno tu tego, aż po horyzont
siny i mokry, jak u Beksińskiego…



To jeszcze nie wszystko.



Jeszcze się zrywa skądś rozjuszona bryła
i stacza się z łoskotem po zboczu sennego masywu na wyobraźnię.



Jestem tu
jeszcze?

Odpływam.

(Włodzimierz Zastawniak, 2023-09-21)

***

https://www.youtube.com/watch?v=-aaGjweSZzw


number of comments: 0 | rating: 1 | detail

Arsis

Arsis, 15 september 2023

Biała melancholia, czyli życie w epoce oszołomienia

Czemu tak się na mnie patrzysz? Zamykam oczy, otwieram… (ćwiczę zamykanie i otwieranie
powiek…)
Widzę wciąż to patrzenie nieustanne i tkliwe.
Czemu wciąż?
To patrzenie na kogoś. Na kogo?
Na mnie… — to patrzenie… Ale przecież ja nie jestem do patrzenia, więc po cóż ten wzrok
utkwiony we mnie?

Cień na ścianie, księżycowy blask…
Na ścianie drżenie liści, zarys gałęzi dębów, kasztanów…

Na ścianie utrwalony krzyk liściastego boga, co szepcze, co snuje jakąś melancholię.

Pieśń nad pieśniami
w jakiejś sennej imaginacji.

Na ścianie
odblask źrenic…

Kochasz mnie?

Wiem, że mnie kochasz, kochając w sekrecie, na jawie, we śnie…

Albo to tylko
o tobie
moje wyobrażenie…

Padam na kolana, między pustymi fotelami,
w nocy, w blasku wiszącej lampy.
Padam na kolana, na twarz, znacząc językiem wilgotny ślad między sękami dębowej klepki.

Cisza tak wielka, że aż w uszach dzwoni
i szumi wodospadem
buzującej w żyłach krwi.

Jesteś
tu
jeszcze?

Ja jestem i czekam.

Czekam, czekając, jak tylko czekać można w zakochaniu.
Nasłuchuję, nasłuchując w beznadziei kroków na schodowej klatce, tak jak wtedy,
kiedy czekałem na powrót umarłego ojca.

Kto tu idzie? Kto idzie prosto do moich drzwi?

Ty? Nie. Nie idzie nikt.

Miał ktoś przyjść, nie przychodząc wcale.

To tylko moje serce wybija rytm stalowymi kołami jadącego pociągu.

Nachodzi na mnie czerwony skaj
pustego przedziału,
siedzeń całego wagonu.

Dokąd
tak
jadę?

Do nikogo.

Jadę do nikogo, ściskając w dłoni zszargany,
poplamiony egzemplarz
„Moskwy-Pietuszki”,
Wieniedikta Jerofiejewa.

Szarpnięcie, zryw i znowu piskliwy zgrzyt hamulców…
Głuche dudnienie na drewnianych mostach, betonowych wiaduktach…

Donikąd,
donikąd,
… d o n i k ą d….

Kochasz mnie?
Pokochaj zatem, jak ta wyimaginowana Jewgienija.

Wiesz?

Wracałem wtedy z nocnej zmiany
olśniony liliowym wschodem słońca. I myślałem o tobie.

Wysłałem tak, jak tylko może myśleć zakochany w pięknej kobiecie samotny mężczyzna.

Myślałem, co robisz,
jak się czujesz, co ci się śniło…

I o tym, czy myślisz o mnie…
A, myślisz? Powiedz, myślisz?

(Włodzimierz Zastawniak, 2023-09-15)

***

https://www.youtube.com/watch?v=6CUCHNao8l4


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

Arsis

Arsis, 10 september 2023

Tajemnica światła

To się wciąż oddala, przemieszcza, przesuwa… Nachodzi na mnie srebrzysta powłoka
widnokresu.
To się przemieszcza w świetlistej aureoli melancholijnego spojrzenia.
I drży, drżąc we mnie i poza mną w tych cichych szeptach strzelistej topoli…

W pęknięciach sufitów, ścian zalęgły się pogłosy
z głębokiej otchłani przeszłego czasu.
Z poszczególnych etapów minionych epok i lat.

Nie mogę ich przegonić, odgonić,
albowiem rezonują
na zbyt wielu płaszczyznach.

Zatem śledzę je za pomocą
matematycznych wzorów
i zimnego oka mikroskopu,
wpatrując się w tę całą subatomową menażerię.

Puste fotele jeszcze ze śladami wgnieceń po kimś dawno zmarłym…

Po kim? Nie pamiętam.

Ale pamiętam…
… w zasadzie — nic już nie pamiętam…

Przede mną stół z pękniętym wazonem na pół,
pajęczyna, wirujący kurz…

To tutaj,
gdzieś tutaj…

Było, minęło, uskrzydliło się i odfrunęło jak dusza mojej matki.

Jak ptak, co pozostawił
po sobie
rozkołysaną gałąź.

Pod twoją nieobecność
zamykam ciebie
w krysztale,
twoje wspomnienie,
zaginając jego krawędzie do środka.

Rozbłyska światłem,
przyćmiewając
jarzące się od wewnątrz krawędzie przedmiotów

I milczenie
rzeczy
wykute
w kamieniu.

Tańczę na środku pokoju olśniony
srebrzystą nawałą
księżycowego blasku.

Przytulony do powietrza,
przeszywam ramionami
lodowatą próżnię kosmosu.

Podążam wokół stołu
niczym planeta okrążająca gwiazdę.
Podążam w majaku somnambulicznego zwidu.

Wydaje się, że jestem kometą z długim warkoczem rozwianych cząstek topniejącego lodu.

Pędzę w przestwór
wiecznej samotności…

(Włodzimierz Zastawniak, 2023-09-10)

***

https://www.youtube.com/watch?v=LAjPEHtlnG8


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

Arsis

Arsis, 30 august 2023

Kocham

Za oknem deszcz, ten znowu deszcz. Ten deszcz… Za oknem drzew puszyściejący szum.
Liści szept… Za oknem smutek ten…

Nie! Ma być bez rymu.
Po cóż rym?

Nade mną plejady gwiazd w jakimś nagłym wyłomie chmur.

I znowu sam.

W bezkresie milczących snów,
co majaczą na horyzoncie kaskadą przytłumionego blasku.

Powiedz mi.

Mów…

Noc wdziera się w każdy załom i pęknięcia sufitu, ścian.
Między trzaski rozsychającej się klepki, regału dźwigającego książkowy garb…

Skąd ten poryw wiatru
z przeszłości?
Skąd ten nagły przypływ wizji?

Kocham cię bezwarunkowo i bezapelacyjnie…
Kocham cię tak,
jak tylko można kochać skarb…

Czekam tutaj.

I czekam wciąż zatopiony w czasie
a raczej bez-czasie…
Czekam i tęsknię tak jak ktoś,
kto czeka moknąc na deszczu.

Czekam jak wtedy, kiedy czekałem na przystanku na autobus. Na kilka dni przed śmiercią
mojej chorej matki.

Padał wtedy deszcz, taki marcowy, mieniący się kolorami tęczy.

Skąd te kolory? Nie wiem. Ale chyba z nieba, z miejsca, do którego zmierzamy.
Tam, gdzie jest wieczne lato…

Padał wtedy deszcz…

I wszystko mżyło,
kropliście lśniło.

Ciii…

Słyszę czyjeś spóźnione kroki na ulicy, w granacie nocy…

To jakiś człowiek z teczką i w szarym garniturze,
któremu została powierzona rola prestidigitatora.

I którego nikt tutaj nie oczekuje.
Ale jest, będąc jakby na przekór.

Jest i znika.

Ale oto znowu jest, nie będąc wcale.
Jest, ale będąc w niebycie i w niewidzeniu…

Czy ty mnie kochasz?

Przepraszam za to wtrącenie bez sensu.
Ale po co sens, skoro miłość rozsadza mnie od środka?

Jestem tutaj i tęsknię.

Wiesz?

Kocham cię. Tak, po prostu.

Prestidigitator znikł, jak na prestidigitatora przystało. Choć, tak na prawdę nie było go tu
wcale.

Kochasz mnie?

Nie musisz nic mówić. Poczekam…

(Włodzimierz Zastawniak, 2023-08-30)

https://www.youtube.com/watch?v=mJfA6gmfoFU


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

Arsis

Arsis, 6 august 2023

Unisono

Wyszedłem z nocy, wyszarpałem się z jej szponów… Przytłoczony do samej ziemi,
przygnieciony natłokiem mroku.

Przesłaniam dłonią
szczypiące oczy
jak ślepiec porażony po latach jaskrawym słońcem.

Wyszedłem z labiryntu cienia, z pomroku dziejów, z niemocy poruszeń…

Idę powoli otulony płaszczem
szumiącego wiatru.
Idę przed siebie, wkraczając w jasność nieznaną.

Idę przed siebie,
za tobą w ślad.

*

W aureoli
światła
— bogini kwiatów.

Rosnąca w moich oczach i jeszcze piękniejsza
z każdym momentem ukrytego spojrzenia.

Zamiatają ci drogę gałęzie płaczącej wierzby, kiedy tak idziesz w rozwianej szacie…

Idziesz. Idziemy, idąc raz jeszcze
w cień zagłębiając się skrzydlaty.

Muskasz palcami to, co twoje i moje.

I dajesz od siebie, do mnie…
I dalej, w następne pokolenie.

Coraz dalej w las, do woni igliwia, gdzie cisza spada z wysoka.

Chwytam cię za rękę
lekko jak we śnie,
zabiegając ci podstępnie drogę.

Nie odwracasz wzroku,
nie patrzysz albo tylko udając niewidzenie.

Więc patrzę za nas, obrysowując palcami twoje rozchylone usta.

Nie chcesz?

Spójrz
na
mnie.

Chodź.

Wejdź w unisono
wspólnego oddechu.

(Włodzimierz Zastawniak, 2023-08-06)

***

https://www.youtube.com/watch?v=caDO1uabmj4


number of comments: 0 | rating: 2 | detail


10 - 30 - 100  






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1