Elżbieta Trynkus, 12 august 2010
Nie było mnie nigdzie. Nie istniałam.
Kiedy spotkały się dwa elementy
zaistniałam zaczęłam umierać
umieram z przerwą na życie
aż mnie znów nie będzie.
Elżbieta Trynkus, 12 august 2010
Jesteś.
I to jest takie dobre
jakbyśmy szli po tęczy
trzymając się za ręce.
Chmury jak waniliowe lody
Kolory odbijają się w oczach
i nawet włosy masz tęczowe.
Dzwoneczki na czapkach,
kubraki, buty z nosami
co w niebo zaglądają.
Dwoje błaznów na tęczy.
I to jest takie dobre.
Elżbieta Trynkus, 11 august 2010
Kupujcie, kupujcie,panowie i panie,
Balony, balony,baloniki.
Weźcie je na bal. Uniosą was wysoko.
Polecicie ku barwnym krajom.
Strój nieskalany. Oko głębi pełne.
Biały szal na ramię zarzucony.
Mazur zadzierzysty po pradziadach
przechowany. Korona cynfolią wyklejona.
Rankiem szarzeją błękity. Złoto śniedzią się kryje.
Biel jest przeszłością.
Ja jestem zawsze. Ja, wasz sprzedawca.
Kupujcie, kupujcie, panowie i panie.
Elżbieta Trynkus, 10 august 2010
Świat jest muzyką.
Arią na strunie G,
Popołudniem Fauna.
Leniwie płynie strumień.
Cień słońcem prześwietlony
plamkami złota pokrywa
rzeczy i twarze.
Ciepłe wiatru tchnienie
trąca strunę zapomnianą
i śpiewa, śpiewa
w konarach drzew.
Gwiazd koloratury.
Księżyca basowanie.
Człowiek głowę przechyla.
Smakuje muzykę.
Szuka harmonii.
Znajduje pękniętą strunę.
Elżbieta Trynkus, 10 august 2010
A cóż mi tu,Waśćka, prawisz?
Na co mi twoje amory?
Gdzie koń mój?Mój kary, bułany.
Dobry duch tych wzgórz.
Pola i lasy- o, te pamiętają grzmot kopyt,
oko błyszczące,grzywę jak warkocz Bereniki.
Niósł mnie mój konik przez wiatr.
Klaśnięcie dłoni o dłoń
SPRZEDANY!
Oszalałe oczy.Grzywa od potu splątana.
Panie, cóżem ci uczynił?
Nosiłem ciebie i dzieci twoje.
Panie, gdzie zabiera mnie ten człowiek?
Krew. Chrapy łopocą. Uciekaj.
Nogi połamane.
Skrzydła w strzępy porwane.
Zeżrą, przetrawią,
wydalą bieg i radość bycia.
I cóż mi tu, Waśćka, prawisz?
Na co mi twoje amory?
Jestem stary.Zachoruję,
sprzedasz mnie na rzeź.
W niebie spotkam konie moje.
Pobiegniemy przez wiatr.
Elżbieta Trynkus, 9 august 2010
Da, no widzisz, bratan.
Dziś dusza już nie tak czysta
jak tamta
duszyczka nieskalana.
Ech, duszka, duszeńka
maleńka jak dzięcięcia piąstka.
A biała jak śnieg.
Da, widzisz, bratan.
Przeżyło się lat, latek.
To i dusza przybrudzona nieco.
Bo jak tu żyć z duszą bieluśką,
gdy dzień zaczynasz od płaczu.
Kończysz nienawiścią
do tego, co jest.
To i jakże bieluśkim być?
Ano widzisz, bratan,
tak by się chciało żyć
jaśniejąco, przepięknie.
Błogosławić dzień jak dar.
A tu, bratan, tylko to,
co może być. Szara pustka.
To i dusza szarzeje.
Plami się. Pustką się staje.
Czasem batiuszka świeczkę zapali.
Basem pieśń wyśpiewa.
Hospodi, pomyłuj.
Pomyłuj duszy zszarzałej,
stroskanej, zamarłej.
Hospodi...
Elżbieta Trynkus, 9 august 2010
Łagodne oczy Buddy z czułością obserwują świat.
Obojętność dawno opuściła Nauczyciela.
Można było marzyć pod drzewem banjan,
gdy świat był młody,spokoju pełen.
Tak urodziwy jak panna spłoniona męża czekająca.
Dnie i noce szukałeś prawdy.
A ta kryła twarz za zasłoną ułud.
Zdarłeś jedną. I jeszcze jedną.
Okruchami prawdy karmiłeś lud swój,
aż odszedłeś w sen i oczekiwanie.
Spod przymkniętych powiek spoglądasz na inny świat.
Okruchy prawdy rozsypane,rozproszone myśli,rozbiegane oczy.
Wyczekujesz. Szukasz spojrzenia Nauczyciela z Nazaretu, łagodności Kriszny, miłosierdzia Kuan-in. W ich oczach
nie ma już gniewu,jeno litość niezmierzona.
Żal za świata urodą.Żałość przed nadejściem nocy.
Sznur Nazarejczyka wysunął się z dłoni zmęczonej.
W świątyni Pana szalbierze kupczą życiem.
A On oniemiały szuka pocieszenia w łagodnych oczach Buddy.
Rama, Rama! Kriszna, Kriszna!
Bębenków dźwięk pusty tradycją rozbrzmiewa,
lecz nie ma miłości w śpiewie.
Ciągle wyczekuje Miłosierdzia Bogini na powtórne narodzenie.
Na peonie rozkwitłe płatków pachnących dywan ścielące.
Na chryzantem blask złoty i wiśni kwiatu rumieniec,
by Dzieciątko zmęczone w kwiat lotosu otulić,
ukołysać radością. A podnosząc je w ramionach
światu życie darować na wieczne trwanie.
Elżbieta Trynkus, 9 august 2010
Raczej tak, raczej nie.
To raczej piękne.
Raczeju, Raczeju.
Oduczyłeś czuć po prostu.
Zasiadłeś w umysłach.
W piekle wszystko jest względne.
Nie słychać spiewu słowików,
bo słowik to
raczej mały ptaszek.
Nie czuję zapachu groszku
bo to
raczej nietrwałe kwiaty.
Oddaj mój świat, Raczeju.
A sobie weż
raczej niepotrzebną resztę.