Poetry

Sztelak Marcin


older other poems newer

11 july 2018

Obiata dla bezimiennej

 
Wczorajsze barwy rozmazane na szkle
spływają niczym krew ofiarna.
Strużki wsączają w podniebienie
smak gorzkich migdałów, powoli wypełnia
zapieczone gardło.
 
Natrętny szept rozbija powietrze w mozaikę:
jednak to śmieszne, umiera kolejny świt,
a ja wciąż słyszę spadające gwiazdy.
 
Tylko szkoda, że snujące się dymy
to dogasające sterty niespełnionych życzeń.
Więc drżącą ręka zamykam noc
w słoiku i wciąż nie jestem gotów.
 
Ale to przyjdzie samo, nawet nie zapuka,
spokojnie przesączy się przez szpary
pomiędzy każdym krokiem 
sekundnika.






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1