Post Scriptum, 3 february 2018
w miejscu gdzie daliśmy umrzeć marzeniom
nadal rośnie wysoka trawa
wtedy wystarczyło jedno
dzisiaj jakby o tysiąc słów
za daleko
spotkaliśmy się przypadkiem
by złamane obietnice
rzucać na wiatr
pamiętam mówiłaś że strach związał ci ręce
i że nie lubisz pożegnań
w wysokiej trawie
chowałem szczątki niepewnych dni
bez ciebie
Post Scriptum, 3 february 2018
mija strach przed pustką
mniej więcej pomiędzy
pierwszym i ostatnim
oddechem
jak dymem z papierosa
przecinam powietrze
noc dopięta na ostatni guzik
nadaje zapachom kształt
i odchodzi
Post Scriptum, 15 june 2016
polunatykujmy wśród wyśnionych na jawie
ulic gdzie każda modlitwa o cud jest kroplą
deszczu na śpiących głowach
stając się częścią niespójności zdarzeń
oglądajmy kalejdoskop myśli przez pryzmat
zamkniętych oczu - zobacz
jak rytułał przechodzi w odruch bezwarunkowy
zaciśnij mocno powieki - rozprostuj skrzydła
i przecinając powietrze wzleć jak najwyżej
juto będziemy spadać
Post Scriptum, 19 may 2016
zacisnęłaś w pięści bicie
aż zaparło dech
nie puszczaj
trzeba zdusić słowa
w zarodku
zanim któreś rzucone
na wiatr rozdmucha
ostatni bastion
Post Scriptum, 19 may 2016
Śladowe ilości ust
na źle zaklejonej kopercie
pocztowy znaczek
z amarantowej szminki
Wilgotna zieleń od słowa
do słowa jak ciepły płaszcz
na niepogodę perli się
w zamgleniu
zielonookiej
Post Scriptum, 6 may 2016
wystarczy krok by pochylić się nad śmiercią
odwagi - grawitacja zrobi swoje
u kresu jednokierunkowej nie czeka nic poza
wyciekiem pożegnań z roztrzaskanej czaszki
będą mieli za złe - wytkną palcem ostatni rozdział
napisany w pośpiechu na zakrwawionym bruku
bez wahania posyłając duszę do diabła
nie zostawią miejsca na miłosierdzie Boga
głęboki wdech - z każdą sekundą przybywa
ochota na jeszcze jeden dzień życia
i egzaltację w cieniu drugich szans
zawsze można wrócić nad tę pieprzoną
przepaść
Post Scriptum, 3 may 2016
Zachłanność nałogów, osłabia niekoniecznie silną wolę.
Uległość, staje się nieodpartą pokusą - podszeptem,
który niczym wirus infekuje umysł, myśli - kolejno odlicz.
W głowie jak guz pęcznieje mieszanka obaw, szczątków
przegranych spraw i świadomość nadchodzącej porażki.
Poddaje się psychodelice - szalejącej w mózgu burzy,
zachwianie równowagi nie pozwala bezpiecznie ominąć,
moralnych zasad wyrwanych z korzeniami - jeszcze chwilę.
Pokonany, z miejsca obiecuję sobie i Bogu (jeśli słucha),
że to się więcej nie powtórzy - do następnego razu.
Post Scriptum, 13 april 2016
Wychowałem się w przekonaniu,
że trzy wartości jakie wpajano mi
od dziecka, uproszczą i umilą życie.
Wiara - przede wszystkim w siebie,
miała pomóc pokonać przeszkody.
W innych, zjednać braterstwo,
w Boga, uchronić od piekła.
Nadzieja - niepewność pragnień,
jak nie przymierzając światełko
w ciemnych korytarzach zwątpień,
towarzyszyła nieustannie.
Miłość - Niepojęta w pełni,
"to jak nienawiść, tylko odwrotnie",
miała być drogowskazem, teraz
rozumiem co znaczy "iść za głosem serca".
W praktyce, wszystko wygląda inaczej.
Nie wierzę w siebie - w innych czasami,
a na przeszkodach łamię kończyny.
Boga jeszcze nie spotkałem.
Nadzieja potrafi się mścić,
pokazując środkowy palec,
robi ze mnie kretyna.
Miłość? Przychodzi i odchodzi,
a ja jak ta męska dziwka, zbieram
po niej wspomnienia.
I co? Warto było?
Post Scriptum, 12 april 2016
Wiosny nie będzie. Poeci
rozdzielili między siebie
kolorowe sukienki
i ubrali nimi wiersze.
Zostawili zupełnie nagą
ku chwale poezji
dranie.
Post Scriptum, 8 april 2016
Z listu "człowieka zagadki" do poetki znad Seine
*
Kiedyś było inaczej. Prosty, acz niezaprzeczalny fakt.
Napływ pomysłów, wszystke wówczas "genialne",
nie miał prawa dopuścić do zmęczenia materiału.
Jakość - niepowtarzalna i adekwatna, wzrastała
dumnie ponad ilość - przereklamowaną na dłuższą metę.
Bez skrupułów zapominało się, o mniej świadomych wyborach,
błędnych decyzjach, czasem nawet korzystnych w skutkach.
Lizanie ran było o wiele krótsze i nie tak tragiczne jak teraz.
Każda goiła się niemal natychmiast, jakby odchodzący
w niepamięć dzień, chciał zostawić po sobie dobre wrażenie.
Mogliśmy siedzieć przy wspólnym stole, nakrytym obrusem uczuć posilając się szczęściem - do syta.
*
It used to be different. Simple, yet undeniable fact.
Storm of ideas, all of them ''ingenious'' at the time,
was a way against fatique sensitive material.
Quality - unique and adequate rose proudly,
over quantity - overrated in the end.
With no regrets, we could forget less conscious choices,
wrong decisions, favorable from time to time.
Wound licking wasn't so dramatic as it is now.
Every one of them healed almost instantly,
as if the passing into oblivion day, wanted to leave
behind a good impression.
We could sit at the common table, covered with a cloth of feelings,
eating away our happyness.