Poetry

Marek Gajowniczek


older other poems newer

4 august 2012

Dług

Latem
z gnatem
poszedłem
do firmy po zapłatę.
Po tę,
którą
mieli dać,
gdy przestałem
naiwniaka grać.
Była
szósta.
Prezes
chyba lufę
poczuł w ustach,
bo nadmiernie
pocąc się
wybełkotał słowa te:
Panie
Bondzie!
Sprawa u chińczyków
leży w sądzie,
lecz ktoś na to weksel da -
Wielki! - W formacie A 2.
Panie
Bracie!
Przejechałem się
na pewnym szmacie!
Gość tu
nieuczciwie gra.
Nie raz jeden i nie dwa.
Błagam!
Padre!
Ja sam jeden
z gościem tym nie zadrę.
To jest
całej
mafii mózg.
Nazywa się
Do...

Huk wybuchów.
Gość być musiał
chyba na posłuchu.
"Do..." to mało,
lecz - kto wie,
resztę też wyłuska się.
Z tego
dwora
trzeba będzie pójść
do redaktora,
który tu
najczęściej gada,
że prezesurę spowiadał.
Myślę
za tem
że odzyskam latem
tę zapłatę.
Każdy przecież dobrze wie.
Jak te sprawy u nas kończą się!






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1