Poetry

Marek Gajowniczek


older other poems newer

19 august 2017

Koncert

Koncert jest dla nich,
lecz oni sami - poszkodowani,
prądu nie mają... nie odbierają.
Tkwią w krajobrazie strasznym, hiobowym,
w ciemnym obrazie ryczą im krowy.
Zamiast kapeli grały im deszcze.
Pewnie myśleli: Jak długo jeszcze?
 
Dziewczęta w bikini ściągały gałęzie.
Pewnie harcmistrzyni opatrywać będzie,
te wszystkie ukłucia, otarcia, urazy.
Jest wiele współczucia i ciemne obrazy.
A gdzie behapowiec i gdzie są przepisy?
Tam, gdzie ludzi mrowie... gdzie koncert i bisy! 
 
Dawniej to by wzięli chłopaków w kamasze,
ale odlecieli, a za nimi ptaszek.
Co zostało z domu? Z telewizji wiedzą.
Odbierają: Pomóż! Lecz w Londynie siedzą.
Rozbiegły się kury. Świnkę przetrąciło,
a w Domu Kultury miejsca nie starczyło. 
 
Babcia siły nie ma. Usiadła. Biadoli.
A tam huczy scena pełna rock and rolli.
Jest Kurski z piosenką - z pomocą w szeregu.
Koncert miał pod ręką zamiast "na cześć" biegu.
Po "słoikach" pustki. Brak rąk do roboty,
lecz minister Górski, mówił nam nie o tym.
 
Na samym gadaniu już się nie zajedzie.
Prawdy o władaniu poznajemy w biedzie.
 
 






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1