Prose

osik


older other prose newer

2 july 2011

Wodospad pełen mrówek.




  -       
Dziewczynko. Nie pamiętam żadnej bajki…
moi rodzice nigdy mi nie opowiada…
-       
Jak to?! 
Musisz znać jakąś bajkę! – krzyknęła dziewczynka a w jej oczach pojawiły
się łzy.
Wiedziałem że musze opowiedzieć jej jakąś historię
by nie czuła się samotna. Były święta a ona błąkała się sama po ulicach.
Siedziałem z nią teraz na komisariacie. Mógłbym oczywiście ją tam zostawić i
pójść do domu do żony. To nie wchodziło w rachubę. Były święta. Siedziałem na
ławce z tą uroczą małą dziewczynką na kolanach, taką jak wy, moi drodzy
czytelnicy. Małe istoty które pragną słuchać pięknych bajek. Musicie wiedzieć,
że rodzice naprawdę nie opowiadali mi bajek. Właściwie… prawie wcale ich nie
pamiętam.
-       
Dobrze opowiem ci pewną historię. To nie
jest bajka ale…
-       
Są w niej dobre wróżki?! – spytała
dziewczynka, śladu po łzach w ogóle nie było.
-       
Nie ma. Nie ma dobrych wróżek, nie ma
książąt, nie ma pięknych królestw… nie ma też czarodziejów, smoków i rycerzy w
złotych zbrojach. To bajka o mrówkach. – powiedziałem poważnym tonem a ona
spojrzała na mnie zdziwiona.
-       
Bajka o mrówkach? Nie ma takich. – powiedziała
z pewnością w głosie.
-       
Masz racje – powiedziałem i poczochrałem
jej włosy, piękne białe włosy związane w kitki – Nie znam bajek. Już mówiłem.
To piękny sen, który czasem mnie nawiedza. Śnisz czasem?
-       
Tak. Śnią mi się, królewny, smoki i
rycerze. Dlaczego tobie śnią się mrówki?
-       
Nie wiem. Ale musze Ci powiedzieć, że to
naprawdę piękny sen. Posłuchaj….
 
„ Pewnego dnia, pewien chłopiec, który miał pewnie
tyle samo lat co ty, udał się do pewnego miejsca. Nie było to zwykłe miejsce.
Nie było to miejsce gdzie można pojechać z rodzicami, z klasą, z
wycieczką,  gdzie masa ludzi już je
odwiedziło. To było zupełnie nowe, nikomu nieznane i magiczne miejsce gdzie
wszystko jest możliwe. Ów chłopiec sam dokładnie nie wiedział jak się tam
znalazł. Czy to był sen? A może on już od dawna tam mieszkał? Nie miał pojęcia
jak się tam znalazł ani nawet jak mógłby uciec z tego miejsca. Ucieczka jednak
nie była potrzebna bo kraina ta była tak niezwykła, że kto raz się tam znalazł
nigdy nie chciał jej opuszczać.  Gdyby
chłopiec chciał opisać krainę w której się znalazł pewnie zabrakło by mu słów.
Ale ja spróbuje dobrze? No więc była to kraina gdzie wszystko się zmieniało.
Nic nie pozostawało na długo. Nie było tam wieloletnich drzew, nie było skał
które mają przecież po kilka tysięcy lat, nie było też ludzi którzy mogliby tam
mieszkać. Nie było tego wszystkiego ale to nie znaczy, że było ubogo. Bo
właściwie chłopiec najpierw znalazł się na drodze pełnej drzew. Zachwycony tym
zjawiskiem szedł wciąż przed siebie. Twarz muskał mu delikatnie wiatr. Drogą
była polna, jej środek to kępa soczyście zielonej trawy. Po tej trawie bosymi
stopkami szedł właśnie chłopiec. Nie chciał iść koleiną na której był piasek,
chciał czuć muskanie wilgotnej trawy między palcami przy nogach. Szedł tak i
spoglądał zauroczony, na drzewa po bokach. Tak wiem… mówiłem że tam nie było
drzew, były ale nie takie stare. Te były piękne, zielone i rozłożyste tak, że
zasłaniały niebo. Przez gałęzie tylko czasem prześwitywało słońce. Tylko czasem
lecz to w zupełności wystarczyło by chłopiec czuł ciepło jego promieni na swoim
karku, buzi i dłoniach. Szedł tak i szedł. Po co? Bo widział na końcu tej drogi
światło, pewnie otwierało się na jakąś niezwykle piękną krainę. Szedł w tamtym
kierunku, ale jakby w ogóle się nie przybliżał. Zaczął się denerwować jednak
parł dalej do przodu. Światło z końca tunelu nadal nie przybliżało się do
niego. Czemu powiedziałem tunel? Bo to był tunel. Drzewa tworzyły baldachim a
ich cienkie konary ścianę.  To wszystko
działo się jak we śnie. Nie płakał. Nie smucił się. Był zły, że świat tak
piękny nie może pokazać mu nic więcej. Był zły. Po policzku spłynęła mu
pojedyncza kropla łzy. Zacisnął mocno oczy by powstrzymać płacz. Nie chciał
płakać bo przecież był już duży. Nie wypadało. Zamknął oczy i po chwili je
otworzył. Wszystko się zmieniło. Bajkowa droga gdzieś zniknęła. Nie było już
drzew oświetlonych przez odległe słońce próbujące przebić się przez ich
gałęzie. Zamiast tego stał na niezmierzonej przez wzrok jakiegokolwiek
człowieka górze. Nie widział horyzontów. Nie widział gdzie to wszystko się
kończy. Stał jednak przy urwisku. Widział krainę na dół od niego. Był tak
strasznie wysoko. Tak strasznie, że bał się podejść jeszcze bliżej i spojrzeć w
sam dół. Bał się że nie zobaczy dna, bał się że nie da rady ogarnąć wzrokiem
gdzie to wszystko się kończy. Trawa na której stał nie była tak zielona i
miękka jak ta na drodze. Ta była gdzieniegdzie popalona i wysuszona przez
słońce. Nie drapała go jednak w stopy. Miał teraz na nich buty, chyba
przystosowane do chodzenia w górach. O tak! To właśnie były góry. On stał na
najwyższym ich szczycie. Chłopiec o śniadej twarzy bał się teraz strasznie. Nie
śmiał rozejrzeć się na boki. Nie śmiał bo liczyło się tylko to co znajdowało
się przed nim. Drobnymi kroczkami podszedł nareszcie do miejsca gdzie cała
kraina spadała w dół. Zobaczył stromy stok? Zobaczył jak zamiast dna są chmury?
Zobaczył że nie ma szans by zejść niżej? Nie! Podszedł tam i zobaczył zamiast
tego wszystkiego że zbocze nie jest strome. Na dole znajdowała się ogromna
kraina górek i pagórków. To nie było ważne. Ważne było to że dało się zejść na
dół. Dało się, delikatnie udać w nieznane tereny tej krainy. Dało się ją
zbadać. Wszystkiego dotknąć. Dotknąć rzadkich i starych drzew rosnących tylko w
kilku miejscach. Dotknąć skał które mieniły się w słońcu różnymi kolorami.
Chłopiec postanowił inaczej. Usiadł zamiast tego wszystkiego na zboczu, nogi
spuścił na dół i machał nimi patrząc  w
dal. Nie chciało mu się iść na dół. Wiedział, że ta kraina może pokazać mu coś
więcej niż to co widział dotychczas. Nie wiedział,  skąd, ale miał takie przeczucie. Chciał
poczekać aż ten piękny świat pokaże mu właśnie to co ma najlepszego w sobie.
Czekał na to rozkoszując się widokiem który się przed nim rozciągał. Jeszcze
chwilę temu się bał. Teraz czekał i cieszył się. Wiedział, że to co zaraz
zobaczy będzie cudowne. Nie mylił się. Podniósł głowę schowaną dotychczas w
jego drobnych rączkach.  To co zobaczył
zaparło mu dech w piersiach. Kraina sprzed chwili gdzieś zniknęła, w jej
miejsce pojawiła się nowa. Jaśniejsza. Piękniejsza. Jeszcze większa. Ziemia na
której stał nie był już pełna górek i pagórków. Ta była idealnie równa.
Porastała ją trawa tak zielona, że niemal raziła w oczy. Wśród krajobrazu
wyróżniał się jeden element. Rzeka. Właściwie to wodospad. Wodospad ten nie był
zwykłym wodospadem. Wiecie drogie dzieci czym jest wodospad? A więc wodospad to
tak naprawdę rzeka. O rzece na pewno słyszeliście. To woda która dokądś płynie.
Wypływa z jednego miejsca i wędruje w drugie, odległe od jej początku. Więc
czym się różni wodospad od rzeki? Wodospad powstaje wtedy gdy rzeka spada z
góry na dół. Gdy na jej drodze pojawia się jakieś urwisko. Wodospad który
widział chłopak był największym i najdziwniejszym jaki kiedykolwiek widział. Wodospad
ten był cały czarny. Na tle niezwykle zielonej trawy wodospad był jak punkt do
którego trzeba za wszelką cenę dojść. Chłopiec właśnie miał taki zamiar. Wstał.
Otrzepał spodnie z ziemi i zaczął iść zaczarowany w stronę wodospadu. Patrzył
cały czas w jego stronę. Nad jego głową świeciło jasne słońce. Było tak nisko
że niemal czuł jego ciepło. Tu wszystko było 
wielkie i niezwykłe. Tutaj wszystko było bardziej prawdziwe niż w
prawdziwym świecie. Tutaj wszystko absolutnie wszystko żyło. W połowie swojej
drogi do wodospadu zauważył na trawie kilka czarnych punktów. W normalnym
świecie pewnie nie zauważyłby tych punktów lecz tutaj były one wielkie i
poruszały się. Punty te szły w stronę wodospadu, tak jak on. Podbiegł za nimi
by zobaczyć z bliska co to takiego. Nachylił się i dopiero wtedy zobaczył, że
to nie żadne punkty tylko mrówki. Czarne, wielkie mrówki.
-       
Przepraszam gdzie ja jestem? – spytał
chłopiec.
Jedna z mrówek, ta która była bliżej niego,
zatrzymała się i spojrzała prosto na niego. Nie odpowiedziała mu jednak. Przez
chwile patrzyła prosto na niego. Stała na tylnych nogach, tak że wyglądała jak
mały człowieczek. Jej czarny kolor nie odpychał chłopca, wbrew pozorom mrówka
ta wyglądała na przyjazną. Lecz dało się zauważyć coś jeszcze. Przez tą chwilę
w której mrówka na niego patrzyła dało się zauważyć, że była smutna. Chłopiec
jeszcze nigdy w życiu nie widział tak smutnej istoty. A miał ich zobaczyć
jeszcze więcej i więcej. Mrówka wróciła do normalnej pozycji i chwiejnym
krokiem powędrowała za swoją kompanką która odeszła już spory kawałek od niej.
Uśmiechnięty dotychczas chłopiec posmutniał. Nie rozumiał dlaczego mrówka była
smutna, ani dlaczego mu nie odpowiedziała. To było dziwne. To było
takie….takie…. smutne. Stał teraz z rękoma spuszczonymi wzdłuż ciała i
obserwował jak obie mrówki zbliżają się do wodospadu. Zbliżały się coraz
bardziej, właściwie nie do wodospadu, lecz do rzeki która płynęła w momencie
gdy wodospad do niej wpadał. Zbliżały się bardzo szybko. Czarne punkty jakimi
były oddalały się od niego, jednak widział je cały czas na tej zielonej trawie.
Gdy doszły do czarnej rzeki, weszły w nią i zniknęły. Chłopiec się przeraził.
Utopiły się – pomyślał. Biegł teraz ile sił by pomóc mrówkom. Może jeszcze da
się je jakoś uratować. Biegł i biegł aż w końcu trafił do celu. Widząc czym
jest rzeka cofnął się dwa małe kroczki w tył. Przecież to niemożliwe pomyślał.
Przecież nie ma czegoś takiego. Przeszedł kilka kroków w tę i we w tę by
zobaczyć że się nie myli. W końcu podszedł do wodospadu. To była prawda. To nie
był zwykły wodospad, to nie była zwykła rzeka. To był wodospad ze snów.
Wodospad pełen mrówek. Mrówki płynęły po wodzie? – spytacie zapewne. Nie, moje
drogie dzieci. Nie było tam wody. Wodą były mrówki. Mnóstwo mrówek, szły szybko
jedna na drugiej. W wodospadzie spadały z góry na sam dół. Chłopiec spojrzał w
górę. Miejsce gdzie było urwisko znajdowało się strasznie wysoko nad nim.
Mrówki w rzece i MRÓWKOSPADZIE były smutne, jak te dwie zabłąkane które
spotkał.
-       
Dokąd płyniecie? – spytał chłopiec
patrząc w tą żywą rzekę.
Znowu żadna mrówka nie odpowiedziała. Znowu kilka
mrówek się spojrzało i zatrzymało na chwilę. Może nie umiały mówić – pomyślał
chłopiec. Może nie chciały, a może nie mogły. Coś w głębi serca podpowiadało mu
że nie mogły. Sam nie wiedział dlaczego, sam nie wiedział skąd to wiedział ale
wiedział to. Chciał teraz za wszelką cenę sprawdzić co jest tego przyczyną.
Znów obszedł rzekę wzdłuż jej długości. Przyglądał się temu zjawisku z
nieukrywanym zachwytem. Będąc na tajemniczej drodze i w górach jeszcze chwilkę
temu chciał jak najszybciej się stamtąd wydostać. Teraz było inaczej. Teraz chciał
tu być jak najdłużej i pomóc mrówkom. Mrówki potrzebowały jego pomocy. A może i
nie potrzebowały, może tylko tak mu się wydawało, ale to wszystko i tak nie
miało znaczenia, miał silną potrzebę pomocy. Chciał im pomóc mimo wszystko. Tam
gdzie teraz stał, były skały. Piękne ogromne, brązowe skały połyskujące w
słońcu. Chłopiec patrzył na te cuda na ten ogrom wspaniałych rzeczy, przez
chwilę starał się nie przejmować się smutnymi mrówkami. Nie wychodziło mu to
jednak. Skały były cudowne i przyciągały wzrok ale on znowu wrócił do mrówek.
Widział teraz bezmiar ich smutku. Szły. Jedna na drugiej. Do przodu. Wzdłuż
rzeki. Z góry na dół. Skupił się teraz na wodospadzie pełnym czarnych wielkich
mrówek. Bo to nie były zwykłe mrówki takie jak czasem się widzi na trawie, na
łące. To były bardzo duże mrówki. Miały duże nóżki. Duże główki. Duże śmieszne
czułka przy głowie. Miały też wielkie smutne oczy. Chłopiec uklęknął teraz na
trawie przy wodospadzie i chciał zanurzyć rękę w rzece z mrówek. Chciał
pochlapać się  wodą jak to zwykle robił
gdy chodził w prawdziwym świecie nad strumyk. Lodowata woda w gorące dni zawsze
mile chłodziła jego dłonie. Lubił chlapać sobie tą wodą na umorusaną kurzem
twarz. Teraz ta sztuka mu się nie udało. W chwili gdy zanurzył rękę w rzekę
pełną mrówek, one rozeszły się na boki i natrafił na pustkę. Unikały jego dotyku
tak że w żaden sposób nie mógł ich dotknąć. Wodził ręką w lewo i prawo coraz
szybciej byle by móc ich dotknąć. Nie udało się. Podszedł teraz do miejsca
gdzie rzeka mrówek spadała z góry. Chciał dłonią przeciąć tą żywą ścianę wody.
Był mądrym chłopcem dlatego stało się tak jak właśnie myślał, że się stanie.
Potok mrówek rozstąpił się. Jego oczom ukazało się to co było za nimi. Skały.
Układały się w one w magiczne schody. Tutaj wszystko było magiczne. Chłopiec
bardzo się bał ale w końcu postanowił. Wszedł do rzeki tuż przy wodospadzie.
Bał się że jak tylko włoży nogę to spadnie głęboko w dół, że będzie spadał i
spadał a nikt mu nie pomoże. Stawiając krok z trawy do rzeki zamknął oczy. Nie
trafił jednak na pustkę. Jego prawa nóżka natrafiła na coś twardego. Wiedział,
że stał już na pewno w rzece. Wiedział to bo czuł po swoich bokach że
przemykają tam mrówki. Czuł niemal powiew wiatru kiedy tysiące tych stworzeń
przemykało tuż obok niego. Otworzył oczy. Przed sobą miał czarną ścianę mrówek.
Żeby się rozstąpiły musiał pójść do przodu. Nie zrobił tego od razu. Wolał się
rozkoszować ich widokiem. Spadające mrówki wysoko z góry. Co chwila jakaś na
niego patrzyła, by znów iść dalej i dalej. Mały chłopiec się uśmiechnął bo już
wiedział co zrobić.
-       
Wiem. Musze iść do źródła. Uczyłem się
tego w szkole. – mówił z zapałem chłopiec zbliżając się do wodospadu.
Mrówki rozstąpiły się a on złapał za kamienne
schody. Złapał rączką a nóżkę postawił na pierwszy stopień. Zaczął  się wspinać. Na schodach do źródła widział
coraz to nowe dziwy. Czerwone. Niebieskie. Zielone. Pomarańczowe. Takie kolory
miały skały których dotykał. Za każdym razem gdy to robił niemal czuł te kolory
na swojej skórze. Czerwony ciepły, zielony zimny. Od czasu do czasu musiał też
przytrzymać się wystającej gałęzi. Czy to były zwykłe gałęzie takie jak widzimy
w parku czy w lesie? Nie. Te miały specjalny kształt, żeby chłopcu łatwiej było
się ich łapać. Piął się w górę. Coraz wyżej i wyżej. Zauważył coś nowego. Im
wyżej tym smutniejsze były mrówki. Przyspieszył. Magiczna kraina mu w tym
pomogła. Schody stały się mniej strome i łatwiej mu było się wspinać. Szedł i
szedł. Po policzkach płynęły mu kropelki potu i łez. Tak. Chłopiec zaczął
płakać, tak strasznie bał się tego co zobaczy na górze. Wreszcie złapał się
ostatniej gałązki i wdrapał na samą górę. Stał znów w rzece. Tym razem u jej
szczytu. Obejrzał się za siebie i poszedł parę kroczków do przodu by było
strasznie wysoko. Przed sobą miał ciekawszy widok. To mrowisko! Ogromne.
Piękne. Zbudowane z ziemi i liści. Na patrzył na boki, lecz gdyby to zrobił,
zobaczyłby ogromny las. To było największe i najpiękniejsze mrowisko jakie
widział. Z tego mrowiska uciekały mrówki. Widział też coś jeszcze. Mrowisko bez
wątpienia było bardzo stare. Gdzieniegdzie jego ścianki uległy zniszczeniu.
Nagle przed małym chłopcem pojawiła się łódka. Mrówki niosły tą łódkę w jego
stronę. Przez tą chwilę, zanim do niego dotarła, mały chłopiec miał czas by się
zastanowić dlaczego mrówki opuszczają swój dom. Opuszczały go ponieważ był
stary i zniszczony. A dlaczego tak bardzo się smuciły? Chłopiec myślał, że
dlatego że już nie będą miały domu. Łódeczka znalazła się obok niego. Była
piękna. Biała. Zdobiona kwiatami. Zatrzymała się i czekała aż wsiądzie. Zrobił
to. Łódka zaczęła płynąć. Chłopiec strasznie bał się że spadając z wodospadu
coś mu się stanie. Jednak nic takiego się nie wydarzyło. Zamiast spaść, łódka
uniosła się w powietrzu i poleciała delikatnie. Cóż to za nowe czary – pomyślał
chłopiec. Płynął dalej już w dole rzeki. Płynął i płynął. Był smutny ale
spojrzawszy na mrówki które niosły łódkę uśmiechnął się. Już nie były takie
smutne! Im dalej od ich mrowiska tym mrówki były bardziej szczęśliwe! Chłopiec
zaśmiał się swoim dziecięcym śmiechem i otarł niezgrabnie łzy z twarzy. Teraz
czekał tylko dokąd dopłynie. Po jakimś czasie i to życzenie się spełniło.
Dopłynął.”
-       
Wiesz dokąd dopłynął chłopiec? – spytał
damy siedzącej na kolanach.
-       
Nie wiem – odpowiedziała mi bardzo
nieprzytomnie, była tak zafascynowana bajeczką.
-       
To już ci dalej opowiadam. Zbliżamy się
do końca.
 
„Oczom chłopca ukazało się nowe mrowisko! Nie było tak
wielkie jak tamte. Nie było tak piękne. Majestatyczne. Jednak te było bardzo
solidne. Wyglądało na bardzo trwałe chociaż dopiero się budowało. Mrówki
pracowały przy nim bardzo ciężko i z chwili na chwile mrowisko rosło. Mały
chłopiec wyszedł z łódki i zaczął pomagać….”
 
-       
Musi być morał! – ożywiła się
dziewczynka na moich kolanach.
-       
Morał ? – spytałem
-       
Tak! Każda bajka ma morał
zaprotestowała.
Cóż. Musiałem coś wymyślić. Mój sen kończył się
właściwie w momencie gdy wdrapywałem się na samą górę. Resztę teraz wymyśliłem
dla tej ślicznej dziewczynki.  Wymyśle
dla niej i morał.
-       
Właśnie zbliżałem się do morału ale mi
przerwałaś – powiedziałem i zrobiłem groźną minę.
-       
Przeplasiam. Opowiedz – powiedziała
dziewczynka a jej drobne rączki oplotły moją szyję tak że nie mogłem zrobić nic
innego jak powiedzieć morał.
-       
Więc morał z tej bajki jest taki, że
nieważne co się dzieje. Nieważne ile złych rzeczy się zdarzy, to zawsze trzeba
się uśmiechać. Zawsze trzeba być wesołym. A jak jest już bardzo źle to trzeba
iść do źródła tak jak ten chłopieć. Wiesz, mała? W źródle znajdują się
odpowiedzi na wszystkie nasze pytania. Wiesz dlaczego mrówki były smutne przy
źródle? Ponieważ ich źródełkiem było stare mrowisko. Nie wiedziały co się
stanie jak je opuszczą. Nie wiedziały czy dadzą sobie radę. Tak samo w życiu.
Czasem nam się wydaje że to co było kiedyś było lepsze. Ale to nieprawda. Tak
naprawdę te mrówki smuciły się ponieważ spędziły w tamtym mrowisku, bardzo…
bardzo dużo czasu. Te mrówki płakały ponieważ opuszczały coś co tak bardzo
długo było dla nich ważne. A wiesz dlaczego cieszyły się gdy zbliżały  do nowego mrowiska?  Bo wiedziały, że tam czeka je coś nowego. Czy
lepszego… nie wiedziały. Wiedziały że coś nowego. Wiesz dziewczynko co to jest
nadzieja? – spytałem a ona pokiwała głową – Więc te mrówki miały nadzieje że
nowe mrowisko będzie lepsze. Ale czy zapomną o starym? Oczywiście że nie. Stare
na zawsze będzie w ich serduszkach. O tutaj – wziąłem rączkę dziewczynki w
swoją dłoń i przyłożyłem do swojej klatki piersiowej – W naszych serduszkach
jest właśnie źródło. Do źródła trzeba się cofnąć gdy… - w tym momencie mnie
oświeciło. – poczekaj tu na chwilę.
Zostawiłem dziewczynkę i pobiegłem do pokoju gdzie
policjanci nadal głowili się nad tym gdzie może być mama tej małej damy.
Wbiegłem tam ponieważ moja własna bajka nasunęła mi odpowiedź.
 
-       
Proszę! Znalazłem tą małą dziewczynkę
przy supermarkecie. Poszukajcie jeszcze raz. – powiedziałem
-       
Proszę Pana… już wywoływaliśmy jej mamę
w tym sklepie. Byliśmy tam kilka razy. Nie ma jej tam.
-       
Proszę. Mam przeczucie.- powiedziałem
niemal błagając.
-       
Dobrze… - powiedział zrezygnowany
policjant – Tu podkomisarz… wyślijcie patrol jeszcze raz do tego supermarketu –
powiedział do radia. – Pan niech wraca do dziewczynki, żeby nam się nie zgubiła
– powiedział do mnie i zaczął na nowo rozmawiać przez radio.
Powiedziałem bezdźwięczne „dziękuje” i wróciłem do
małej. Siedziała spokojnie tam gdzie ją zostawiłem i o czymś myślała.
Posadziłem ją z powrotem na kolanach i zacząłem na nowo mówić.
-       
Wiesz? Morał z tej bajeczki może być też
taki że marzenia się spełniają. Że wszystko jest możliwe. Te mrówki budowały
coś zupełnie od początku i wiesz co? Wiem w tajemnicy że te nowe mrowisko jest
jeszcze lepsze od starego!
-       
Naprawdę? - spytała już sennym głosem
-       
Tak! Tak mi powiedziały mrówki. I wiesz
co? Niedługo będzie twoja mama – powiedziałem, ale ona już spała.
Siedziałem teraz z nią ogarnięty myślami. Czy to co
mówiłem miało sens? Może i miało. Nie wiedziałem. Ta dzisiejsza przygoda to
moje własne cofnięcie się do dzieciństwa. Nie miałem go praktycznie. Nigdy nikt
nie opowiadał mi bajki. To co zrobiłem dziś było cudowne. Ta dziewczynka mnie
słuchała. Teraz Spała. Czy to wszystko miało sens. Po pół godzinie przekonałem
się że tak.
-       
Miał pan racje –krzyknął policjant
wybiegający z pokoju, widząc śpiącą królewnę na moich kolanach zaczął szeptać z
podnieceniem w głosie – Znaleźliśmy jej matkę, była tam gdzie pan  mówił. Już tu jedzie.
Nic nie odpowiedziałem. Pocałowałem małą w czubek
głowy a ona mruknęła przez sen. Cudownie. Miałem rację. Morałem z tej bajki
może też być to, że w świętą wszystko jest możliwe. Ja odzyskałem utracone
dzieciństwo. Dziewczynka odzyskała matkę. A mrówki znalazły nowy, lepszy dom J

 
 
 






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1