Prose

Nieodgadniony


older other prose newer

24 november 2015

Rzeczywisty surrealizm, czyli o drodze, śnie i lękach

Sny mogą pokazywać nam czego się obawiamy, czego pragniemy. Możliwe, że sny są mową podświadomości, której czasem nie pamiętamy, czasem nie rozumiemy, lecz ona nadal do nas przemawia.


 
Adam wziął bilet od kierowcy i ruszył przed siebie, rozglądając się za wolnym miejscem, a torba, którą trzymał w ręku, obijała się o fotele w wąskim przejściu. Młodzieniec usiadł za tylnym wejściem, bagaż położył obok nóg, po czym główne światło zgasło, a autobus ruszył. Paliły się jedynie małe lampki przy podłodze, tworząc półmrok w środku. Adam powiódł wzrokiem po fotelach i dostrzegł czubki głów siedzących przed sobą ludzi.
 
Młodzieniec nie mógł doczekać się końca podróży, lecz jednocześnie się go obawiał. Było to sprzeczne połączenie, spowodowane jego niepewnymi odczuciami związanymi z przyszłością.
 
Założył na uszy słuchawki, włączył ścieżkę dźwiękową thrillera science fiction: Mechanizm lęku. Następnie półleżąc w fotelu, skupił się na muzyce. Melodia była wolna, lecz nastrojowa i poważna.
 
Adam oparł głowę o zaparowaną szybę, trwała za nią ciemność wieczoru, która tego dnia była jakaś podstępna, chciwa, niebezpieczna, jakby tylko czekała, kiedy ktoś w niej zbłądzi i w jej mrocznym wnętrzu nie zauważy przepaści..
 
Nagle.. W autobusie został tylko Adam, a karoseria pojazdu z dźwiękiem miażdżonego metalu zaczęła się kurczyć. Z serią inwazyjnych trzasków pękały szyby, a tysiące szklanych okruchów waliły się na fotele, które zgniatane wchodziły na siebie.
 
Przestrzeń zmniejszała się nieprzerwanie. Adam w strachu zerwał się z miejsca i podbiegł do tylnego wyjścia. Niestety drzwi nie tylko były zamknięte, ale i dziwnie nienaruszone. Młodzieniec spojrzał w bok, przed nim znajdował się już mały wylot, za którym dostrzegł drugą połowę autobusu.
 
Biegiem ruszył przed siebie i wskoczył w sam środek otworu, jego ciało przeszło do połowy, po czym zatrzymało się na biodrach, a młodzieniec odrywając głowę od zimnej szyby ocknął się z lękiem. Zdezorientowany rozejrzał się dookoła, wszystko było na swoim miejscu. W autobusie panował spokój, który odrobinę burzył warkot starego silnika.
 
Strach nadal przeważał w głowie Adama. Rękawem kurtki starł parę z szyby, aby zobaczyć, w którym miejscu podróży się znajduje. Nie był jeszcze nawet w połowie drogi.
 
Powieki nakryły oczy, a obawy jakby minęły. Stały się filigranowe i niewidzialne, jak pyłki w powietrzu, po czym osunęły się w próżnię i trwały w tej pustce bezwiednie, bez świadomości ich właściciela. Lecz nagle jego sen przywrócił je do życia i stały się rzeczywiste, jak chłód panującej za szybą zimy, jak nagie drzewa ogołocone z koron, jak zmarznięta ziemia wokół pni.
 
I strachy przybrały postać olbrzyma, a jego wielka łapa zaczęła zaciskać się na autobusie. Powoli gniótł się metalowy szkielet. Karoseria nie stanowiła żadnego wyzwania dla czarnych paluchów.
 
Adam widząc to, wstał z miejsca i kierowany lękiem zaczął stawiać pierwsze kroki. Ku jego zdziwieniu robił to bardzo powoli, jakby w butach miał kamienie, a nogi ważyły tony. Choć siłą woli bezustannie napierał na kończyny i mięśnie, to nie odzwierciedlało się to w rzeczywistości.
 
Autobus przypominał kształtem klepsydrę, a na jej środku zaciskały się paluchy olbrzyma.
 
Mimo ślimaczego tempa, Adam był już w centrum klepsydry, właśnie chciał się przeciskać na drugą stronę, lecz w tylnych drzwiach pękła szyba, powstały wir wessał młodzieńca, a ten zaczął opadać w ciemność, w której nagle rozbrzmiała piosenka i Adam zbudził się. Czuł, jak autobusem trzęsie na dziurach. Ujrzał nikłe światło przy podłodze. Słyszał muzykę, płynącą ze słuchawek, a także rozmowę telefoniczną, któregoś z pasażerów. Spojrzał przez szybę, po widoku wiedział, że autobus pokonał już połowę trasy, mijane budynki i wsie były mu znajome. Poczuł się dziwnie spokojnie, dawne mary ulotniły się, a puste miejsce po nich wypełniła ulga.
 
Zamknął oczy i skupił się na muzyce, a czarna łapa olbrzyma ponownie chwyciła autobus. Wnętrze zaczęło pękać, drzeć się, łamać. Tysiące szklanych odłamków toczyło się po ciemnożółtych gąbkach miażdżonych foteli.
 
Lecz Adam mimo niebezpieczeństwa zachowywał spokój, ten cały dynamiczny proces wokół, wydał mu się dziwnie znajomy. Bez ogródek wstał i ruszył w stronę wylotu. Jego ruchy były swobodne, a kolejne kroki stawiał lekko. Minął tylne drzwi, które pozostały nietknięte, po czym doszedł środka klepsydry, wystarczyło że się schyli i bez problemu przejdzie na drugą stronę.
 
Lecz nagle obok młodzieńca wyrósł jego sobowtór. Klon z posągową miną chwycił swój pierwowzór za ubranie i napierając, cofnął go parę metrów, po czym wepchnął z siłą w tylne drzwi autobusu, a Adam obudził się z jękiem.
 
W umyśle czuł obawy. Odruchowo spojrzał przez szybę. Otoczenie rozpoznawał doskonale, wiedział, że jest około 20. kilometrów od swojego miasta. Myślał, co zacznie robić, kiedy będzie na miejscu, obawiał się tego, ale i wyczekiwał.
 
Zamknął oczy, aby jeszcze bardziej skupić się na swoich celach i wtem został w autobusie jedyny. Wnętrze zaczęło się zmniejszać. Hałas. Wokół metalowa miazga i szkło. Lecz już się nie bał, wiedział co ma robić. Spokojnie wstał, po czym ruszył do przodu. Doszedł do wylotu i swobodnie przeszedł na drugą stronę. Następnie usiadł na miejscu kierowcy, chwycił kierownicę, lecz ona nie wystawała z deski rozdzielczej, a wyrastała z biurka, na którym znajdowały się klawiatura i monitor, a przed sobą nie miał szyby i za nią ulicy, tylko beżową ścianę swojego pokoju.
 
Dotarł do celu, autobus.






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1