Poetry

Belamonte


Belamonte

Belamonte, 6 july 2012

Na oślep

jak biec to tylko na oślep

kochać wiatr
nie widząc granic
tylko czując

bo tylko tak drży ziemia
i płynie krew
z przepaści zakrytej zasłoną

na oślep do końca bez końca
w rozmiary ogromne

w zanik i wściekłość absolutne
do mgły do wolności śmierci
i do zmartwychwstania

bez planów płynie rzeka
bez celu grzmi
bezinteresownie matka karmi dziecko
bez lęku wojownik uczestniczy w bitwie
bez sensu pisze się wiersz

i krzyż nas znajduje na oślep
i piękno którego dotykamy
i czyste - nieprzefiltrowane...
a szczęście i rozkosz to błędni rycerze moi

oplata bluszcz bramy cmentarzy
w zwierzętach wypala się święty ogień
żeglarze szukali nowych lądów i dni
żyli w rozmowie z bezkresem pragnień
z pełnią Boga na pustyni życia

trzeba w zawikłaniach
wzajemnych ukąszeń zwolnień
przeniknięć pozostać otwartym
na nieskończoność

posłuszeństwo to wolność absolutna
szalona mądrość

wojny są bezkresnym wrzynaniem się w siebie
opór podnieca
lecz lęk pęta

jak bać się to tylko
w oazach ostrożności
tam śmierć pożera od wewnątrz
nosi naszą twarz
niewidomi składają się w ofierze
bóstwom przerażenia

a ja chcę jak ogier biec w step
jak żyła złotej krwi
torować sobie przejście

zewsząd tutaj
i dalej przed siebie
potrącając o strunę którą jestem

bezinteresownie to na oślep
jak dziecko


number of comments: 0 | rating: 1 | detail

Belamonte

Belamonte, 22 june 2012

Zaświaty

wszedłem w krople
wniknęłam w modlitwę nieba
pod rozpostartym niebem rozpostarte chwile Ziemi
krótkie urywane oddechy pcheł i pająków
oddechy pantofelków i wierszy
dywany łąk i miast

..i nagle spada deszcz i nagle spada światło
przez 5 miliardów lat
to marzenie błękitów i szczęście wielkiego wachlarza smutków

młodzi Bogowie wypierający starych
Bogowie życia prawdziwego, wydostającego się z kiełków pszenicy
z bagien, krzyków konania i z pustyń

kiedyś sen tych miliardów dotrze do kresu
może do celu
a może celu i kresu nie będzie dla tej pieśni
tego omdlewania tej rezygnacji tej walki
dla życia - tej słabości

dusze żyją w wodzie, w skale, w ziemi
ognie - ogień więc jest Ojcem
wędrówka ogni

duszne pokoje wpadają w piekła i nieba
i odnajdują się po wiekach pod tym samym parasolem nad morzem
w rękach się trzymając i oczami głaszcząc
uszami, mackami, skafandrami
oddechami myślami aurami.. nogami
obejmując

zawsze jakieś odległe wspomnienie
zabłyśnie w ruchu formie poznaniu

sądy zmartwychwstania ukrzyżowania i bachanalia
akty strzeliste nienawiści i miłości
okrągłości upadłe wschodu
medytacje wyjścia medytacje wejścia
spłoszone światy
echa
odbicia
korespondują
marzą..


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

Belamonte

Belamonte, 19 june 2012

Zasada pragmatyczna

Żeby skończyć ostatecznie
to wiele jest zagadnień co trzeba wyśnić
przetrawić rozwiązać
ale jeśli zajmujemy się nimi w oddaleniu od praktyki
znika jakikolwiek sens życia
na cóż rozwiązywać coś jeśli nie przyda się w życiu
nie pomoże zdobyć obiektów pragnień
Tak, dopóki toczy się gra i my w niej gramy o coś z życiem
nasze życie ma sens
Jeśli nie można użyć tego co się śni, przemyśliwa,
rozwiązuje - zanika rozwiązywanie, myśl, sen
Bo po co?
Zasada: pragmatyzm określa sens życia
sens marzeń to widok na ich realizację
grozi gorycz, cała sfera problemów zastępczych
diety, psychoanalitycy, modlitwy
wybaczanie i proszenie o wybaczenie
I co z tego jeśli nie można przez to tak naprawdę
dorwać się do życia
Grozi gorycz jeśli takie praktyki życia wewnętrznego i zewnętrznego
jeśli nasze sny
nie dają się użyć
Śmierć nie przekreśla sensu Mówię to z prostotą
Mi wystarcza że sny się ziszczą w połowie
Więc cóż śmierć Jest spełnienie doczesne i koniec
Dla mnie to ma sens chociaż może jest bez sensu
Tak że ze śmiercią sobie poradzę
Ale ze ścianą niemocy nie.


number of comments: 4 | rating: 2 | detail

Belamonte

Belamonte, 16 june 2012

Bunt demona (kot nicości)

jezioro nie obejmuje mnie delikatnie
drogi się rozmgliły

mój demon obudzony nie ścierpi dłużej buntu
nie ścierpi dłużej pokory

wspominania wątpienia
wybór bez nazw wybór niewyboru

-

przybity przez siebie samego
kontemplować chce ogólne zarysy piękna

już kiedyś świadomość uwolniła się z tej klatki
przez dowcip okrucieństwo ciekawość i szalone piękne łzy

jak się przezwyciężę by żyć jeśli nie mam w swej naturze przezwyciężeń
jak się sprężę do śmiechów

-

wojna u podstaw
wybuch daje się słyszeć przez całą drogę smutku i radości

od węzłów i rozlewisk trzeba odejść by stawić czoła swemu końcowi
i żadna mądrość nie znaczy tu nic

skurczone ciałka giną
pożerane żywcem przez kota nicości

-

demonie mój kochany
dzisiaj wczoraj odkryty albo w dziecinnym pokoju
gdy oczy pełzały po przedmiotach konstytuujących moje ludzkie ja

dlaczegóż nie porwały mnie wilki
piaskuny, niedźwiedzie, Bóg
gdy jeszcze nie było za późno

pójdę na pomost dużo ciał
płomienie słońca
uśmiech nie dla mnie przechwycony w locie


number of comments: 2 | rating: 2 | detail

Belamonte

Belamonte, 15 june 2012

Cmentarze zwierząt (martwe życie)

naturalnie czyli w wolności przekroczyć granicę jak martwy lub słaby posłuszny prawu pyłek
żywa jest śmierć w liściach i ludziach pokornego serca
śmiech dziecka i prukanie przez sen starca to natura
ucieczka gazeli z miejsca zbrodni i jak stado zabiega drogę jednemu ze skazańców
i te jego wołania w pustkę...
i te odpowiedzi narcyzów pochylonych nad potokiem

nadnaturalny horror w naturze - człowiek
śpiący i martwy daje się prowadzić, ufa, o nic nie pyta
idzie tak samo za samicą jak promieniem księżyca - dlaczego? -
takie są tunele zmysłów

zagrzebani w ciele żywego trupa, pomieszani ze sobą
nadzy pod prysznicem godzinami pieszcząc swoje ciała
odzyskujemy utracone ja, z którym nic nie można zrobić
oprócz przypomnienia marzenia nasienia o kochankach
- z czego kiedyś były przygody, zachwyt i przyrost żywej masy -
na pustej widowni idei tej kultury
stając się coraz pustszym i pokornym
nie potrzebując już żadnej widowni oprócz Lustra

ciało pod prysznicem, ubranie na łóżku
broda do ogolenia, tłuszcz na brzuchu - atrybuty ja pozaprysznicowego czekają
teraz są tylko marzenia, czyste migawki ze świata snów
spływają z magazynu do butli

-

marynarz rzuca się na rejs, porzuca klatkę
w której otępiali tkwią i już całkiem naturalni... Zombi
prowadzeni za rękę przez strach i życzliwość sąsiadów
nie psychopatyczni i nie paranoidalni
takie osiedle otoczone przez wilki, ze swoimi obrońcami i wojskiem
niedługo - ci obrońcy i wojsko - oni jeszcze nie wiedzą co to znaczy
grunt utracić pod nogami - strefa mroku jest im obca -
są naturalni jak marynarz - marynarz umie się puścić

zwierzęta u wodopojów tęsknie zasypiają
mogą być takie bo już są przecież nieżywe
jak październikowa mgła połowiczne
ciągła graniczność

rozbudzona świadomość wypchnęła mnie
w sferę bezgraniczności - w sferę możliwości wszystkiego -
niebezpieczeństwa utraty tej resztki naturalności jaka ludziom została
żyję śmiercią pełnej świadomości bez posłusznych tuneli zmysłów
bez zdolności zapomnienia o starym płaczu nadaremności - Króla Leara, Niobe
to musiało się kiedyś zrodzić - Reanimator
"światło Bardo Chwili Śmierci"

brak uczuć, brak snu i głód trzewi
super chirurg racjonalista uśpił móżdżek i podwzgórze
rozkład nie jest przeszkodą
gnijąca forma życia opanowuje świat
w oczach żółte światło, w żyłach trupi jad
jedzą co wydalają, nie znają granic
robaki na nich żerują, robaki mają instynkt
żyją z gnicia, wiedzą czego im trzeba

w pomroce lasu odcięty żywy dwunożny stwór
chwyta dźwięk syren, być może "nie ma już świata"
być może spadły bomby, zaatakowały obce formy życia
albo wzburzone morze - Atlantyda

i jeszcze noc w której nie wiesz czy wstając
dojrzysz jezioro wody czy ognia, drzewa czy zombi
czy będziesz uciekał, chował się do dziupli, czy gonił
dziecko z siekierą by je pożreć - mity o tym opowiadały -
że wszystko może lec w gruzach - Apokalipsa

i ci zamknięci - oni są szaleńcami poza naturą
nie są prowadzeni, są rozbudzeni, przelała się czara
ludzkiej wytrzymałości, zgody na świat możliwości
wejścia do pracy czy wypadnięcia na rejs
wola bycia panem poza motywacjami
z daleka patrzący na kłótnie, wojny, miłości i siebie -
kroczący w martwym krzyku w bezkształt i zanik -
Hamlet, Makbet, Edyp, Mirosław z Lublińca

-

żywa śmierć to coś innego niż martwe życie
zachowana chronologia i bilans całości

dając się prowadzić śmierci żyją
umierają dając się prowadzić życiu
spokojne, poetyczne, martwe jak wiatr
żywe jak kamień, ze swymi kośćmi śniącymi sen
wierny, leczniczy, głęboki
już od początku

a my z naszą świadomością śmierci
nie umiemy umrzeć ani żyć
nie umiemy się dać prowadzić
wyrwani ze snu - taka natura czujna -
jak zające, płochliwa, rozpustna
żeglująca w ciała bez miłości
żądza doprowadzona do nudy i przesytu
lęk do odrętwienia obrazem
mającej nadejść zgnilizny i choroby
przesadzony człowiek

nie da się do nich zbliżyć - do Ludzi
bo gdy umierasz co dzień i wysyłasz SOS
to wszystko pozwala się omijać i omija się i ględzi
o wzajemnym zrozumieniu, tak wiele potrafią sobie nie dać
mierzą ci parametry życiowe, ale czytać z urządzeń dobrze nie umieją
i urządzenia mają do dupy
połowa ciebie czy trzy czwarte, i tak reszta może iść do pracy
i pozdrawiać się jak dobry trup z dobrym trupem
chociaż już nienawidzisz niektórych z nich

a wynaturzenie się z siebie marynarza
zatarasowanie przejść do jaskini
terapia przestrzenią
zmieszanie się z niebem
jej gnicie w moim sercu może powstrzyma...

...bo inaczej to chyba chce zostać Zombi


number of comments: 3 | rating: 2 | detail

Belamonte

Belamonte, 12 june 2012

Killswitch Engage

Ci którzy leżą w grobach
w studniach
oni kiedyś wstaną
oni podtrzymują świat
śnią
przechodzą drogę mistrza ran
w dół i do góry
z bólu narodzin do śmierci
i z powrotem

poznali cenę wstania
poznali ból rozstania z życiem
i powrotu do niego
za wszelką cenę
wampirycznie lub
osjanistycznie
iluzorycznie bądź podle

rzucając się w blask
w grób
w otchłań
w gnicie pod niebem usianym gwiazdami
wybrali czystość i żądzę
znajdą uchwyty
i kiedyś wstaną
jako samurajowie
wojownicy
skąpani w śmierci poza śmiercią
w życiu poza życiem


number of comments: 1 | rating: 0 | detail

Belamonte

Belamonte, 7 june 2012

Wszystko jest we wszystkim (stara umywalka)

Osa ma w sobie wściekłość słońca
Chwast mądrość węża
Jaszczurka złość ryby i przenikliwość powietrza
Ja mam wiarę przodków
Przodkowie ból końca świata
Poranki żal do Boga
Zmierzch nadzieję zmartwychwstania
Ropa energię starych drzew
Kopalnie rud wabiące głosy dla narodów

Narodziny i śmierć podają do nas swe twarze
Ręce modlitw konają co noc
Oczy mgławic plują nam w twarz

Bogacze utracili dobra w zamkach
Samotni są pełni przyjaciół oddanych wokół
Złość opuszcza ciało Wchodzi w osę
Dogania rącze jelenie i wraz z nimi
Odpiera ataki na cnotę rozwiązłą pięknej kurtyzany
Łani z ulicy przegranego życia
Bo oto atakują nauczyciele sędziowie moralni
I inne bestie

Z każdym słowem oddechem spojrzeniem
Wykrwawiał się coraz bardziej Ośmieszał
Kiedy myślał że realizuje swoje marzenia
Aż zasnął na dnie wulkanu
Znów od nowa dojrzewają nasiona krwi i chlorofilu
Zarodki mózgu i pieczary ożywione wilgocią
Miłosnego skurczu

Przedzieranie się energii przez świat na drugą stronę
Pomiędzy pustką skurczoną a pustką wolną
Paniką a orgazmem
Życiem a śmiercią
Głodem a sytością
Pomiędzy życiem w pałacu ojca a uśmiechem pod drzewem
Modlitwą w ogrodzie a zmartwychwstaniem
Wszystko zostało rozdane
Nic nie zostało utracone
Powrót córki marnotrawnej w bogactwa
Wracający z głodu miłości w pokorze po resztki
Dostająca wszystko

Nogi umyte w starej umywalce w ośrodku wczasowym
W górach nad morzem za pięćdziesiąt lat lub sto lat wstecz
Słodkie nogi Angeliki Odnaleziona książka z moimi wierszami
Zmartwychwstanie w aurze smutnego pięknem końca początku
Wśród śmiechów dzieci na koloniach
Wśród zmartwychwstałych
Dróg przejścia Róż
Skupisk wolnych fontann
Żywych muszli
Filtrów wszechświata
Znów


number of comments: 3 | rating: 4 | detail

Belamonte

Belamonte, 6 june 2012

Piosenka o teraz

starorzecza i wstęgi żywe ku źródłom biegnące
wczorajszy bieg rzek
wodospad jutra
rzeka nie zna swego wodospadu
zagubienie linii ręki w wieczorze
celu życia w podróży
spłoszone i skomplikowane bańki mydlane
zapach kwiatów których już nie ma
i wołania wieży radia
echa przyszłych zdarzeń, atom znikąd
zabłąkany wojny nowej śmiech
której jeszcze nie ma
i nie było

w teraz jest wszystko co było
i prawie wszystko co będzie
płynąc ku prawie
stajemy się prawie prawi

jednostka głupia i dołączona w klęsce do wieży
narody tworzy ślepe i przerażone
oprócz narodu wojny ze śmiercią
co mieszka w gniazdach ciepła
w bólu rusałek krzewiących sny zmarłych

najwyraźniej wole a raczej prawa nieba
widać w insektach a najmniej w istotach wrażliwych
chociaż tyrania ma w sobie coś boskiego
i sadyzm i masochizm

w sercach pokoje czułości i krzyże poświęceń
zbudował nowy nosiciel maski spokoju
nowe labirynty, zamknięci w przepływie krwi
prorocy mistrz bunt życia
miłości Bóg, wyrzutek, prawie wolny
musi i chce wrócić

w ptaszkach, delfinach, ludziach
skłonności altruistyczne
trud pomagania sobie i porozumiewania się
bo samemu źle, nie bo się opłaca
niebo się opłaca śmiercią dla życia

w teraz jest wszystko co było
i prawie wszystko co będzie
płynąc ku prawie
stajemy się prawie prawi


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Belamonte

Belamonte, 4 june 2012

Znikomość

tak się tylko przyglądam
kochają się od wczoraj, dziś zblakli
niezłe wzruszenie członka, ależ połączenie puzli
czułe słówka, zarobi na życie, ich domy się stykały
rodzice znali

pielgrzymki do świętych miejsc
tłumy na wybiegu
mozaiki to piramidy znużonych cywilizacji
motyle kwiaty - żeby się dobrze jadło
w lęku panicznym

połowa na wodzie, połowa w wodzie
wiatr deszcz śnieg w lędźwiach
zawiśnięcia w opadzie żagli
pochwalić się nowymi piersiami, "swoimi" piersiami
łapanie wiatru

przechodzą, obcierają krzesełka, wgniatają ziemię
na świątynnych kamieniach ślady łez
- Przygnębia mnie tłum. - "Przywiązujesz się do ludzi. "
tylko domki i leżaki są w tym trwałe
jak się skupić na kolejnej twarzy?
po co? utopić to w szklance
jutro będą szli znowu

- Ja nie wstaję.
- Trawienie zastąpiło dążenie.
nagły zryw do żagli
zachwyt kolorami zachodu
zryw i zachwyt
- Przecież płyniemy Razem.
drzeworyt radosny

Czy jego ostatnia droga też była taka?

- Tato, a on wziął Moją Kaczkę.
- Oddaj Jej Kaczkę.

Każdy mężczyzna musi mieć Swoją kobietę.
Każda kobieta musi mieć Swojegomężczyznę.

motylek, ważka, kafelek w ubikacji na wzór bizantyjski
winogrona pną się w górę, wzrost owocu
pochód rdzy i śmierci, pochód flaków wyrwanych rybom
co głosu nie mają jak dzieci i poeci

gdy skończy się urlop klatka się zamknie?
miłości tych ludzi to najgorsze klatki
myśl o śmierci na dobre zagnieżdżona
niektórzy nie wiedzą gdzie idą
potrzebni są organizatorzy wypoczynku

myśl o prawdziwej miłości wypierającej samotność
miłość wypiera sprawiedliwość i chaos
staruszka zdana na leżenie i opiekę
To jedno uczucie nowym Bogiem niech się staje.
Zrodzone we wspólnej walce Słowo.

Osiąść na jakimś kafelku, na źdźble trawy,
na cipce eksplodować, kulką Potockiego się bawić,
chwytać sny, może to sny chwytają sny
Może to przodkowie się powtarzają
może to fale się przelewają, a życia truchleją
i ludzie swe Dole urzeczywistniają
Nikt nie spocznie póki się nie zniszczy, nie zabije
nie ukryje pod powierzchnią, nie zaśnie w końcu
Stąd te pozdrowienia gwiezdne, mrówcze, kamienne
nie wiadomo kto do mnie kiwa i kto we mnie kiwa
ręką i komu, gest, sens gestu, chcenie, życie
Chcenia - oto cała marna mądrość.

A może to greccy Bogowie, ich dialog w nas,
życie uczuć i myśli - obiektywność psychiczna.

Ten co siedzi i się patrzy wcale jakoś bardziej nie jest.
Zawsze największą nocną rozpacz budziło we mnie to,
że nie mogę wziąść udziału w znikomości ruchu.

duchy rojów w zaświatach bliższych i dalszych
komunikacje komunie i święte wojny

Lekarze wyleczą nas ze wszystkiego.

żegluga ku końcu ja
w pełnie ja, w pełnie uśmiechu i wypukłości bioder
w pełnie śmierci
ciągle zrzucać skórę, maskę
jak z rana nocny strój
Tylko demony żyją naprawdę.
Stać się demonem.


number of comments: 2 | rating: 2 | detail

Belamonte

Belamonte, 29 may 2012

Tajemnica

może kiedyś została mi przekazana tajemnica
wyszeptana i zdradzona liściom komuś czemuś
przez łzy przez siostrzyczkę
gdy o bramy bólu łamałem kości
szeleściło złoto w blasku ogniska
płynęło ciało przyszłości przyjaźni
łez i szczęścia
odparowanych śmierci duszy
obojętności i dumy
odpychających rąk i spojrzeń

uwolniona łabędzica
przyjaźń bez miejsca na Ziemi
miłość i zawód mojego taty
nie chcę pieniędzy, nie chcę od was niczego
nigdy nie złapie już nikogo za rękę
o pewnych rzeczach nie trzeba było śnić
tylko je robić
czekałem na start
pamięć ćwiczyłem od dzieciństwa
by sobie przypomnieć

słodki ciała jęk, syren nocnych zew
ogromu ból, wiosnę kolebki myśli
na Ziemi
pomiędzy liśćmi morzem fontanną i oczami
rozpięta tajemnica

odprężenia
pokochania się
przylgnięcia mchu
zamykania oczu
wygładzania twarzy
rysowania własnych kraterów na księżycu
linii papilarnych snów

życia


number of comments: 0 | rating: 1 | detail


  10 - 30 - 100  






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1