Poetry

Jaro


Jaro

Jaro, 10 january 2016

Manipulacja

jest taka ciemność która nie dnieje
cierpliwie czeka ciągle dojrzewa
by w każdym kącie położyć cienie
kłamliwej rzeki płynącej w trzewiach
 
będzie zapewniać będzie namawiać
zwiąże na szyi swój młyński kamień
powie ruszajcie to wielka sprawa
oznaczy bydło wypali znamię
 
po latach powiesz jest już za późno
już mi tak dobrze po co to zmieniać
żeby wybielić nazwiesz ją drużbą
w mocarnej gębie nie wyjdziesz z cienia


number of comments: 22 | rating: 17 | detail

Jaro

Jaro, 26 september 2015

Dylatacja

 
 
Siała baba mak. Nie wiedziała jak,
a dziad wie-dział, nie po-wie-dział,
a to było tak...
 
życie krótkie jak zdmuchnięta świeca
jeszcze z dymem wije się do okna
jeszcze szeptem mrowi i podnieca
gasnący płomień okruchy spotkań
 
omija młodość kiedy bujnie rosła
od drobnych ziaren w soczyste zboże
raz poruszone wciąż zmienia postać
jak wodne kręgi wciskane w stożek
 
czas jak fale wiekiem rokiem dobą
pomiędzy nimi droga na skróty
cichnące w oku wieczyście skrobną
podskórne czucie pokład ułudy
 
gdy zwykłe dni milczące kamienie
i ciemne noce stają się dalekie
on wkłada stopę w kosmiczne strzemię
staje się deszczem przypływem w rzekę
 
ona bez miejsca toczy się kołem
grając strunami gwiezdnej przestrzeni
płonące chmury ściskają totem
ciemną materię niewidzialny zmiennik
 
to nie istota nie świetlisty las
jak twoje życie w proch się nie zmieni
popłynie z dali światłem nowych gwiazd
bez zbędnych dat bez rzucanych cieni
 
Sia-ła ba-ba mak. Nie wie-dzia-ła jak,
a dziad wiedział, nie powiedział,
a to by-ło tak...


number of comments: 26 | rating: 20 | detail

Jaro

Jaro, 8 february 2015

mięso znanego pochodzenia

szalonej żonie opada
cierpliwie robiony suflet
z powodu krzyków sąsiada
marnują się drogie trufle
 
ogniste czerwie zagrały
pod skórą cierpko palące
z tasakiem dłonie zsiniałe
spotka się księżyc ze słońcem
 
na znak że to koniec świata
nie widział jak czas dobiega
miał krótki wzrok na opiatach
źrenice w wężowych kręgach
 
to dowód że rewolucja
zaprzecza dziełom Darwina
to czas powrotu do krucjat
to Polska ma taki klimat
 
już nie będzie chlał tam piwa
wraca w przedpokoju gada
kara musi być dotkliwa
krwisty befsztyk u sąsiada
 
wszystko bierze się w cudzysłów
tylko  diabeł się uśmiecha
w głowie mówi bez namysłu
każdy miewa czasem pecha 
 
to niedzielne popołudnie
czas letargu albo zaraz
mąż przy stole siedzi schludnie
ślina cieknie do tatara


number of comments: 38 | rating: 27 | detail

Jaro

Jaro, 22 december 2014

tknięty

 
nie wiem czy jest jeszcze czy tylko przechodził
w końcu bez początku nie można urodzić
byłeś jeszcze mały malutki jak dłonie
rosnąca roślina która przyszła do mnie
 
pewnie w zamieszaniu dotknął cię językiem
zapewne wyszeptał żyj ty też przywykniesz
nie trzeba na klęczkach on się z tego śmieje
lepiej go przywitaj gdy zobaczysz cienie
 
rzucane przez życie w zmienianych promieniach
bez fałszywych wyznań i bez przyrzeczenia
mało mam pewności ale podejrzewam
że z tym jabłkiem w raju to trochę zalewał
 
nie wolno zamykać myśli w ciasnej klatce
choćby była złota będziesz w cudzej łasce
dla człowieka ważna jest swobodna przestrzeń
napisz przez istnienie własną księgę jestem


number of comments: 53 | rating: 32 | detail

Jaro

Jaro, 14 december 2014

cierniste wschody

może zagląda nieżywa panna młoda
gdzie mgły się ścielą i czarna stoi woda
biała w czerwieniach całuje zwiędłą różę
na górze pod krzyżem który jest jej stróżem
 
kiedyś była cielesna jasna i świetlista
dumnie jesienią ze spopielenia przyszła
wniesiona z liliami na skrzydłach orlęcia
piękna ukochana cudownie poczęta
 
dwadzieścia lat na koń wsiadał ułan młody
przytulał ją czule na brzegu ciemnej wody
pozostał wspomnieniem historia jak fale
oddaje pocałunki połączone z żalem


number of comments: 39 | rating: 29 | detail

Jaro

Jaro, 5 november 2014

Iluzorium

niebo płynie do środka
miękko niebiesko błyszczące
z zapachem wypranej koszuli
fioletem przeplata  lawendę
by wymknąć się oknem na chwilę
w której ćmy przylatują znikąd
pocałować światło
szum małych skrzydeł formuje ciszę
na drodze do dnia za tobą
pozostaje w nas
wieczór
jak ślady dłoni na mokrym piasku
niepojęta aleja gwiazd


number of comments: 53 | rating: 36 | detail

Jaro

Jaro, 26 september 2014

Więzina

zaczyna wnikać do wszystkich szczelin
siejąc zarodki pleśnią się ścieli
szybko wyrasta z bezkształtnej mazi
mądre wersety przekręca włazi
 
na zgięte plecy łatwe narzędzie
z prostej ciemnoty jak pająk przędzie
prawdy wprost z mroku lub urojone
wnętrza ich czaszek są jej kokonem
 
z pieśnią na ustach spod minaretu
niesie chorągwie by serca przekuć
w twardą hordę zakrzepłą posokę
głodne hieny z szaleńczym wzrokiem
 
każda rozsieje kolejne więzi
jak ziarna piasku jak piędź przy piędzi
które pomnoży w stada szarańczy
na twoim grobie chce już zatańczyć


number of comments: 80 | rating: 39 | detail

Jaro

Jaro, 14 july 2014

półniebyt kiedy wzrok daleko

zakryty mgłami świt wolno wstał nad trawy
jego język niby wąż wije się za słaby
żeby złapać błyszcząc krople chłodnej wody
jak złoto biały kot przywiera do łodyg
 
cicho spływa miękko sączy się po gładzi
jeszcze szare drzewa chcąc ciepło zabarwić
uliczne cienie rzucają rozpierzchnięte ćmy
uciekając z ciemności wabią w światło sny
 
przełykana ciemność ma smak mocnej kawy
pachnie świeżą bułką jakby z miodem prawił
zapach leśnej sosny cynamon tych ścieżek
czuliście to kiedyś mam nadzieję wierzę


number of comments: 49 | rating: 28 | detail

Jaro

Jaro, 30 june 2014

dociekliwa ocena niejednego pożądania

kiedy chciwie wciąga smaki hurysy
z piersi rozgrzanych w trąbiące klaksony
czas teraźniejszy staje się przyszłym
z dłonią głęboko w pierzastym kokonie
 
rozkoszne dźwięki są mu słodkim domem
rozgrzane gładkie protoplastki jeżyn
przejdą przez palce lekko rozłożone
soczyste mimozy i giętkie żleby
 
założy laur wraz ze złotym kordem
pomaszeruje już po ściętym drzewie
pięknie lecz jakby wyrżnął kogoś w mordę
bo wszystko robił by docenić siebie


number of comments: 48 | rating: 32 | detail

Jaro

Jaro, 14 june 2014

Panaceum

 
postawić stopę na pękniętej płycie trotuaru
to przynosiło pecha a szkoła była pod górkę
tak od czasu spadających kasztanów
poprzez zimowe zaspy aż do wiosennego kwitnienia
kiedy park złocił się kaczeńcami i fioletowiał tajemnicą
 
ścieżki ścieliły się porami roku
rozmytymi kolorami wychodziły lub znikały w ziemi
za drzewami które rosły jak wspomnienia
na odległość pierwszego pocałunku
który jeszcze niczym rajskie jabłko wydaje się najsłodszy
 
znów przemierzyć tę drogę choćby po omacku
wywęszyć ścieżkę naznaczoną zapachem dni
ze światłem zamkniętym w dłoniach wtedy niedocenianym
nanizać jak paciorki na żyłkę lekką pewność bytu
lek na strapienie na rozterki na starość


number of comments: 36 | rating: 35 | detail


10 - 30 - 100  






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1