11 july 2010
a może
_może
szybkim ruchem zamknęła drzwi wchodząc do jego mieszkania.
nie zdążyła zdjąć butów, gdy rzucił się na nią wygłodniałymi ustami.
przedzierał się przez warstwy ubrań, by otulić jej gładkie plecy żarem stęsknionych dłoni.
jego urywany oddech plątał się wśród jej loków, osiadał za uszami i na karku.
niecierpliwością rozrywał guziki.
ustami parzył szyję, zanim zdążył jej dotknąć.
jęknęła...
uniósł ją lekko i zaniósł na łóżko, nie zwracając uwagi na to, że ma na sobie jeszcze resztki tego, co nie należało do niego.
jej bliskość zabierała mu powietrze.
pozwolił wysunąć się jej z ramion na poduszki i opadł na nią
przywarł do jej ust - jakby jej język niósł ostatnią kroplę wody tego świata.
sam nie oddychał i nie pozwalał by ona zaczerpnęła powietrza.
stęskniony.
kolejny jęk
kolejny podarunek: pocałunek...
a może
cicho i ledwie słyszalnie weszła do jego mieszkania.
natychmiast oderwał się od pisania, wstał z krzesła, podszedł do niej i spytał czy napije się kawy.
miała na sobie słodki szal, pachniała zapowiedzią wiosny.
dłonie miała zimne, jakby w drodze do niego dotykała nadchodzącego wieczoru.
na policzkach rumieniec niepewności, czy aby na pewno chce ją tu widzieć.
na ustach wiśniowy kolor szminki - na wypadek, gdyby jednak chciał.
i chciał.
nie widziała uśmiechu jaki miał na twarzy, gdy plecami do niej pospiesznie przygotowywał w kuchni kawę...
a może
zwyczajnie śnił, że do niego przyszła...