15 february 2016
Przygoda Mella
- Hremphrh - wycharczał Hrem, wypluwając przeżutą kość.
- Drakharakerk – przyznał Drak, wskazując na niewielką liczbę pozostałych szczątków. Ptak Senki, którym właśnie się posilali, był drobny, a jego mięso chude. Nie wystarczy na zaspokojenie ich głodu.
- Gangarnakha ga! - zganił ich Gan. Nie lubił jak narzekali. W zasadzie w ogóle ich nie lubił. Mieli brzydkie mordy i cuchnęli.
Hrem to trzy otwory gębowe, jedno wielkie oko z tyłu głowy, jedna ręka długości reszty ciała oraz kolczasty ogon. Drak miał długie, spiczaste uszy wielkości dłoni, pięć małych oczek, skórę w kolorze bagna i wielką paszczę zajmującą połowę jego tułowia. Gan szczycił się swoimi łuskami i rudym owłosieniem oraz eleganckim garbem. Miał również jedną parę odnóży więcej od swoich towarzyszy. Dzięki temu szybciej biegał i pierwszy dopadał ofiarę podczas polowania. Był z oczywistych powodów ich samozwańczym przywódcą.
- Draknnak – powiedział Drak, po czym pozbył się nadmiaru śliny z gęby. Gan czasami za bardzo się rządził. I strasznie śmierdział.
Hrem nie mógł patrzeć na Draka i Gana podczas jedzenia, więc zamiast bezsensownie sprzeczać się, co było ich zwyczajem, rozglądał się po jaskini, w której mieszkali. Miała ona wyjątkowo regularne kształty jak na wytwór tego wymiaru. W zasadzie wyglądała z zewnątrz jak pudełko, a wewnątrz rozwarstwiała się w górę i w dół, spiralnie. Zawierała w sobie dwa otwory: jeden wejściowy, a drugi głęboko w ziemi, tam gdzie światło już nie dochodziło i gdzie można było zapomnieć kim się jest.
Drak i Gan sprzeczali się dalej, nawet jak już skończyli się pożywiać, ponieważ nie mieli nic innego do roboty. Hrem natomiast zaczął układać z z pozostałych kości małe stosiki, co było jego zwyczajem, ponieważ nie miał nic innego do roboty.
Mell siedział wśród nich, choć nie byli tego świadomi, ponieważ Mell równocześnie miał i nie miał ciała. Wyczuwał je, posługiwał się nim, lecz nie mógł nikogo dotknąć. Było one pozbawione materii.
Długo tułał się po kamiennej pustyni, dopóki nie trafił na Hrema, Draka i Gana. Trudno ich było nie zauważyć; byli hałaśliwi i wydzielali intensywny odór. Wtedy jeszcze nie zamieszkiwali jaskini, tylko przesiadywali na pobliskim pagórku, nierzadko zwisając z ratakowych drzew. Zdradliwa pogoda często zsyłała magmowe deszcze, a drzewa nie dawały schronienia, więc byli osmoleni i nieszczęśliwi. To Mell zwrócił ich uwagę na jaskinię, tłukąc im głowy kamieniami. Teraz byli szczęśliwi, a Mell nie czuł się już samotny i mianował się ich przyjacielem.
Szybko okazało się, że towarzystwo Hrema, Draka i Gana nie dostarczało wiele rozrywki, a język, którym się posługiwali, był dla niego zupełnie niezrozumiały. Przypominał raczej przypadkowe chrząknięcia, niż słowa. Być może tym właśnie był naprawdę.
Mell, sam nie posiadający żołądka, zajął się zatem szukaniem pożywienia dla swoich przyjaciół. Wyruszał codziennie na łowy, a upolowane mięsiwo dostarczał pod jaskinię, ku radości i zdziwieniu towarzyszy.
Dzisiejsza zdobycz niestety nie była zbyt treściwa i Mell wyczuwał niezadowolenie w sprzeczce Draka i Gana. Niepokoiło go to i czuł się winny.
Zdecydował się więc wyruszyć na polowanie jeszcze raz tego dnia, tym razem w nieznane mu tereny za pagórkiem ratakowych drzew i za równiną posuchy.
Zaszedł bardzo daleko. W tym wymiarze czas nie istniał, a Mell nie umiał liczyć, więc nie potrafił także odmierzać dystansu. Nie natrafił na żadne żywe stworzenie, aż do klifu nad morzem magmowym. Zrezygnowany, usiadł na ziemi i zapłakał, gdy nagle usłyszał bardzo dziwny, syczący i pykający odgłos.
Mell odwrócił się i zobaczył otwierający się portal. Była to połyskująca, fioletowa obręcz, która wydawała owy niespotykany dźwięk.
Mell patrzył oniemiały jak przez portal przechodzi mały, śmieszny człowieczek. Miał parzystą ilość kończyn, wyprostowaną postawę, dwoje oczu, nos oraz otwór gębowy i ubrany był w jaskrawą szatę, a na włochatej głowie miał spiczastą czapkę. Jednak najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że nieznajomy spojrzał prosto na Mella i przemówił do niego zrozumiałym językiem.
- Jam jest mag Jerome, kim żeś ty?
- Ja być Mell. Ty mnie widzieć?
- Oczywiście. Jam jest mag.
Mell nie wiedział, co to mag, lecz stojący przed nim ludzik wydawał się być dumny i ważny.
- Cóż to jest za wymiar?
- Ja nie wiedzieć.
- Na jaką planetę ja żem trafił?
- Ja nie wiedzieć.
- Dobrze więc. Sam więc odkryję sekreta tego miejsca. Jestem jednak zobowiązan wypełnić życzenie pierwszej napotkanej istoty. Czegóż pragniesz?
Mell zamyślił się na chwilę. Nie rozumiał kim lub czym był mag Jerome, ani nie wierzył, że potrafi spełniać życzenia. Powiedział jednak na głos pierwsze, co przyszło mu do głowy.
- Ja chcieć być widzialny.
Mag Jerome wyciągnął z kieszeni szaty cienki patyk, zamachał nim w powietrzu, po czym schował go z powrotem. Mella rozbawił ten głupi gest, co wydawało się urazić tę dziwną istotę.
- Załatwione. Od teraz jesteś widzialny. A teraz bywaj stąd nim zamienię cię w ropuchę!
Mell nie wiedział, czym jest ropucha, lecz nie obchodziło go to, ponieważ zerknął w dół i zobaczył, że jego ciało wreszcie stało się materialne. Z jakiegoś jednak powodu nie było to ciało, które wyczuwał wcześniej. Teraz miał dwie nogi, dwie ręce, pięć palców na każdej dłoni i długą, szarą brodę. Jego skórę okrywała jaskrawa szata. Wyglądał jak mag Jerome.
Mell spojrzał ponownie przed siebie, aby powiedzieć przybyszowi, że się pomylił, lecz ten zniknął razem z portalem.
Nieszczęsny Mell jeszcze raz obejrzał ciało, na które teraz był skazany. Było tak dziwne, tak inne, że jego przyjaciele na pewno go nie zaakceptują.
Westchnął głęboko przez swój nowy otwór gębowy, po czym ruszył w drogę powrotną odmieniony i bez strawy.
Kiedy dotarł do jaskini, Hrem, Drak i Gan leżeli na ziemi, mrucząc do siebie niezrozumiale. Gdy zobaczyli nadchodzącego Mella, Drak i Gan zerwali się na odnóża i wydali z siebie okrzyki radości, a Hrem wkrótce do nich dołączył.
Mell ucieszył się z tego radosnego powitania i poczuł ulgę. Jego przyjaciele go rozpoznali i zaakceptowali!
Zaczął biec w ich stronę z otwartymi ramionami, a oni niezręcznie próbowali odwzorować jego gest. Gdy się spotkali na środku drogi, Drak i Gan chwycili go po obu stronach za ręce, a Hran przywalił mu w twarz kolczastym ogonem i Mell stracił przytomność.
Hran tak długo uderzał ogonem w ciało ich chudej ofiary, aż podzielił je na członki. Wtedy rzucili się wszyscy na jedzenie i wrócili, człapiąc do jaskini.
- Hrankhm. - powiedział z zadowoleniem Hran. Tym razem trafiła im się wyjątkowa uczta.
- Drakkee drakhahr – przyznał Drak, przeżuwając w wielkiej gębie mięso.
- Ganga ganhkran – dodał Gan, który musiał mieć zawsze ostatnie zdanie.