Prose

Zula Alive


older other prose newer

5 july 2010

Drzwi

Otworzył delikatnie drzwi. Stał przed nimi ponad 20 minut zastanawiając się czy wejść. Teraz już nie było odwrotu i wiedział o tym dokładnie. Ubłocone buty zostawiały za sobą mokre ślady. Deszcz do tego stopnia zmoczył jego płaszcz, że w momencie przekraczania mistycznej bariery progu, pozostawiał w powietrzu setki wirujących deszczowych kropli. Przeszedł przez pusty przedpokój i stanął przed kolejnymi drzwiami. Zdążył się w ciągu tych kilkunastu sekund dobrze rozejrzeć. Na tym polegała jego praca - na rozglądaniu się. Pierwszy raz w życiu nie potrafił jednak nic dojrzeć. Żadnego rzucającego się w oczy detalu. Żadnych wyraźnych śladów zbrodni. Niepokojących napisów na ścianach czy zwłok leżących na podłodze. Widział natomiast kolejne drzwi. Kawałek mahoniu z zamkiem automatycznym marki Gerda. Odpalił papierosa. Chowając zapalniczkę do kieszeni mocno się zaciągnął. Wypuścił dym nosem. W skupieniu kontemplował chwilę. Tak jakby wyrwał się grawitacji i unosił nad drewnianymi panelami i białą ścianą. Tak jakby wyrwał nity i pięścią przebił się na zewnątrz.

Dym powoli wypełniał przedpokój. Wdzierał się w szparę między drzwiami i wsiąkał w płaszcz, jakby chciał rozwiązać zagadkę za niego. Kierował go w stronę drzwi. Śledztwo trwało długo. Bitwa z papierosem zdawała się nie kończyć. Pokój powoli ożywał. Falujące smugi kopulowały z zatęchłym powietrzem w dzikim tańcu. Uginały się przed ruchem dłoni i rozpływały powoli na tle drzwi.

Papieros zgasł, a raczej to on przydusił go podeszwą. Zakręcił wokół własnej osi i przydepnął butem. Ostatnie szare fałdy prostowały się niknąc powoli. Głośno zakaszlał. Splunął przed siebie i spuścił głowę. Zaraz po tym nadszedł kolejny głośny atak kaszlu. Tym razem niemalże histeryczny. Prawie osiemdziesięcioletnie ciało walczyło z nałogiem. Kurczyło się i wiło jak szare smugi dymu. Tańczyło w rytm fokstrota. Nogi wystukiwały rytm, ręce skręcały się w dziwnych gestach, twarz eksplodowała cierpieniem.

Podparł się o ścianę. Powoli zaczynał łapać oddech. Dusił się jeszcze co prawda, ale coraz częściej udawało mu się ukraść pomieszczeniu w którym się znajdował trochę powietrza. Kaszel ustał. Znowu zapadła cisza. Ten krótki performance skończył się i widownia opuściła salę.

To była najtrudniejsza sprawa w jego życiu. Genialnie dokonana zbrodnia. Prosili go aby odszedł, ale on musiał prowadzić śledztwo do końca. Uśmiechnął się ponuro. Wyprostował. Szybkim ruchem chwycił za klamkę. Odwrócił się jeszcze, jakby żegnając się z pustym przedpokojem i zamknął za sobą drzwi. Były otwarte. Trudno, żeby były zamknięte -pomyślał zdejmując buty. Znajdował się w pomieszczeniu które ciężko było nazwać salonem. To ten rodzaj pokoju, który raczej imituje salon, ten który wynajmuje się kupując kawalerkę.

Płaszcz powiesił na starym wieszaku. Buty pozostawił w miejscu gdzie je zdjął. Odwrócił głowę w stronę łazienki. Jego niebieskie oczy posmutniały. Podszedł do niewielkiego pomieszczenia w którym znajdowała się wanna, sedes i umywalka. Westchnął. Umył ręce zimną wodą, opłukał twarz i wytarł ją ręcznikiem. Podwinął rękawy. Splunął jeszcze wyraźnie z ulgą.

Wyjmując nóż z szafki obok wanny, zdawał sobie dobrze sprawę, że to będzie naprawdę najcięższe śledztwo w jego życiu. Westchnął, po czym wbił nóż w ciepłe jeszcze ciało kobiety w wannie.






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1