Prose

eyesOFsoul


older other prose newer

19 march 2025

to tylko przypadek, cz. 3

Kilka lat później – ciąg dalszy

Adam przesunął dłonią po karku, czując pod palcami lekko szorstką skórę od słońca i soli. Dzień był gorący, ale wieczór przyniósł przyjemny chłód. Spacerował boso po piasku, zostawiając ślady, które za moment zmyje przypływ. Lubił to miejsce – małą nadmorską miejscowość, do której wracał od lat. Miała w sobie coś kojącego, coś, co pozwalało zebrać myśli i chociaż przez chwilę nie gonić za czymś, czego i tak nie dało się dogonić.

Zatrzymał się na chwilę, patrząc na światła baru, który stał tuż przy plaży. Było tam gwarno, ale w ten niezobowiązujący, letni sposób. Śmiech mieszał się z dźwiękiem szkła i muzyką, która ledwo przebijała się przez szum fal.

I wtedy ją zobaczył.

Siedziała blisko morza, przy jednym z tych niskich stolików, które niemal tonęły w piasku. Miała na sobie luźne, sportowe szorty i zwykły top, a na stopach…
Te cholerne klapki z Reeboka.

Nie zmieniła ich. Przez te wszystkie lata, wciąż kupowała nowe, identyczne. Bo były wygodne. Bo nie lubiła ich zmieniać.

Serce zabiło mu szybciej, ale nie ruszył od razu. Stał chwilę, patrząc, jak przeczesuje włosy ręką, jak unosi szklankę do ust, jak patrzy w stronę morza, jakby szukała czegoś w tym bezkresie.
Czy była sama?
Rozejrzał się, ale nikogo przy niej nie było.
A może…

Może to był ten moment, w którym życie zostawiło dla nich otwarte drzwi. Może tamto spotkanie sprzed lat nie było końcem, a jedynie pauzą.
Nie myśląc więcej, ruszył w jej stronę.

Kiedy stanął obok stolika, spojrzała na niego.
I tym razem to on odezwał się pierwszy.
- Cześć, Olgo.

Podniosła wzrok znad szklanki, a na jej twarzy pojawiło się zaskoczenie. W pierwszej chwili wyglądała, jakby nie była pewna, czy to naprawdę on. Ale zaraz potem jej usta drgnęły w lekkim uśmiechu.

- Adam? - zapytała, jakby musiała się upewnić.
- We własnej osobie.

Przez moment tylko na siebie patrzyli. To był ten krótki ułamek sekundy, kiedy przeszłość niemal próbowała się wcisnąć między nich, ale Olga nie pozwoliła jej na to.

- Nie wiedziałam, że tu przyjeżdżasz - powiedziała, odkładając szklankę na stół.
- Lubię to miejsce - odparł.

Chciał zapytać, czy jest sama. Nie było przy niej niczego, co wskazywałoby, że na kogoś czeka - żadnych dodatkowych drinków, żadnej kurtki przewieszonej przez sąsiednie krzesło. Tylko książka, telefon i ten sam spokój, który widział w jej oczach tamtego dnia.
- Mogę się przysiąść?

Zanim odpowiedziała, za jego plecami zabrzmiał spokojny, męski głos:
- Przyniosłem ci wodę, kochanie.

Adam wyprostował się, a Olga odwróciła głowę.
Mężczyzna, który właśnie podchodził do stolika, miał luźno rozpiętą lnianą koszulę i jasne spodnie. Włosy potargał mu wiatr, a w oczach było coś ciepłego, coś, co nie zostawiało wątpliwości.

Kiedy zobaczył Adama, przez chwilę mierzył go wzrokiem, ale nie było w nim napięcia. Raczej ciekawość.
Olga wzięła butelkę wody i spojrzała na Adama, jakby nagle sobie o czymś przypomniała.
- Poznajcie się. Tomasz, mój mąż, a to Adam… stary znajomy.

„Stary znajomy.”
Dwa słowa. Proste, zwyczajne. A jednak ważyły więcej, niż powinny.

Adam uśmiechnął się lekko i ścisnął wyciągniętą dłoń Tomasza.
- Adam - przedstawił się, choć było to zbędne.
- Tomasz - odpowiedział mężczyzna z uśmiechem. - Miło cię poznać.

Adam tylko skinął głową.

Olga dopiła resztkę drinka i odsunęła kosmyk włosów za ucho.
- Dawno się nie widzieliśmy - powiedziała.
- Tak - odparł Adam. - Minęło trochę czasu.
I wtedy to zrozumiał.

Nie było żadnej pauzy, którą los miałby jeszcze kiedyś zamienić w przecinek. Była kropka, postawiona tamtego dnia, gdy minęli się w drzwiach sklepu.

Nie było zawahania w jej głosie. Nie było pytania, czy chciałby usiąść.

Zerknął jeszcze raz na Tomasza, który właśnie opierał rękę na oparciu jej krzesła, zupełnie naturalnie, jak ktoś, kto już nie musi niczego udowadniać.

I to wystarczyło.
- Miło było cię zobaczyć, Olgo. Udanego urlopu - powiedział Adam, robiąc krok w tył.
- Wzajemnie - odpowiedziała.

Nie było niezręczności. Ani żalu.

Adam odwrócił się i ruszył w stronę plaży, zostawiając ich za sobą.
Gdzieś w środku coś go ścisnęło – ten znajomy ból, ta sama tęsknota. Ale tym razem to nie była nadzieja. To był ostatni cios, po którym nie zostało już nic.






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1