Poetry

Anna Gabriella Lilith Gajda


Anna Gabriella Lilith Gajda

Anna Gabriella Lilith Gajda, 6 august 2010

„Ofiara dla pazernego boga bez oblicza”

Zawsze wtedy
gdy wracają te ciche,
ciężkie ołowiane dni
szukam tej jednej właściwej ścieżki do
zatracenia
Prosta droga do samozagłady…
 
Tak łatwo im sprzedawać moje kawałki człowieka
posklejane byle jak
niczym ludzik z plasteliny
Drążę tą wibrującą myśl
Myśl - która bruździ w pustosłowiu
zaprzedanych obłudzie
Na ich złotouste kłamstwa
umierają kolejne bastiony
nie mojej wolności
 
A w moim zaciśniętym gardle rodzi się krzyk
który pali jak siarczysty policzek
od byle jakiej flamy
Gdzie jest kres tego exodusu
który dzieje się codziennie
Dzieje się właśnie tu?
 
I drżącym marzeniem
udręczone powieki
spływają srebrzystym deszczem
majowej nocy
Pozwól mi już odejść
na drugą stronę tęczy – szeptam ostatkiem sił
lepkim szeptem
wprost w Twoje
twarde małżowiny
 
Ten szept - już
ostatni - wiem
Wyrywa się westchnieniem
daleko poza chmurę nieczułości
 
I tak widzę! Widzę!
Już widzę!
Widzę szorstkie brzegi
wyspy efemerycznych doznań
dalekich od realności
szarego poranka
Zamykam usta kluczem 
z wyzwolenia
to moja zemsta za gwałt
na obnażonej świadomości
 
Bo to kraj megalomanii urojonych bożków…
i nigdy już nie umkniesz
Schizofrenicznej konkwizycji

Konglomerat bzdur
rozedrgany fanatyczną pieśnią
ślepca na rozdrożu

Żart kapryśnego
wszechwładcy

Kiepska farsa
nic  więcej…

By "Lilith"


number of comments: 5 | rating: 4 | detail

Anna Gabriella Lilith Gajda

Anna Gabriella Lilith Gajda, 6 august 2010

"Iskra"

Jestem poza nawiasem tego co pojęte –
- krzyczy wspomnienie mojego ego.
Jestem nieproszonym gościem
Na maskaradzie hipokrytów.
I tylko echo krzyczy głuche,
I tylko echo woła z oddali,
Wyblakłe wspomnienie…
Dlatego patrz dziś na mnie!
Tak mocno patrz!
Chcę zapłonąć wstydem
W Twoim spojrzeniu.
Chcę spalić się i powrócić…
Tak proszę, patrz na mnie teraz!
Chcę się zachłysnąć
Twoim spojrzeniem,
Chcę wyssać z niego
całe zdziwienie.
Jestem pustą pozą
udającą osobowość.
Przestaję istnieć, gdy Ty już nie patrzysz.
Żyję tą iskrą w Twoim spojrzeniu,
tym płochym błyskiem…
Na krótką chwilę mieszkam w kącie oka Twego.


number of comments: 2 | rating: 4 | detail

Anna Gabriella Lilith Gajda

Anna Gabriella Lilith Gajda, 6 august 2010

„Pustynna wizja”

"Jeżeli znasz Miłość, poznałeś także Duszę Wszechświata,
która jest Miłością" P. Coelho



Moja pustynia ugina się pod pręgierzem palącego słońca, ziemia krzyczy spękana a bose stopy kaleczy jej chropowaty krzyk. Żar pożera ostatnie krople wilgoci, pochłania całą moją energię i siłę by stać………
Moja pustynia zamyka mnie hermetycznie w kuli z nieczułości, a bezlitosne słońce wypala resztki tej nikłej smużki, po której skroplone uczucie wnika w głąb udręczonej ziemi.


Gniewne pomruki gorącego wiatru smagają udręczoną planetę moich niepowodzeń. Nie proszę już o łaskę…  
O choćby jedną kroplę prosto z krwistego serca Wszechświata. Szkarłatną kroplę, która w duszy Wszechświata wibruje
wilgotnością i tętni życiem. 


Ta jedna, mała kropla kusi kryształem najsubtelniejszych z uczuć, tak odległa na antracytowej tkaninie kosmicznych przestworzy, niebotyczna w swej małości, mogłaby ożywić znów spękaną skorupę mojej pustyni…
Palące słońce krwawi spękane serce karmazynowym blaskiem.
W chłodzie pustynnej nocy drżę, tak zimno tu bez Ciebie! I po omacku, w ciemnościach szukam dłońmi drugich dłoni… 


Umęczone upałem skały, kąsane mroźnym oddechem nocy, jęczą pod jego naporem. Coś pęka z trzaskiem, kruszeje skała mojej obojętności… 


Odejdę cicho w tą bezduszną, pustynną noc, smagając wichrem niedosytu własne Ja.


number of comments: 1 | rating: 1 | detail

Anna Gabriella Lilith Gajda

Anna Gabriella Lilith Gajda, 31 july 2010

„Widzenie”

I.

Droga wije się po horyzont. Biały królik przeskakuje z krawędzi na krawędź.
Ja, Alicja mam problemy z równowagą.
Wieczorem droga wznieca pył. Długa , biała linia znaczy środek. Obok mnie poszukiwacze skarbów tępo omijają punkt, który
zawsze leży pośrodku prostej.  Może nie wiedzą, że prosta zawsze jest nieskończona…
 
Ja, Alicja, mam problemy z równowagą.
Biały królik gubi rękawiczkę. Krzyczę, ale on znika za kolejnym
zakrętem, gdzie rzeka odchodzi od źródeł. Z biegiem mętnieje. Jest co raz bardziej gęsta. Trudno mi w niej brodzić. Pod stopami tańczy stado ryb pijanych od fermentujących obok filozoficznych wywodów.
 
Przekręcam tułów o 180º i diametralnie zmienia się krajobraz.
Ja, Alicja mam problemy z równowagą.
Czerpię piach pełnymi garściami. Gaszę w sobie wszystko. Zostaje tylko pragnienie. Czyste, niespełnione, klarowne… wróciłam do źródeł. Trzeba obmyć kurz z mych stóp.
Chrystusie, gdzie jesteś, gdy cię potrzebuję?
Wzywam twego imienia nadaremno, by podczas ostatniej wieczerzy zasiąść z apostołami.
Od dziś, jak oni, będę głosicielką umarłych idei.
 

II.
 
Kawałkiem kredy grodzę w sobie niespieszny puch i widzenie zmienia kształt. Jak niedokończona, gliniana figurka wypalam się w piecu.
Czerwienieję i twardnieję.
Cierpliwość. Zbrojenie się.
Muszę ostygnąć. Jeszcze nie jest czas…
Jeszcze nie przestało padać tak naprawdę.
To nic, że słońce rozrywa naprędce ciemne zasłony. To nic, że pierwsze, bezczelne promienie liżą piach pachnący wilgocią. To nic, że ciepło już pali skórę.
Tak naprawdę jeszcze nie przestało padać.


number of comments: 4 | rating: 3 | detail

Anna Gabriella Lilith Gajda

Anna Gabriella Lilith Gajda, 31 july 2010

„Samotność w wielkim mieście”

Na betonowym krzyżu wisi azbestowy Chrystus, jako ekwiwalent socrealizmu.

To jeszcze nie grzech!

Pochylam się nad plątaniną asfaltowych arterii i zdmuchuję radioaktywny pył z ciemnych
klatek schodowych, gdzie kryje się chorobliwe ich upodlenie.

To jeszcze nie demaskacja!

Trzeba by jeszcze zapalić dawno skradzione żarówki, skradzione jak marzenia pewnego młodego szczura upojonego kwaśnym winem z  multikorporacyjnych odpadów.

Brudne osiedla krzyczą milionem okien bez szyb, zamurowanych stereotypami. Snują się po nich apatyczne duchy, dla których nie ma miejsca nawet i w czyśccu. ;
i uwierz mi, nie chciałbyś tu zabłądzić w ciemną, bezlitosną noc...

A pięści ich twarde tysiącem niepowodzeń, wznoszą się jak przestroga na malachicie nieba!

Zapomnij o tych miejscach, gdzie rodzi się trwoga, gdzie kwitnie Babilon, gdzie dzieci nigdy nie były dziecinne...

Zapomnij na rany Chrystusa z azbestu...

Co wieczór wychodzę popatrzeć na betonowy las domów, pełnych dysfunkcyjnych rodzin, toksycznych związków i wszechogarniającej patologii, we wszystkich możliwych odmianach.

Wdycham znajomy smród spalin, pozwalam by wypełnił zniszczone płuca; wdycham wyziewy z fabryk i koksowni; wdycham opary z niespełnionych marzeń, lotne jak wodór...

Ostatnie spojrzenie na miasto i już wiem. 

I już wiem, że Ciebie tu nie spotkam.

I już wiem, że każdy wieczór rozciąga się w nieskończoność, na czarnym płótnie nieba, bez kresu, bez sensu, bezludnie.

Mijam duchy przechodniów, zbyt spóźniona, by zacząć cokolwiek raz jeszcze...


number of comments: 2 | rating: 0 | detail


  10 - 30 - 100






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1