20 november 2018
columba
To była jakaś sierpniowa niedziela. Świat był skąpany w czystej słonecznej energii, która wdzierała się z impetem przez brudne szyby mojego mieszkania. Wstałem z tym bezprzyczynowym uczuciem konieczności wyjścia. Ogarnąłem się szybko nabuzowany wszechobecnymi fotonami światła, wrzuciłem na siebie niekrępujący ruchów ubiór. Nie znoszę jak coś mnie uwiera tu czy ówdzie, tudzież spowalnia moje działanie. Zawiesiłem na szyję Nikona licząc na jakiś ciekawy kadr i ruszyłem pomiędzy leciwe kamienice, urokliwego zakątka w którym przyszło mi bytować.
Nie miałem jak zwykle planu przechadzki, pddałem się impulsowi zrodzonemu w nieznanym mi źrodle mojego jestestwa.
Pierwszego dostrzegłem pod zaroślami przy dobrze utrzymanym zabytku starego zamku, chlubie miasta, który od ponad stu lat dumnie wznosi basztę nad głównym rynkiem.
Nie zrobił na mnie wrażenia, ot ptaszek. Miał pecha, tudzież toczyła go jakaś śmiercionośna przypadłość. Szukałem wzrokiem czegoś wyjątkowego, błądziłem spojrzeniem po oknach i wygryzionych zębem czasu fascynujących wiekowych fasadach.
Drugiego znalazłem, kilkaset metrów dalej, gdzieś pod kamiennym murem z dzióbkiem przytulonym do zimnych głazów. Przeniknął mnie dreszcz. Zapytałem w myślach.
- Pokazujesz mi dzisiaj martwe gołębie?
Bez odpowiedzi. Jednak jak trącona nikłym powiewem wiotka gałązka brzozy, tak we mnie zaczęła rodzić się pewność. Sens nadal mi umykał. Wzburzone myśli i emocje zaczynały nabierać mocy. Powoli odrywałem się od urokliwego, letniego poranka. Szare, deszczowe chmury zaczęły we mnie gęstnieć i wypełniać przestrzeń mojej świadomości.
Przeszedłem kolejne kilkadziesiąt metrów. Dostrzegłem trzecie , sztywne opierzone ciałko. Spoczywało na niewielkim skrawku ziemi porośniętym trawą, których sporo przy starych kamienicach.
W miejscu gdzie normalnie ptaki nie stacjonują.
Zacząłem się skłaniać ku myśli,że właśnie te obrazy. Bezbronnych, martwych istot były celem mojej wyprawy.
Przygasłem. Kolejny raz moją świadomość pochłonęło uczucie smutku. Patrzyłem, ale nie widziałem. Słuchałem, ale nie słyszałem. Zapadałem się w siebie.
Wszedłem w przykościelną aleję. Do katedry w której zaczęła się już msza, podążała poirytowana własnym spóźnieniem młoda matka z może siedmioletnim synem. W pewnym momencie chłopczyk zapytał.
- A tutaj jest bomba?
Zniecierpliwiona, jednak równie zaskoczona jak ja kobieta odrzekła w pośpiechu.
- Nie ma żadnej bomby.
Zniknęli za drzwiami świątyni.
Teraz już miałem pewność czemu miał służyć dzisiejszy spacer.
Czlowiek ... to tylko brzmi dumnie.
https://www.youtube.com/watch?v=psOEYy2y148
Tak, w ręku Jahwe jest czara
pieniąca się winem,
obficie zaprawionym korzeniami.
I nalewa z niej:
aż do osadu muszą ją wychlić;
pić z niej muszą wszyscy grzesznicy ziemi.
Księga Psalmów
75,9