2 december 2022
Nina i Czarna Herbata - Rozdział trzynasty.
No i po zimie. W sumie to teraz śnieg by pasował, no nie? Zaczął się grudzień, a ja leżę chora w łóżku, przynajmniej miałabym widok na puchowe krajobrazy... Koniec śniegowych rozmyślań. Dziś opowiem wam o ostatnim poniedziałku listopada.
Poniedziałek, Dwudziesty ósmy listopada.
No i nadeszła godzina zero. A może raczej dzień zero. Tomek nakłaniał mnie, aby jak najszybciej pójść do dyrektora. Tyle razy mnie namawiał, że aż namówił. Według planu fizjoterapeuty trzeba dać dyrektorowi nasze telefony do przejrzenia, nawet na parę dni. Zgodziłam się. I tak do nikogo nie dzwonię ani nikt do mnie. A do Patrycji czy Tomka zawsze mogę napisać na messengerze. Bardziej obawiałam się tego, że dyrektor nam nie uwierzy. No bo co jeśli uzna, że dajemy mu sfabrykowane dowody? A może pomyśli, że wyczyściliśmy niewygodne wiadomości?
Tomek jeszcze w piątek umówił się na rozmowę z dyrektorem na dziś przed pierwszą lekcją, tuż po moim przyjeździe do szkoły. Co prawda pani Kasia miała jakieś uwagi, lecz gdy dowiedziała się, że wizyta jest umówiona, ustąpiła i pozwoliła oddalić mi się z Tomkiem w stronę gabinetu dyrektora. Byłam tak zestresowana, że ledwo trzymałam się na nogach. Na szczęście nie musiałam nic mówić, bo fizjoterapeuta trzymał stery rozmowy, o czym się zaraz przekonacie.
Po wejściu do gabinetu Tomek przywitał się z dyrektorem, po czym położył na biurku Kwiatkowskiego nasze komórki.
- Proszę bardzo, oto nasze telefony. Mogę gwarantować, że nic nie było czyszczone bądź usuwane. Dowie się pan z nich, że ja i moja żona mamy przyjacielskie relacje z Niną oraz pomagamy w jej pewnej sprawie, ale nie ma między nami żadnego romansu. -Tłumaczył fizjoterapeuta zdziwionemu Kwiatkowskiemu.
- A jaką mam pewność, że nie kłamiecie czy że czegoś nie wykasowaliście? - Chyba chwytał się każdej deski ratunku, byleby dowieść wersji swojej córeńki.
- Zawsze może pan zanieść telefony na policje. - Odparł chłodno Kalisz i tym pokonał dyrektora na dobre. - Są odblokowane, nie będą musieli trudzić się łamaniem haseł.
- Dobrze, dobrze sami to przejrzymy z wicedyrektorem. - Uniósł pacyfistycznie dłoń do góry. - Swoją drogą to smutne panie Kalisz, że chce pan iść z władzami szkoły na wojnę. Szczególnie że pana ojciec kiedyś piastował stanowisko dyrektora...
- Panie Kwiatkowski, ja z nikim nie chce iść na wojnę. Ja się chcę jedynie bronić, bo mam do tego prawo. Proszę również nie mieszać do tego mojego ojca. Przyszedłem tu z problemem oczerniania mnie i Niny, ale pan wolał wierzyć plotkom a nie pracownikowi, więc przynoszę panu twarde dowody.
Dyrektora zatkało na dobre! Czułam wewnętrzną satysfakcję. Mieszała się ze stresem. Mimo wszystko chciałam już jak najszybciej stamtąd wyjść.
- Czy to wszystko, czy może oczekuje pan innych dowodów? - Zapytał chłodno Tomek.
- Tak, to wszystko. Tylko pamiętajcie, że nadal nie macie zajęć do odwołania! - Krzyknął na odchodne, gdy byliśmy już przy drzwiach. Nikt nawet nie silił się na„do widzenia”. Kiedy wyszliśmy na jeszcze pusty korytarz, zajęliśmy miejsca na jednej z ławek. Tomek siedział skulony z głową między kolanami. Wiem, że nie jest jakimś twardzielem i mięśniakiem, któremu stanowczość przychodzi łatwo. Dałam mu chwile na uspokojenie emocji, których nie mógł pokazać przy Kwiatkowskim. W końcu się wyprostował. Po kilkunastu sekundach patrzenia w okno naprzeciwko, odezwał się.
- Chyba wiem, dlaczego Dagmara rozpowiada te wszystkie plotki na nasz temat. Powiem ci o moich podejrzeniach, jeśli okażą się prawdziwe, dobrze?
Kiwnęłam głową. Bolały mnie wszystkie mięśnie, a w gardle czułam nieprzyjemną suchość. Postanowiłam jednak, że teraz albo nigdy. Muszę go o to zapytać.
- Twój ojciec był dyrektorem tej szkoły? - W sumie to już pytanie retoryczne.
- Tak. Nie wiem jednak za dużo na ten temat, bo za bardzo nie rozmawiało się w domu na temat jego pracy. Sam nie miałem okazji widzieć go w tej roli, bo wysłał mnie do liceum, a potem na studia do Lublina. A czemu o to pytasz?
- Bo wiesz... może powinnam powiedzieć wam o tym wcześniej, ale nie wiem, czy po prostu jest to związane ze sprawą Pawła...
- Spokojnie. O co chodzi?
- Od mojego dziadka wiem, że twój tata był dyrektorem, gdy moja mama chodziła tu do szkoły. Podobno twój ojciec miał z nią duże kłopoty. Pan Maciołek wygadał się, że mama w tamtym czasie pisała pamiętnik i podobno było tam sporo o panu Kaliszu. Pan Kwiatkowski natomiast twierdzi, że moja mama miała swój harem, w którym był pan Maciołka...
- To ciekawe. Być może twoja mama prowadziła pamiętnik do czasu rzekomego utonięcia Pawła? Zresztą, nawet z chęcią poczytałbym o tym konflikcie między naszymi rodzicami. Czasami mam wrażenie, że rodzice nie chcą mi o czymś mówić. O czymś, co zdarzyło się przed moim urodzeniem.
- Masz jakieś konkretne podejrzenia? Myślisz, że może być coś na ten temat w pamiętniku?
- Nie wiem, tak sobie gdybam. Wiesz, gdzie moglibyśmy znaleźć te ewentualne pamiętniki?
Spojrzałam na niego i pokiwałam przecząco głową.
- Nie szkodzi, nad tym jeszcze pomyślimy. - Po raz pierwszy podczas naszej rozmowy spojrzał na mnie uważniej. - Dziecko ty moje! Chora jesteś? - dotknął dłonią mojego czoła.
- Niezbyt dobrze się czuję... - Przyznałam szczerze.
- A wiesz, że z jednej strony może to i lepiej? Teraz gdy Kwiatkowski ma nasze telefony, to Dagmara dopiero zacznie pytlować. Dobrze byłoby, gdyby ominęła cię pierwsza fala plotek. Poza tym zdrowie jest najważniejsze. Wybacz, że nie zauważyłem wcześniej, chyba za dużo się działo. O, idzie pani Kasia. – Wstał i ruszył w jej kierunku. Szybko ją do mnie przyprowadził, po czym razem zaprowadzili mnie do szkolnej pielęgniarki. Pielęgniarka stwierdziła, że to grypa i powinnam do końca tygodnia zostać w domu. Nauczycielka wspomagająca zadzwoniła do mojego taty, który po chwili przyjechał. Tomek odprowadził nas aż do auta. Tata po odstawieniu mnie do domu pojechał do pracy.
No i co? Tak mijają dni podczas choroby, a ja mam o czym myśleć...
No, ale cóż, kończę na dziś.
Trzymajcie się!