17 january 2023
Nina i Czarna Herbata - Rozdział dziewiętnasty.
Mam całkiem sporo do opowiedzenia, więc nie przedłużajmy!
Piątek, trzynastego stycznia.
Dziś był ostatni dzień szkoły przed rozpoczęciem ferii zimowych. Nasza klasa kończyła lekcje jako ostatnia. Czekałam na tatę. Siedziałyśmy z Dagmarą na szkolnym korytarzu, bo sala była już zamknięta. Mogłam się wtedy odezwać do Dagi na wiadomy temat, ale stchórzyłam po raz milionowy, jak to ja. Skupiłam się na atmosferze. Na dworze lało jak z cebra. Szarość wręcz promieniowała z każdego kąta pustego korytarza. Jedynie choinka swoim sztucznym światłem rozświetlała to miejsce. Tak jakby sztucznie dawała nadzieje na to, że kiedykolwiek będzie lepiej na tym świecie. Była to ostatnia okazja, żeby przyglądać się świątecznym ozdobom na korytarzu, dlatego wchłaniałam klimat, ile się tylko dało. Być może właśnie dlatego w pierwszej chwili nie zauważyłam nadchodzącego dyrektora Kwiatkowskiego. Minę miał ponurą niczym chmura gradowa. Nawet widok córki nie poprawił mu nastroju, może nawet wręcz przeciwnie. Chwycił Dagmarę dość brutalnie za ramię. Odeszli bez pożegnania. Nie zareagowałam na ten akt przemocy, co nie zmienia faktu, że ta sytuacja głęboko wryła mi się w głowę. Ich relacje zawsze tak wyglądały czy wszystko zmieniło się po pamiętnej wigilii klasowej?
Poniedziałek, szesnastego stycznia.
Żeby nie myśleć o tym wszystkim, postanowiłam zatopić się w lekturze. Tyle że nawet książka mnie zdradziła! „Drzazga” Ewy Nowak opowiada o faworyzacji dzieci i nawet to, że książka jest napisana z perspektywy tej faworyzowanej córki, nie sprawiło, że poczułam się lepiej.
Jednak mogło być jeszcze gorzej.
Oskar wszedł do mojego pokoju, jego ton głosu był uroczysty jak nigdy.
- Masz gościa.
Usiadłam przejęta na łóżku. Nie wiem czemu, ale miałam nadzieję, że zobaczę Dagmarę. Jednak do pokoju weszła Paulina. Czemu ona tu przychodzi? Nie bała się, że trafi na moją mamę? Czemu w ogóle chce przychodzić do domu, w którym mieszka ktoś, kto ją obraża? Byłam pewna, że chce rozmawiać o sprawie Pawła i się nie pomyliłam. Jednak nie spodziewałam się wściekłości dawnej koleżanki, gdy powiedziałam jej, jak się sprawy mają.
- Nina, gdzie ty masz rozum?! Dlaczego zajmujesz się jakimiś pierdołami rodem z meksykańskich telenoweli zamiast sprawami istotnymi?! Myślałam, że jesteś mądrzejsza!
Zamurowało mnie, pod powiekami już miałam łzy, chciałam jej powiedzieć, że niczego nie rozumie, ale do pokoju wkroczył Oskar.
- Dziewczyny, w całym domu was słychać, a raczej ciebie, Paulino. O czym rozmawiałyście?
Obie niczym zaczarowane laleczki wbiłyśmy wzrok w podłogę. Jakoś podskórnie czułam, że domyślił się, a może nawet słyszał, o czym mówiłyśmy. Jednak najwyraźniej postanowił nie ciągnąć tematu.
- Co tam u Marysi? - Zapytał, wyraźnie zaciekawiony.
Marysia to starsza siostra Pauliny. Jest rok młodsza od Oskara. Mniej więcej w tym czasie kiedy Paweł utonął, byli parą. Taka szczeniacka miłość.
- Wszystko dobrze. - Odburknęła Paulina. - Ma męża, teraz starają się o dziecko, ale jest im trudno, bo Maryśka miała kiedyś jakimś zabieg, czy coś w tym stylu. - Po dziewczynie było widać, że już nie chciała tu być ani chwili dłużej. - Zawiodłaś mnie. Coś mi mówiło, że masz na to wszystko wyjebane. Sama wszystkim się zajmę, skoro ta sprawa ci wisi. Cześć!
I tak zostawiła nas samych. Każde z nas jakby nagle zamarło w czasie. We mnie kotłowały się emocje, natomiast Oskar stał blady. Jakby coś go przeraziło.
- Cholerny... zabieg, cholerny Paweł! - Wysyczał przez zęby.
- Co ma Paweł do zabiegu Maryśki? Może przeprowadzał go jako duch? - Byłam wściekła. Musiałam się na kimś wyładować.
Brat jakby mógł, to zabiłby mnie samym spojrzeniem, taki był wściekły biedaczek. Tylko to ja miałam prawo być wściekła! To mnie obrażono!
- Nie bądź bezczelna, smarkulo! Za bardzo w tym siedzisz!
- Tak?! A ciebie nie interesuje to, jakim cudem Paweł utonął, wtedy nad jeziorem, gdy było ono zamknięte?! Jakim cudem tam weszliśmy?!
- Daj spokój! Nie byliśmy wtedy nad żadnym jeziorem, to nie tam Paweł utonął, nie było tam wtedy ani ciebie, ani Pauliny! - Wypluwał z siebie słowa, jakby parzyły go w usta. Chyba dopiero po chwili zorientował się, że powiedział za dużo. Na przemian bladł i czerwienił się, wpatrując się we mnie tak, jakbym była przezroczysta, po czym wybiegł z mojego pokoju, trzaskając drzwiami. Przez cały dzień próbowałam się do niego dobić, ale nie wpuścił mnie do pokoju, a gdy już wyszedł, to chyba rozpłynął się w powietrzu, bo nigdzie nie mogłam go znaleźć.
Nie potrafiąc poukładać sobie tego wszystkiego w głowie, opisałam wszystko Tomkowi w wiadomości. Miałam nadzieję, że jutro na zajęciach przegadamy to wszystko, ale fizjoterapeuta zachorował, więc zajęć nie będzie!
Tak więc zostałam sama ze swoim mętlikiem w głowie. Nie ma obok mnie żadnej przyjaznej duszy! Dobrze, że chociaż wam mogłam się wygadać.
Trzymajcie się!