Poetry

GreenFairytale


older other poems newer

24 july 2010

piątkowy wieczór

Ta noc czarna, sucha nie przyniesie nam snu.
Przypłynie dopiero on strudzony, cicho nad ranem.
Wspomożony winem, wódką i papierosem
-odpowiedniej gleby potrzeba, gdy jesteś wzrastającym kłosem.

To nic, że stół ma blat upstrzony
Trądem pleśni i niepewnej, drżącej ręki.
Wystarczy kilka szklanek, by wino zostało rozlane,
Zielona zieleń butelek pustych pod blatem lśni.

Lampa światło daje skąpe, teraz nawet i takie irytuje.
Dym skumulował się pod niskim sufitem
I spada na nas zapachem spokojnych myśli,
Które nagle wydają się jasne, proste i wyraźne.

Nad rozmową jak sztuczne ognie wybuchają
Śmiechem głupie skojarzenia i wulgarne komentarze.
Obsuwa się ramiączko stanika i spinka rozpuszcza włosy,
Wzrok już trochę mętny i głos zachrypł lekko.

Nagła duchota każe "Iść się przejść",
Opróżnić pęcherz i zwilżyć wodą rozpaloną twarz.
Teraz tylko największym problemem są schody
- To realia, co każdego doprowadzą do szału.

I nagła wrażliwość uszu na zapadającą ciszę.
Ciemne, zmęczone głowy usypiają na białych ramionach,
Przewrócona butelka jakoś sama nie chce wstać,
Radio wygłasza monolog już tylko do siebie.

Nie budźmy się nawzajem,
Niech każdy zapadnie we własny sen.
W krainy, gdzie przenosi alkohol,
W miejsce,gdzie każdy jest sobą, bez maski.






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1