21 december 2010
Ona
Miała jeszcze tyle do zrobienia.I te cholerne siatki które wżynały się coraz mocniej w ręce.Szlag,jakby nie mogli zaproponować jej przy kasie mocniejszych..Nie zawsze ma się ochotę myśleć,zwłaszcza w pędzie z pracy po dziecko.Już po drugiej.Była spóźniona,a Jaś jak zawsze gdy na nią czekał zbyt długo był potem marudny.Mama to,mama tamto.....Czasem dziękowała Bogu,że ma tylko jedno dziecko.No jest-stoi z niezadowoloną miną,jakby zaraz się miał rozpłakać."Gdzie masz kurtkę,dziecko w kogo ty się wdałeś?"żeby tylko się teraz nie rozpłakał,nie teraz.Czasem dochodziło do niej,że jej syn w ogóle nie jest do niej podobny.Nadzieja,że to się zmieni z roku na rok była coraz słabsza.Oczywiście kochała Go,ale miała wrażenie,że nawet tą miłość wypożyczyła,z jakiejś biblioteki którą zamknęli,a ona została z tym uczuciem w oczekiwaniu na wyjaśniające wszystko urzędowe pisma.Ptak który leżał dwieście metrów od przedszkola nie czekał na nic.Musiała krzyknąć na Jasia bo wszechogarniająca dziecięca ciekawość prowadziła jego rączki prosto do tego czegoś co było chyba gołębiem.Ba,to coś-było jeszcze żywe,bo próbowało wykonywać niezdarne ruchy i patrzyło się, w każdym razie tak jej się wydawało wprost na nią."No dobrze.Dziecko jest,zakupy są,mąż w pracy-przynajmniej tak mówił,gołąb na trawniku,weterynarz idąc na skróty dwadzieścia minut drogi".Kurtka Jasia na jej ramieniu znalazła nowe zastosowanie.Gołąb którego nazwała już w myśli Luckiem nie miał czasu zaprotestować gdy został podniesiony z ziemi.Jasiu podekscytowany otworzył szeroko drzwi do poczekalni.Na ścianach wisiały obrazki kotów."Zobacz Lucek,nie zbliżaj się do nich,zapamiętaj"-oprowadzała go dokładnie objaśniając gołębi świat. W kolejce czekały dwa psy.Niestety obydwa nie wzbudzały sympatii,tak zresztą jak ich właściciele nie przynależący do żadnej rasy."No.Lucek jeszcze trochę".Spojrzała się na gołębia jakby miała go adoptować.Chwilę później krzyknęła.Kurtkę Jasia i jej prawą rękę pokrywały robaki.W odruchu paniki wybiegła zostawiając gołębia pod drzewem nieopodal gabinetu.Nerwowo otrząsając robaki z kurtki syna prowadziła go do domu nie mając ochoty nic tłumaczyć.Jasiu płakał wniebogłosy.