23 june 2016
w rocznicę śmierci Mamy
do nocnej szpitalnej sali
drzewa podchodziły coraz bliżej
odgradzały świat rzeczywisty
od izolacji ludzkich cierpień
łomocząc w szyby konarami
jak złowieszczymi mackami
omiatając umysł koszmarnymi myślami
ona taka cicha ...
zdrową ręką rozplatała cienki siwy warkocz
rozsypując włosy po poduszce
kołysała spokój wspomnieniami
tęczy kreską malowany
dotykałam jej rozpalonego czoła
rąk drugiej części nie sparaliżowanego ciała
liczyłam chwile wierząc w cud
trzymając się tego ostrym zadziornym pazurem
strach chwytał za gardło
drżało z trwogi serce
świt kotarą zasłonił czarną
ciało jej stopy
oparte o metalowe poręcze