Poetry

Sztelak Marcin


older other poems newer

18 october 2010

Sabat czyli niespełnienie

Mam punkt widzenia. Oraz zeza, lecz to podobno
nie przeszkadza w celowaniu. Urzekająca prostota drogi
do piekła. Które jest wybrukowane.
 
Trochę się zagalopowałem, w stronę światła.
Upadnę – nie powstanę. Pijany albo wariat.
Codziennie mijam progi za wysokie. Schody
po których mi się nie chce. Mrugam okiem
 
przekornie. Z tęsknoty rzeczy wzniosłych na pysk lecę.
Ewentualnie w czujnie rozłożone ramiona stróża.
Ten się dzieli wylewnie łzami po spożyciu kielicha,
czary czy pucharu.
 
Pomiędzy rozchylonym brzegiem ust zaczajony
odległy horyzont samotnego łóżka. Na śniadanie
tupot białych mew. Wszystko na nic, z pustego
w próżne i tak dalej.
 
 I to jest dobry
moment na wzruszenie ramionami.
Komu w drogę, ten być może zasłużył na do widzenia.
Tylko to piekielne lato wypala oczy.
Będę walił laską na oślep. Każdego kogo spotkam.
 
Za wyjątkiem psów na zbyt krótkich łańcuchach.
Nie wiedzieć czemu się utożsamiam.






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1