9 february 2015
Pod wieczór a może z rana
nieustanna gorączka
chwiejna krawędź we mnie
która twardnieje w ostrze klingi
i zawsze zgiełk przede mną
kiedy mówię świat
i zawsze ciemność we mnie
gdy kiełkuje wiersz
porzucany przez siebie
budzę się niekiedy
w szarym milczeniu ścian
w pustych ramach twarzy
kiedy wypływam to wyrusza cień
gdy zawijam do portu to cumuje ołów
i wciąż we wszystkie strony
muszę co dzień iść
bo widać żadne z miejsc
nie może mnie przyjąć
29.11.2014