18 july 2010
Alfabet dzieciństwa według Olgerda Dziechciarza
Wcale nie jest łatwo pamiętać.(…) Wspomnienia
zawieruszają się jak zapomniana foremka
w zarastającej trawą piaskownicy.
Olgerd Dziechciarz
Gdyby sporządzić listę tematów najczęściej podejmowanych przez literaturę, niewątpliwie na jej szczycie znalazłoby się… d z i e c i ń s t w o. Odkryte przez romantyków jako autonomiczny, suwerenny etap ludzkiego życia, zostało w psychoanalizie podniesione do rangi najważniejszego klucza otwierającego zawiłości dorosłego życia. Zaczerniono sporo papieru opiewając „dzieciństwo sielskie anielskie” albo znów dzieciństwo naznaczone nieszczęściem, bólem, cierpieniem. Na rozmaite sposoby ukazywano dzieciństwo jako synonim niewinności, beztroski, spontaniczności, zadomowienia w świecie, ale też odsłaniano traumy, na jakie jest ono narażone. I póki co nic nie wskazuje na to, by zainteresowanie dzieciństwem wśród pisarzy spadało. Inna sprawa, że nie tak znów łatwo trafić w najnowszej polskiej prozie na utwory, które „obrabiają” motyw dzieciństwa naprawdę ciekawie, przekonująco, nowatorsko. Jedną z takich książek jest poMazaniec Olgerda Dziechciarza.
Proza Dziechciarza to opis życia ludzi na osiedlu o nazwie Mazaniec. Jak dowiadujemy się ze wstępu, tej osady czy też tego osiedla już nie ma. Autor rekonstruuje je z „przebłysków” i „fragmentów” jakie zostały w jego pamięci.
Wydaje się, że istnieją trzy elementy, które decydują o spójności poMazańca: narrator dziecięcy, alfabetyczny układ wspomnień-slajdów, gra czasem narracji.
Narrator dziecięcy pozwala pisarzowi ukazać egzystencję jako sferę radości, spontaniczności, autentycznego poznania, które nie zostało jeszcze skażone schematami narzucanymi przez sformalizowaną edukację. Narrator poMazańca poznaje świat w trakcie zabaw z rówieśnikami, wygłupów, wędrówek po najbliższej okolicy, ale też słuchając opowiadań dziadka o „Moskalach” i „komunistach” oraz przyglądając się umieraniu „Cioci”. Jego ogląd świata wymyka się schematom, kategoriom, pojęciom, które dopiero później, kiedyś, w dorosłości staną się jego udziałem.
Dorosłość u Dziechciarza to jakby rodzaj degradacji poznawczej i moralnej, bowiem z jednej strony prowadzi do rezygnacji z „naiwnych” a zarazem elementarnych pytań, z drugiej stanowi zgodę na stereotypowe, zuniformizowane oceny. Dobrze ilustruje to fragment Egzekucja, w którym wnuczek obserwuje, jak dziadek zabija siekierą kurę:
Dziadek nic nie mówi. Stoi i cierpliwie czeka. Siekiera wbita w pniaczek – to ona
wszystkiemu winna. Ona oddzieliła głowę kury od reszty ciała. Właśnie: to jest kwestia, która mnie intryguje. Czy kurą jest ta głowa, czy kura jest ta reszta? A może teraz są dwie kury? Jeszcze wtedy zadaję sobie takie pytania, ale mam dopiero parę lat – pięć, góra sześć. Dopiero pójdę do szkoły i dopiero tam oduczę się zadawać mądre pytania,
dopiero tam do reszty zgłupieję; proces głupienia rozłożony będzie na etapy – najpierw
szkoła podstawowa, potem średnia, a najbardziej tępy stanę się na studiach… Nie,
najgłupszy będę jeszcze później!
Głupienie oznacza tu rezygnację z tego, co prawdziwie bezcenne; indywidualnego postrzegania świata, które nie jest jeszcze zniekształcone przez to wszystko, co wtłaczają nam tzw. autorytety, od rodziców poczynając, a na rozmaitych mędrcach kończąc. Rzecz w tym, że utrata tego wyjściowego osobniczego uposażenia jest nieuchronna, a odkrywamy ten fakt w tzw. dorosłości.
Powyższy fragment stanowi również dobrą ilustrację tego, jak olkuski prozaik gospodaruje czasem. Najkrócej rzecz ujmując wygląda to tak; narrator-bohater dziecięcy funkcjonuje w czasie przeszłym-teraźniejszym, zaś narrator-autor w teraźniejszym czasie narracji. Ten pierwszy jest blisko bycia w jego rozmaitych przejawach, bowiem odbiera je nade wszystko sensualnie i przeżyciowo. Istnieje w raju świata, gdyż przyjmuje go jakim jest, zjawia się mu naturalnie, zgodnie z rytmem wschodów i zachodów słońca, budzenia się i zasypiania, zajadania się na śniadanie „ciepłym plastrem grysiku” oraz pałaszowaniem na kolację pajdy chleba z mlekiem. Ten drugi jest wygnańcem z raju dzieciństwa, gdyż skazany jest na wspominanie, na konstruowanie przy pomocy słów i obrazów namiastki tego, co kiedyś było „żywym życiem”. Który to już raz w literaturze, wbrew zapewnieniom Prousta, okazuje się, że pisanie nie tyle prowadzi do odzyskania czasu straconego, lecz raczej pogłębia świadomość jego bezpowrotnej utraty.
A jednak Dziechciarzowi udaje się mimo wszystko odzyskać przeszłość własnego dzieciństwa. I to nie tyle mitologizując je, lecz pozostając wiernym konkretom i realiom. Właśnie wierność realistycznej stronie świata, który odszedł, minął, stanowi jedną z najwartościowszych cech poMazańca. Ta wierność przekonuje nie tylko na poziomie szczegółowych opisów, ale także jako całość rekonstruowanego świata. Bo przecież dziecięcy bohater-narrator poMazańca żyje, mówiąc po Eliadowsku, w centrum świata. W przestrzeni, w której jest bez reszty u siebie. W pejzażach i relacjach tak oczywistych jak słońce i deszcz. Na ziemi znanej i bezpiecznej, poza którą rozciąga się coś obcego, terra incognita. Jest to również istnienie w wiecznym teraz, którego nie ima się śmierć:
Nie wierzę w śmierć; to przecież nienormalne, żebym przestał istnieć, żebym
nie myślał, żebym nie widział. Taki koniec byłby bez sensu! (…) Nienawidzę jej.
Gdybym mógł, wbiłbym w nią moja harcerską finkę.
Śmierć
Intrygujący i wieloznaczny jest tytuł prozy Olgerda Dziechciarza. Słowo poMazaniec wskazuje po pierwsze na nieistnienie, nieobecność czegoś, co kiedyś istniało. Po wtóre, odsyła do sfery pisma poprzez opozycję: zapisywanie – wy(za)mazywanie, po trzecie wskazuje na samego autora, który został naznaczony na całe życie poprzez dzieciństwo spędzona na Mazańcu, po czwarte wreszcie, tenże autor jako człowiek pisma jest niejako wybrany i zobligowany do tego, by dać świadectwo przeszłości, powołać na powrót do istnienia zapisem świat, który bezpowrotnie odszedł.
I trzeba przyznać, że naznaczony przez Mazaniec autor wywiązał się solidnie ze swego zadania.
Grzegorz Kociuba
Olgerd Dziechciarz, poMazaniec, Mamiko, Nowa Ruda 2009, s. 82.