11 january 2017
zero zero
to możliwe że właśnie gramy w piłkę życia. przez bure
zielsko sunie nasz atak za atakiem na bramkę z dwóch
otoczaków pod niewidzialną poprzeczką. podaj! podaj!
podaj! drze się echo między depresyjnie poszarzałymi
blokami. każdy głupi by podał. na skrzydło, w uliczkę,
do kumpla na szpicy. ale nie ma bata! sam was wykończę,
bo jest w plecy albo pogrom, bo gramy w nieparzystych
drużynach, a bramkarz broni razem z młodszym bratem.
nie mogli się dogadać który z nich jest tomaszewskim.
strzelam tego karniaka. bo była ręka, spalony, ostry faul
nad faulami. bo mama jak końcowa syrena woła na krupnik.
bo trzeba rozstrzygnąć, kto komu śmieszną oranżadę.
bez arbitrażu już jesteśmy cwani. już wiemy, że remisy
są dla frajerów. liczy się posiadanie piłki w ubitym polu.
tajna broń - korki z dedeeru - jutro zrobią mnie tu królem.