5 february 2011
syndrom czasu
dobra poezja rosła w dzieciństwie
potem już tylko fast foody
coraz trudniej znależć czas
na myślenie jak to wiatr
opowiada pszenicy o bochnach chleba
a cisza drży słowiczą pieszczotą
czyż noc może mieć kształt ust
a dzień spękane dłonie
można przyjąć że pieniądz
pachnie życiem ale kiedy świerszcz
zaczyna kosić trawę sierpem księżyca
a drzewa mówić żywicą
mały przycisk i świat normalnieje
krew już ma kolor czerwony
mord to mord gwałt to gwałt
obrazek po obrazku
w błotko bezmyśli
tak prościej dwa w jednym
a obok na półce modne okładki
tam niech sobie poeta
z niebieskich oczu
nagiej kartki
dobywa woń ciał
wpisanych w smak łąki
flamenco podwiewane
westchnieniami pióra
tańczącego w palcach