Poetry

Marek Tykwa


older other poems newer

21 may 2010

Spod zagraconej lady

Zdania
moje życie jest do dupy
używam bardzo rzadko. Zmiana świateł
Idę, idziemy, oni idą aby uznać coś
za prawdopodobne. Odchody mgnień,
grzeczność beżu, że tylko palce lizać.
Okładka dnia, pełno wytchnień
którym dorabia się oblicze półbogów.

Schludna tułaczka bez syndromu
podobania się między fascynacją
a czasem irytującym w spotulniałej
perspektywie powolutku uwiędła. Jestem
na pograniczu zawodowego samobójstwa.
Chcę tam gdzie chcę, a nie tam gdzie
mi się opłaca. Wrażenie pustki jak bęben
maszyny losującej przed zwolnieniem
blokady. Drzwi ewakuacyjne i moja
chęć do wyjścia. Niedaleko liceum

nadużycie sylikonu traktowane jak
metafora. Na pokuszenie pośladki
rozpanoszone i letni kanibalizm żądzy
odprowadzany zamyślonym spojrzeniem
napletka. Zanim wsiądę do pociągu

ucieknę od siebie. Wrócę.
Żeby się coś wydarzyło
muszę czasem za tym
zatęsknić. Musi czegoś
brakować żeby się czegoś
chciało. Cieszę się umiarkowanie
bez względu na to jaki zapadnie
zmrok i nie obawiam się
doskonałości, bo tak jak i ten o to
wrzucony do stawu słonecznik
nigdy jej nie osiągnę.






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1