Prose

marcelinijusz


older other prose newer

25 september 2010

Absurd codzienności

Gdybym nie miał nadziei, nie
osiągnąłbym tego, co wydaje się nieosiągalne.”
~Heraklit z
Efezu~


- Przepraszam! –
wrzasnął niski, łysiejący facet. – Czy Pan tu pracuje?

Widocznie to, że miałem na sobie służbowy uniform i plakietkę
z napisem ”Obsługa klienta”, dla tego mężczyzny, nie było
dostatecznym manifestem przynależności do grupy personelu.
-
Tak, zgadza się - odrzekłem z wymuszoną grzecznością.
Okres
próbny wymagał ode mnie ograniczania osobistych uwag, do formy
wewnętrznego monologu. Jak mawiał Sokrates „ Błąd jest
przywilejem filozofów .” Niestety, nadużywanie tego przywileju
sprawiło, że posada doradcy klienta w sklepie z artykułami RTV i
AGD, była już czwartą w tym miesiącu.
- Proszę pana, czy ta
pralka jest dobra ? - zapytał mężczyzna, wskazując palcem
przypadkowo wybrane urządzenie.
Po tak niesprecyzowanym pytaniu
rozpoznałem w nim typowego „zagadywacza”. Nie miał zamiaru nic
kupić, chciał po prostu z kimś porozmawiać.
- Jeśli chodzi
Panu o stan kręgosłupa moralnego tej pralki, to niestety, producent
nie umieścił w parametrach żadnych informacji na ten temat. -
odpowiedziałem z uśmiechem. -Wynika z nich jedynie, że świetnie
nadaję się do prania brudnych ubrań.
Facet popatrzył na mnie
podejrzliwie i niedyskretnym drapaniem po głowę zdradził, że sens
moich słów nie był dla niego jasny. Nie przejmując się tym
jednak nazbyt, kontynuował rozmowę.
- Słyszałeś pan, co mówią w
telewizorze?- zapytał.
- Czy mógłby pan łaskawie uściślić?
– odparłem – zasadniczo, staram się unikać oglądania
telewizji… czasem jednak zdarza mi się coś usłyszeć.
- No,
że naszego orła białego na emeryturę wysłać planują –
powiedział, wyraźnie podekscytowany. Faktycznie, ta odurzająca
informacja, wymoczona dodatkowo w radiowym eterze,stała się
bezpośrednią przyczyną przypalenia, mojej porannej jajecznicy.
-
Tak, coś mi się obiło o uszy – odpowiedziałem obojętnie
Kiedy
próbowałem to wszystko zrozumieć, wszystko stawało się
niezrozumiałe - demokryt miał rację. Dlatego dziś rano,
postanowiłem zasłyszane puścić mimo uszu.
- Podobno wybrano
już następstwo - powiedział mężczyzna.- Myszkę Miki, dajesz pan
wiarę?
- Wie pan, są takie rzeczy na świecie, które się
nawet filozofom nie śniły – odparłem, próbując gładko ominąć
temat.-Ja, na przykład, trzy lata z pełną świadomością
studiowałem filozofię, a teraz zajmuję się sprzedażą tosterów-
Dodałem ironicznie
„Zagadywacz” nie odnajdując u mnie
zainteresowania, nie małą w końcu sensacją, przejechał palcem po
frontalnej krawędzi pralki, następnie, wcisnął bezsensownie kilka
przypadkowych przycisków.
- Jeszcze się zastanowię – odrzekł
i zaczął kierować się ku kasom. - Do widzenia – rzucił na
odchodne.
- Do widzenia – odpowiedziałem i poszedłem prosto
wzdłuż wąskiej alejki. Doskonale wiedziałem dokąd prowadzi ten
szlak dla którego ścianami były miksery. Ułożone precyzyjnie,
jeden obok drugiego, przechwalały się, dumnie wyeksponowanymi
parametrami. Po pokonaniu owej mikserowej trasy, trafiało się do
działu RTV.
   Było to miejsce
wyjątkowe, wielka świątynia elektroniki, wabiąca swoich wyznawców
przepychem nowoczesnej technologii. Po lewej stronie, na plastikowych
półeczkach porozkładano laptopy. Mrugając dyskretnie diodami zza
plastikowych szybek, wzbudzały pożądanie swoją niedostępnością.
Dalej widać było komputery stacjonarne, obok nich kolorowe pudełka
gier video migotały odblaskowymi symbolami gwarancji oryginalności.
Na środku, między półkami stał wielki koszyk , w którym
niedbale rozrzucone płyty CD, mieszały się z tanimi, nierzadko
przecenionymi gadżetami. Spoglądając w lewo można było ujrzeć
śmietankę sprzętów elektronicznych; najdroższe odtwarzacze blue
–ray, cyfrowe tunery i radiomagnetofony najlepszych marek, górowały
na wysokich regałach tuż nad sprzętem gorszej jakości. Daleko,
nieco ponad półkami, piętrzyły się dwie drewniane kolumny
japońskiego kina domowego. Gdy przeszedłem dalej, moim oczom ukazał
się ogromny ołtarz, który tworzyły zainstalowane na ścianie,
plazmowe telewizory. Na środku umieszczono największy,
pięćdziesięciocalowy, ciekło krystaliczny ekran, wokół niego
mniejsze asystowały przy wyświetlaniu reklamowych homilii. Do
działu RTV przychodziło najwięcej osób, znaczną większość
tworzyli bierni obserwatorzy. Czasami, zdarzało się jednak zobaczyć
jakiegoś fanatycznego wybrańca, który trzymając w rękach
wymarzony sprzęt, dumnie podążał w stronę kas, by złożyć
ofiarę nie rzadko z ostatnich oszczędności. Jak powiedział
Arystoteles: „ Niektórzy ludzie są tak oszczędni, jakby mieli
wiecznie żyć, inni tak rozrzutni, jakby mieli natychmiast umrzeć”
–jak widać, w tej kwestii, od tamtych czasów nie wiele się
zmieniło. Z tą różnicą, że teraz większość oszczędza z
przymusu, a rozrzutność jest oznaką życia na kredyt.

   Obserwowałem przez chwilę ten szalony wyścig konsumpcji i
rozmyślałem nad jego sensem , nie znajdując jednak odpowiedzi na
większość nurtujących mnie pytani, odwróciłem się aby wrócić
do działu AGD. Wtedy zobaczyłem ją … już z odległości około
dwudziestu metrów dostrzegłem niepokojący wyraz twarzy, który bez
wątpienia wskazywał na reklamacje. Kobieta była ogromna, jej
wielkie, otłuszczone nogi uderzając o podłogę, wprawiały w
drżenie aluminiowe stelaże półek. Od momentu kiedy wyłowiła
mnie wzrokiem z tłumu, czułem nieprzyjemne mrowienie kończyn.
Miała tak ogromny tyłek, że należało by wyznaczyć dla niego
osobny pesel. - Och …gdybym tylko miał kuter wielorybniczy –
pomyślałem, szydząc z sytuacji . Niestety, musiałem poradzić
sobie sam. W związku ze znaczącą przewagą gabarytów przeciwnika
postanowiłem przyjąć postawę Dawida. Goliat był coraz bliżej.
Kiedy kobieta znalazła się w odpowiedniej odległości, rzuciłem
strategiczne ” W czym mogę pomóc?”
- W czym mogę pomóc? –
powtórzyła po mnie kobieta - Oddawaj mi pan pieniądze za ten
„szajs”, coście mi tu wczoraj wcisnęli!
-Jakiś problem z
towarem? – Zapytałem, grzecznie.
Kobieta wskazując mnie
kciukiem, zwróciła się do, akurat przechodzącego, mężczyzny -
On się mnie pyta jaki jest problem – odrzekła pretensjonalnie -
Jesteście bandą oszustów! Taki jest problem. - Odpowiedziała,
spoglądając mi w oczy.
- Przepraszam, czy zamiast rzucać
obelgami, mogła by mi pani wytłumaczyć o co chodzi ? - spytałem ,
dusząc w sobie narastające emocje.
- Kupiłam tu wczoraj
odtwarzacz Mp3, jakiś na żelowany elegancik nawciskał mi kitów –
Opowiadała, energicznie gestykulując - Jaki ten odtwarzacz jest
trendy, jaki cool - mówiła, prześmiewczo zmieniając głosy. - I
co ?
- Co? - Zapytałem
- Właśnie nic… Nic, żadnej
zmiany, proszę pana – Powiedziała z pretensją w głosie. –
Zostałam oszukana, żądam zwrotu…
Przestałem słuchać,
patrzyłem tylko jak jej usta wiją się i gną, zamykają i
otwierają z zawrotną prędkością, niczym gilotyna w tartaku.
Zastanawiałem się po co w ogóle obdarzona została aparatem mowy.
W końcu, pierwotnym jego przeznaczeniem było między personalne
porozumiewanie się. Dlaczego więc ona, bezsensownie wypluwając
słowa, stara się zrobić wszystko żeby do owego porozumienia nie
dopuścić?
- …i mam nadzieję, że się dobrze zrozumieliśmy
- zakończyła, wyrywając mnie z przemyślenia – Czy pan mnie w
ogóle słuchał?
- Tak oczy… - przerwałem w połowie słowa -
Nie proszę pani, nie słuchałem, ponieważ oprócz zapachu tuńczyka
i pustego bełkotu nic nie opuściło pani ust – Powiedziałem,
zapominając o okresie próbnym.
- Pan jest bezczelny - wrzasnęła
– Cham!... Chce się zobaczyć z kierownikiem.
- Prosto i w
prawo – pokierowałem - Tylko proszę uważać na kłusowników! –
krzyknąłem z sarkastyczną troską do oddalającej się już
kobiety.
W głębi serca było mi strasznie głupio, że
naśmiewałem się z jej tuszy, uważałem jednak, że …że
największy pożytek w tym przypadku byłby z tranu… Właśnie,
złośliwość była silniejsza ode mnie i mimo, że raniłem nią
ludzi, rzadko potrafiłem się powstrzymać, często zaś, zadawałem
przy tym ból samemu sobie. Ale cytując Chryzypa : „Gdybym szedł
z większością nie został bym filozofem”. Szkoda tylko, że
samym faktem bycia filozofem nie można zapłacić czynszu. Czułem,
że przez dzisiejszy występ znów oddaliłem się od stałej posady.
Jak to mówią: „ Mowa jest srebrem, a milczenie złotem”. Mi
najwidoczniej nie złoto jest w życiu pisane.
Kiedy zakończyłem
kolejny wewnętrzny monolog, na ołtarzowych ekranach reklamową
serię zastąpił program publicystyczny. Dwóch mężczyzn w
garniturach w towarzystwie sędziującej blond redaktor, żywiołowo
wygłaszało sobie nawzajem polityczne rację.
- …To jest jawne
pogwałcenie praw obywatelskich - mówił jeden z nich, akcentując i
przeciągając sylaby – Uważam, że ta sprawa powinna trafić
przed Trybunał konstytucyjny.
- Co na to poseł Degrengolada ? -
zapytała pani redaktor
- Przecież to co próbuje nam tutaj
zarzucić opozycja jest kompletną bzdurą - Odrzekł ostentacyjnie
drugi - Po pierwsze, nie usuwamy orła białego przez jak to pan
Nadzieja określił, własne „ widzi mi się”, tylko po prostu
nie spełnia on norm sanitarnych, wyznaczonych przez WHO. A po drugie
chciałem zdementować plotki, jakoby myszka Miki została wybrana
jako nasz nowy symbol państwowy, na konferencji prasowej zostało
wyraźnie powiedziane, że w sprawie tego co miało by się w nowym
godle znaleźć , niebawem odbędzie się demokratyczne głosowanie –
jakby od niechcenia dodał - I jedną z propozycji obok
pięcioramiennej gwiazdy szeryfa, faktycznie jest myszka Miki….

Przyglądając się tej niecodziennej debacie, poczułem nagle
jak ciężar czyjeś dłoni obciąża moje lewe ramię, obróciłem
się i ujrzałem kierownika w towarzystwie pani od reklamacji.
-
Co ty sobie wyobrażasz Czerniakowski! – wydarł się kierownik
-
To zwykły cham i gbur - powiedziała z oburzeniem kobieta – Z
miejsca bym go wywaliła na zbity pysk…
Znowu się odłączyłem,
spoglądałem przemiennie na ich usta. Raz jego, a raz jej, w
zależności kto akurat dopuszczał się artykulacji. Patrzyłem i
rozmyślałem o tym jak patrzę.
- … trochę pokory filozofku,
- skończył zdanie kierownik - Przeproś panią natychmiast -
zażądał
- Przepraszam – powiedziałem, kojąc ranną dumę
wspomnieniem złośliwych żartów.
- Jeszcze sobie Czerniakowski
porozmawiamy – obiecał przełożony i oddalając się rzucił mi
złowieszcze spojrzenie.
Tym razem Goliat był górą, co zresztą
było bardzo powszechne w realnym życiu, jeśli w ogóle można tak
nazwać rzeczywistość, w której się urodziłem.

   Oprócz mojego sarkastycznego usposobienia i skłonności do
przesadnej rozbudowy zdań , dostrzegałem w sobie jeszcze jedną,
tym razem nie wielką, słabość – obżarstwo. Będąc studentem,
z przyczyn czysto ekonomicznych, mankament nie miał sposobności
rozwoju. Jednak kiedy zacząłem zarabiać, często zdarzało mi się
utonąć w kalorycznym zapomnieniu. Z tegoż to właśnie powodu, z
radością przyjąłem pikające doniesienie zegarka, który
wskazywał godzinę siedemnastą. Miałem przerwę. Smakołyki
czekające na mnie w pomieszczeniu socjalnym, były tylko jedynym z
bodźców, które kierowały mnie na zaplecze. Wyznaczona mi
piętnasto minutowa pauza zlewała się bowiem czasowo z przerwą
pewnej kasjerki. Miała na imię Alicja. Dziewczyna była urocza,
zjawiskowa uroda, inteligencja i poczucie humoru tworzyły doskonałe
piękno ciała i umysłu. Fakt codziennej, kilkunasto minutowej
przerwy w jej towarzystwie, wymazywał wszelkie nieprzyjemności
jakie mnie tu spotykały. Idąc na zaplecze, usłyszałem dobiegające
z ulicy, okrzyki i donośne skandowania. „Precz z myszką miki”
krzyczał pokaźny, jak wnioskowałem po hałasie , tłum - Ludzie
wzięli sprawy w swoje ręce – pomyślałem, naciskając
energicznie klamkę drzwi do pomieszczenia socjalnego. Wszedłem do
środka. Już w korytarzyku unosił się delikatny zapach perfum
Alicji. Serce zabiło mi mocniej. Wraz z nasilaniem intensywności
słodkiego aromatu „kenzo” malała moja niezłomna dotychczas
pewność siebie. Dziewczyna siedziała przy stoliku, popijając
herbatą chrupkie, dietetyczne pieczywo. Pochłonięta lekturą
jakiegoś kobiecego czasopisma, nie była świadoma mojej obecności.
Wyglądała cudownie, wycieniowana blond grzywka opadała na jej
błękitno-niebieskie oczy, które równym tempem podążały
wyścieloną tekstem ścieżką. Wszystko co znajdywało się w jej
pobliżu zdawało mi się atrakcyjne i wyjątkowe: kubek , gazeta
nawet to okropne pieczywo, które zwykle porównywałem do
styropianu. Byłem pewny, że czegokolwiek by nie zrobiła zawsze
idealizował bym jej osobę. Patrzyłem na nią i wyliczałem ogrom
słów jakim mógłbym zobrazować jej piękno albo przekazać jak
bardzo jestem nią zauroczony. Antyfon zwykł mawiać, że są dwie
rzeczy, których mężczyzna ukryć nie potrafi - kiedy jest pijany i
zakochany . Jak przez słabą głowę do alkoholu, pierwszej nigdy
nie potrafiłem ukryć, tak drugą na przekór ukrywałem całkiem
nieźle. Moja narcystyczna intelektualność ograniczała mnie
jedynie do sarkazmu i dowcipu.
- Cześć Alicja – przywitałem
się, wyrywając dziewczynę z lektury.
- O, cześć Maurycy -
odpowiedziała z uśmiechem – przygotowałam Ci herbatę ,
wystarczy zalać.
- To bardzo miło z twojej strony – odrzekłem
pogodnie – Gdyby wszystko było takie proste.
- No właśnie –
przytaknęła – Jutro mam egzamin na prawo jazdy, a zamiast się
uczyć, czytam artykuł o trzech stopniach cellulitu – powiedziała,
pozorując przejęcie – Mam przerąbane.
Zacząłem się śmiać
– E tam , wiesz kto ma naprawdę przerąbane? – zapytałem
cytując wcześniej usłyszany dowcip.
- Nie mam pojęcia.
-
Facet, który stojąc za Matka Teresą w kolejce do nieba usłyszał
„ no siostro, można było zrobić więcej.”
Alicja
połknąwszy z trudem kawałek dietetycznego pieczywa , śmiejąc
się, odrzekła - Mógłbyś mnie nie pocieszać ? Tracę motywację
do nauki - Stwierdziła z ironiczną pretensją
- A Ty mogła byś
ograniczyć spożycie elementów ocieplenia budynku ? - spytałem z
uśmiechem nie oczekując odpowiedzi.
- Nie filozofuj –
upomniała mnie Alicja – lepiej sam coś zjedz – powiedziała z
troską, która bardzo mnie ucieszyła.
Przez niebieskooką
kasjerkę zupełnie zapomniałem o słodyczach, które przywlokłem z
domu. Otworzyłem szafkę i wyjąłem zawiązaną jednorazówkę.
-
Ciągle objadasz się czekoladkami? - spytała Alicja rewanżując
się za styropian – mógłbyś pogłośnić radio? – poprosiła -
Strasznie lubię ten kawałek.
Spełniłem prośbę. Nucące do
tej pory cichutko radio, odgrywało teraz donośnie najnowszy hit
czołówki radiowej listy przebojów. Alicja ruszała się w rytm
muzyki i powtarzając, po części tylko znany tekst, subtelnie
parodiowała wykonawcę. Osobliwy koncert został niestety przerwany
złośliwym dzwonkiem, oznajmiającym Alicji, że czas wrócić do
obowiązków.
- No cóż, na mnie pora – odrzekła, zbierając
po sobie brudne naczynia.
Zostaw, ja posprzątam - zaoferowałem
- Życzę powodzenia , w jutrzejszym egzaminie – powiedziałem z
uśmiechem – połamania wahaczy.
- nie dziękuję –
odpowiedziała Alicja wychodząc z pomieszczenia - do zobaczenia .
-
do zobaczenia – odpowiedziałem, licząc że nastąpi jak
najprędzej
Kolejne przemyślenia dopadły mnie myjąc kuchenne
utensylia. Myślałem o tym, jaki jestem beznadziejny. Mając obok
siebie kobietę swoich marzeń, opowiadałem dowcip o Matce Teresie z
Kalkuty . Mimo, że żart był całkiem niezły, moje dążenie do
osobistej doskonałości wprawiało mnie w poczucie winy. Jak
twierdził Heraklit „charakter człowieka jest jego
przeznaczeniem”. W zasadzie się z nim zgadzałem, ale nie można,
charakterem usprawiedliwiać brak pracy nad niedoskonałościami –
i tu zamyka się błędne koło – pomyślałem, kładąc kubek na
suszarkę.
Po uporządkowaniu bałaganu, oddałem się słodkiej
przyjemności, jedząc słuchałem nastrojowej piosenki Marka
Grechuty, która otwierała listę różnorakich brodatych przebojów.
W połowie refrenu, piosenkę zastąpił przeponowy głos spikera –
Przerywamy audycję aby przekazać państwu ważne informację z
ostatniej chwili.
- Jakie informacje mogą konkurować z wagą
dni których jeszcze nie znamy - pomyślałem ze złością.
-
…Oddaję głos naszemu korespondentowi, który znajduję się w
samym centrum tych niecodziennych wydarzeń. Halo Piotrku czy nas
słyszysz ?
-Tak Michale , słyszę Cię doskonale, chodź biorąc
pod uwagę ten hałas, nie jest to wcale oczywiste - powiedział
korespondent przekrzykując niemal , skandowane w tle hasła, gwizdy
i stadionowe trąbki
- Mógłbyś nam mniej więcej zobrazować
co dzieję się teraz pod pałacem prezydenckim? – spytał spiker w
studiu.
- Na wieść o zmianie polskiego godła , ludzie wyszli z
domów by walczyć, podzielili się na dwa obozy, jedni są
zwolennikami myszki miki drudzy zaś pięcioramiennej gwiazdy
szeryfa. Naród postanowił podkreślić swoje konstytucyjne prawo
demokratycznego wyboru.
- Powiedz, czy ludzie są agresywni, czy
w miejscu manifestacji jest niebezpiecznie?
- Póki co obyło się
bez ofiar ludzie, ograniczają się do wykrzykiwania haseł i palenia
przeciwnych symboli , około godziny piętnastej spłonęła
dziesięciometrowa podobizna myszki miki. Jednakże emocje rosną i
nie wykluczone, że dojdzie tu do bezpośredniego fizycznego starcia.

- A co na to władzę? Jak reaguję policja ?
- Policjanci
już około godziny czternastej, nie mogąc opanować tego chaosu,
dołączyli do pikietujących – powiedział korespondent wyraźnie
podekscytowany – atmosfera powstania , wzbudza ogromne emocje, czuć
wolność i prawo wyboru, przepraszam ale czuję ogromny poryw
demokracji - krzyknął, słychać było jak mikrofon uderza o
ziemie. W tle oddalający się korespondent skandował- „jebać
miki, jebać miki”.
- Jak widać atmosfera pod pałacem jest
naprawdę gorąca, będziemy informować państwa na bieżąco…

   Wyłączyłem radio i wyszedłem
z pomieszczenia socjalnego, tak jak rano, tak i teraz postanowiłem
nie wgłębiać się w sytuację. Krążąc po sklepie myślałem o
Alicji i o tym, że kierownikowi wypadła niespodziewana delegacja.
Wszystko wskazywało na to, że dzisiejszy incydent rozejdzie się po
kościach. Wtedy właśnie zrozumiałem, jak bardzo człowiek ucieka
w codzienność. Nie mogąc zrozumieć otaczającej go rzeczywistości
tłumaczy sobie , że skoro widzi ją na co dzień, musi to być
normalne. Czasem zdarza mu się chwilowy przebłysk, ale aby zapobiec
zbędnemu bólowi głowy, z powrotem zatapia się w wir codzienności
- To było dobre spuentowanie dzisiejszego dnia pracy, pochwaliłem
się, spoglądając na zegarek, była dwudziesta pierwsza - Czas do
domu - pomyślałem i skierowałem się w stronę szatni. Zmieniając
ubrania myślałem, że może wszystko się jakoś poukłada , Alicja
, stała posada, spłata czynszu. Pierwszy raz od studiów byłem
dobrej myśli. Wyszedłem z szatni i udałem się do wyjścia.
Wielkie rozsuwane drzwi, otworzyły mi drogę do reszty życia.
Pożegnałem się z ostatnimi krzątającymi pracownikami ogólnym
„Na razie” wyszedłem na zewnątrz, podrapałem się palcem po
nosie , a następnie uratowałem świat. _________________






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1