Diary

Voyteq (Adalbertus) Hieronymus von Borkovsky


older other diaries from newer

22 september 2011

22 september 2011, thursday ( Neue Schlacht um Verdun )

Nie wiedziałem, że w mojej bliższej czy dalszej okolicy toczą się ciężkie zmagania wojenne...  Co najmniej na miarę Verdum. A wszystko dlatego, że z chałupy wychodzę zazwyczaj na krótko,  a to do sklepu tylko, do bibliotek, raz w miesiącu do księgarń, czy do Gimnazjum Publicznego nr 12 na ul. Sybiraków w sprawie piętnastoletniego syna Rafała Gabriela... Niestety, nieraz trzeba wyjść poza oplotki Internetu i wypożyczonych i/lub kupionych książek, a wtedy człowiek dowiaduje się całej prawdy... Taką okazją jest wyjście do lekarza.
         Jak na faceta, który przekroczył dawno temu czterdziestkę, przystało, mam różne schorzenia. Nie na darmo Michel Houellebecq napisał w swojej powieści Możliwość wyspyŻycie zaczyna się po pięćdziesiątce, taka jest prawda; ale również prawdą jest to, że kończy się po czterdziestce. Jednym z moich schorzeń, skutecznie upierdliwych, jest cukrzyca... A cukrzyca ma jakieś tam przełożenie na naczynia krwionośne w nogach etc. Tak więc i ja zobaczyłem u siebie takie zmiany, a ponieważ z tym żartów nie ma, pomaszerowałem do swojego lekarza rodzinnego, dr. Janusza Schaltza, do Pałacyku przy Wojska Polskiego róg Sybiraków w Olsztynie. Doktor obejrzał wszystko, wygłosił długie expose i wysłał do specjalisty, tzn. chrurga naczyniowego. Pomaszerowałem więc do Przychodni Specjalistycznej przy Szpitalu Wojewódzkim w Olsztynie na ul. Żołnierskiej. No i zostałem odesłany do wszystkich diabłów, ponieważ w tym roku miejsc juz nie ma. Rzucając pod nosem wyrazy na "k", na "ch" czy na "p", odpuściłem sobie... Niestety, ale krążenie w nodze nie odpuściło sobie mnie... Pomaszerowalem więc dziś (tj. środa, 21 IX 2011 roku) znów do dr. Schaltza. Ten wysłuchał cierpliwie wszystkich moich żalów, zobaczył co trzeba, wygłosił coś na kształt Mowy Cycerona przeciwko tam komuś i wysłał mnie do... chirurga ogólnego, twierdząc, że tam dostane się bez problemu i żebym potraktował sprawę jako bardzo pilną, co zresztą potwierdził dopiskiem wołami na skierowaniu "Bardzo pilne !!!". Ach, jak się srodze pomylił... Moja Gehenna rozpoczęła się de novo... W odwiedzanych przeze mnie przychodniach specjalistycznych, tj. przy Poliklinice MSWiA przy al. Wojska Polskiego, przy Szpitalu Wojewódzkim na Żołnierskiej, przy Szpitalu Mariackim na Mariańskiej, przy Klinice Uniwersyteckiej (dawny Szpital Garnizonowy) przy Starej Warszawskiej czy w Przychodni Specjalistycznej na ul. Dworcowej, słyszalem jedno: " Na ten rok zapisów nie prowadzimy". Po wskazaniu paniom rejestratorkom o różnym stopniu zarozumiałości i debilizmu malującego się na twarzy notatki "Bardzo pilne !!!", widziałem tylko rozkładanie rąk z wypielęgnowanymi szponami i pogłebianie się debilizmu na mordzie. W przychodni na Dworcowej, pani rejestratorka (pamiętam ją dobrze sprzed kilkunastu lat z pewnej imprezy pijacko - rozbieranej u naszej wspólnej znajomej, ale, widocznie, ona woli mnie nie pamiętać z takich sytuacji) powiedziała mi, że skoro mam taki dopisek na skierowaniu, to mam w tej chwili prawo udać się do pierwszego lepszego chirurga w tej przychodni i porozmawiać o terminie przyjęcia. Poszedłem więc na pierwsze piętro i stanąłem przed drzwiami gabinetu pierwszego chirurga z brzegu. Kiedy ktos stamtąd wyszedł, ja wbiegłem przed oblicze medyka, zanim wdrapał się tam jakiś jegomość na dwóch kulach. Pan Chirurg obejrzał skierowanie i powiedział, że do niego w kolejce czeka sie nawet kilka kwartałów, juz nie miesięcy, a kwartałów, a ja tak chcę tu i teraz, więc w żadnym wypadku... Spytał mnie też, dlaczego ja właśnie do niego z tym. Ja w swojej naiwności i prostoduszności, powtórzyłem, co usłyszałem od pani rejestratorki oraz powiedziałem, że on właśnie był pierwszy z brzegu... W tym momencie facet wstał, jego prostacka gęba przybrała kolor sowieckiej flagi, oczy podbiegły krwią, a z ust popłynęła ślina. Wyryczał, że jeszcze nikt w ciągu ostatnich 35 lat nie upokorzył go tak, jak ja teraz, bo on nie jest żadnym pierwszym z brzegu tylko jest doktorem nauk medycznych, po czym chwycil mnie za kark i z całej siły popchnął w stronę drzwi... Wiele wysiłku kosztowało mnie powstrzymanie się od tego, by nie zrobić mu z mordy jesieni sredniowiecza, czego teraz żałuję. Nie będę tu pisał nazwiska tego osła i nazwy szpitala, w którym ten palant pracuje, bo to VIP wśród lekarzy, a spotkanie z nim w sądzie nie jest moim marzeniem.
            Po wyjściu z przychodni, usiadlem na ławce w pobliskim Parku Czynu Partyjnego (przepraszam, od 20 lat nazywa się Parkiem im. Kusocińskiego) i z całą zawziętością wypaliłem pól paczki Gauloisesów, analizując sytuację... I wtedy własnie dostałem olśnienia, wręcz buddyjskiego oświecenia. Ponieważ rzadko wychodzę z domu na zewnątrz, to o niczym nie wiem. Przecież w Olsztynie i jego okolicach toczy sie niezwykle krwawa bitwa, co najmniej na miarę Verdum... Dziennie tysiące ludzi doznaje ran, a pełni poświęcenia i poczucia misji, olsztyńscy chirurdzy, nie wiedzą w kogo mają najpierw swoje złote ręce wsadzić... Amputacje, składanie kości, wyciąganie kul, otwieranie i zamykanie czaszek i jam brzysznych etc. Jaki ja jestem ograniczony i egocentryczny, żądam, by zajmowano sie moją cukrzycową nogą, a tu ludzie wykrwawiają się na placu boju. Chirurdzy ratują im zycie, nie mając czasu na nic. Ile ofiarności... Tylko dlaczego ja tego nie widzę, tylko dlaczego widać to jedynie z ostatniego piętra NFZ czy Ministerstwa Zdrowia?






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1