Poetry

gabrysia cabaj


older other poems newer

3 november 2011

Pożywienie albo karma

Wybierz mnie, zgarnij
pod siebie -
ułóż.
Masz takie miejsca
bezpieczne
pod zapachem;

na polanie - rozżarzoną
ugaś.



Nasycenie przyjdzie później. Najpierw kawa, papieros
za papierosem (masz trochę rozumu to rzuć palenie!)
następnie biała bez cukru - obsesja na punkcie kawki,
ale nie mam nic do stracenia: sznur korali z bursztynu,
butelka nalewki z aronii - nic szczególnego - książki,
których nie wzięłabym z sobą w razie pożaru czy innego
zrządzenia losu (nie wiem, nigdy się nie zastanawiałam,
nie było takiej potrzeby).

Więc nasycenie jeszcze w lesie, nie daje żadnego znaku.
Dopiero usłyszę opowieść. Wejdzie we mnie, aż poczuję
ciarki i oczy się zaszklą; i jeszcze ten głos,
a zdania płyną jak rzeczka w letni dzień, jakby szemrała
o mnie, i zaraz: tak tak! - Maestro - będzie o tobie.
Przecież wiem, jak trudno się uwolnić od formy nieco
pojemniejszej,
kiedy wszystko gra w głowie dzwoni i trąbi, zasuwa
na skrzypcach, do tego bębny, talerze, a ty pióro unosisz,
jakbyś miał iść na stracenie?

Nasycam się wreszcie (drżę) - nie chcę się z nikim dzielić,
albowiem są gusta i guściki, na tym padole każdy ciągnie
w swoim kierunku. Czasami nic więcej
- nic więcej.
.






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1