Prose

Florian Konrad


older other prose newer

24 may 2013

Prostracja cz.I

I.
Lincoln Deviantcar w kolorze cukiniowo- bakłażanowym ospale wtacza się na podwórze.
Prokurator w prochowcu pamiętającym czasy wczesnego Gierka wysiada i podchodzi do kłębiącej się od rana pod stodołą psiej sfory.
Milicjanci jarają szlugi. Aby zabić smród w ustach. W nozdrzach.
Trup Eweliny wisi od ponad tygodnia. Lato.
Obrzęknięta. Ludzik Michelin.
Bibendum z robakami kłebiącymi się w oczodołach.
Na majtkach brązowa plama z zaschniętej krwi i rzadkiego kału.
Gnijące worki wylewają się ze stanika.
Smugi dyfuzyjne, czarne szosy. Route 66 biegnąca od brzucha aż do wywalonego języka.
Błyszczące muchy.

Niczym lakier metalik Komara Sport, rachitycznego pierdziołka,na którym siódmy dzień spierdalam przed siebie, niczym
niedorobiony, polski easy- rider.
Dosiadam piętnastoletniego rumaczka, śmierdzącą benzyną chabetę.
Na łbie kask- orzeszek.
W kieszeni kurtki nóż. To nim wyciąłem drugą głowę Eweliny.

Szalona Klara, do której przyrastają zwierzęta wraca z Zaburzyc.
Słychać aż od Tomaszwskich. Ten jęk, miauczenie, wycie.
Łachmaniara chodzi od wioski do wioski i śpiewem wabi wałęsające się psy, koty, pyzate czerwie.
Wszystkie one zrastają się z jej ciałem.
Robaczywa Klara, pokryta szaroburymi futrami, łapami, grzbietami, cuchnąca kocim łajnem, objuczona dogorywającą zwierzyną idzie nad rzekę, by się obmyć.
Ścierwo odpadadnie, odklei się i na brzeg wyjdzie Czysta Klara, Matka z Boska Przeklętej Wsi.

Ewidentne samobójstwo. Larwy w pochwie Eweliny.
Drugi łeb rozkłada się w krzakach za stodołą.

W cepeenie kupuję klubowe. Pieniądze topnieją.
Ponura kraina za mną, za plecami.
Nowy świat, nowe życie.
Ludzie gadają, że system upadł, rozwiązano Polską Zjednoczoną Partię Rolniczą.
Rozwiązano pętlę, ciało Eweliny upadło na klepisko.
Prezydentem został Mazowiecki z Mniejszosci Żydowskiej.
Jaruzel, aby nie skończyć jak Nicolae Ceauşescu w pierdlu żyletką dokonał samoobrzezania.
Modli się do Jahwe, by napletek nie odrósł.
Ponoć ma nawet pejsy na włosach łonowych.

Zdechł ostatni kot na ciele Klary.

II.

Ostrzegali przed Rymalnikiem, Przeklętą Wsią.
Leży za Klimbami, za Lasem Straconych. Nie ma jej na jakiejkolwiek mapie.
Oficjalnie -tylko bagna.
Wszyscy tam żyją krótko, góra trzydzieści lat.
Potem znikają, a na ich miejsce znikąd zjawiają się nowi.
Chudziutka dróżka wiedzie do paru walących się chałup.
Omszałe kurniki, stodoły, osada niknąca w chaszczach.
Dziwaczni ludzie, co nie mają elektryczności, nie hodują zwierząt.
Pewnie karmią się czarami, szatany, czorty.
Las, błoto- to ich świat.
Jedna Klara raz do roku opuszcza potępioną wieś.
Pozostali siedzą zagrzebani w swych norach.

Jeszcze pół roku temu byłem gówniarzem.
Z czystej przekory pragnąłem łamać zasady.
Na złość mamie odmrażać uszy, naświetlać oczy patrząc zbyt długo w słońce, opuszczać niedzielne msze.
Chciałem zbliżać się do granic, do niewidzialnych linii elektrycznych pastuchów.
Nie bać się porażenia prądem. Biec w nieznane.
Tajemnicza wieś i jej mieszkańcy interesowali mnie najbardziej.
Codziennie podchodziłem bliżej.
Skradałem się jak lis.
Pewnego dnia wszystko się zmieniło.
Smutna, zapomniana przez Boga osada.
Moje serce biło w trawie, krzywe oczy uważnie obserwowały.
Wsłuchiwałem się w ciszę.
Ani żywej duszy. Puste podwórka, zimny wiatr wyjący nad głową.

Już miałem wracać, gdy nagle drzwi jednej z chat się otworzyły.
Wyszła procesja z piekła rodem.
-Grzeszny, grzeszny, grzeszny Diabeł z zastępów, pełne są czeluści i ziemia chwały jego...
Hossanna na niskości...
Błogosławiony, który idzie w imię Diabła, hossanna na niskości...

Chudy, ospowaty mężczyzna odziany w zwierzęce skóry szedł na przedzie.
Z namaszczeniem niósł wielki krzyż.
Ale jakoś dziwnie, do góry nogami.
Za nim pięć kobiet, wszystkie rude, jak ja.
Potargane włosy, długie suknie. Podobne do ślubnych, ale czarne, jak na pogrzeb, albo do tumny.
I te oczy- bez kolorowych środków, tylko same białka.
Ostatnia człapała Klara.
Chłop miał grobowy głos, niby ziemię cmentarną w gardle.
-Ojcze nasz, któryś jest w piekle, grzesz się imię Twoje, przyjdź królestwo Twoje, jako w piekle tak i na ziemi, piołunu i cykuty daj nam dzisiaj, wódź nas na pokuszenie i wybaw nas od dobra.
-Amen!

Chryste jedyny, szataniści...
Zatuliłem uszy, by nie słuchać bluźnierstw.
Ale nie mogłem oderwać oczu.
Jakby mi ktoś je przybił gwoździami.

Jedna z kobiet, właściwie dziewczyna, góra szesnaście lat, była wyjątkowo piękna.
Burza marchwekowych loków, mlecznobiała skóra.
I ta niewinność bijąca od niej...
Choć brała akurat w obrzędzie antychrystowym, wyglądała jak anielica biorąca do raju po trudach żywota.
Jak furtianka niebiańska.

Kapłan, bo musi to był ich kapłan, zrzucił nagle skóry.
Położył się na ziemi nagusieńki i coś mamrotał.
Baby również się rozdziały.

Podnieciłem się. Jezu, w życiu nie widziałem nagiej baby.
Wsadziłem rękę w spodnie i objąłem dłonią twardniejącego kutasa

Każda z kobiet podchodziła do tego ichniego księdza diabelskiego, nachylała się i...
jakby to rzec... zdajała się.
Ściskały cyce, a wszystkie miały ogromne, i oblewały go czarnym mlekiem.
Lub cokolwiek to było.
Z każdą strużką chłopina począł maleć, kurczyć się, jakby wsiąkać w piach.

Gdy ostatnia skończyła z mężczyzny pozostał jedynie szkielet.

- Diabelski orszak niech twą duszę przyjmie,
Pogrąży w ziemi ku otchłaniom piekła,
A pieśń przeklętychych niech ją zaprowadzi,
Aż przed oblicze Lucypeeeeraaa...
-śpiewały kobiety nad szczątkami.

W mig przestał mi stać.
Przerażony uciekłem do swej wioski szepcząc pacierze, wzywając wszystkich świętych pańskich.

Nikomu nie powiedziałem o tym, co zobaczyłem.
Starałem się zapomnieć.
Ale to nie odpuszczało. Gadzia, liszajowata myśl zalęgła się we łbie.
Nie mogłem przestać marzyć o pięknej dziewczynie.
Zakochałam się w czarownicy.
Popadłem w nałóg samogwałtu, kilka razy dziennie trzepałem wyobrażając sobie, iż żyję z nią.
Jak z żoną.
 
Zmizerniałem, nie mogłem jeść. Matka podejrzewała, że mam robaki, lub nie daj Panie, raka.
Pracowałem ospale, duchem będąc w Rymalniku z wyznawczynią Belzebuba.






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1