6 march 2017
Urning cz. II.
Mijam park przy Radziszewskiego. Powracają wspomnienia. Niedaleko było gimnazjum do którego chodziłem. Paskudna szaro- niebieska buda. Ech, wszystko spalili, sukinkoty.Malwinka Leśnicka, moja pierwsza miłość. Zawsze kiedy idę tą trasą przypominam ją sobie, z mroków niepamięci wyłania się cień dawnej, małej Malwinki. Średnio kojarzę jaka miała twarz, włosy. Czas zatarł jej obraz, zakopał go zbyt głęboko. Nie była rzecz jasna skończoną pięknością. Odkąd tylko zacząłem odczuwać pociąg do płci przeciwnej wiedziałem, że nie miałbym szans u żadnej ślicznotki. Nie z takim karaczanowatym łbem, grubym, byczym karkiem, wadą wymowy (,,eh" zamiast ,,r") nie ze skrajnie zaniżoną samooceną. Piersi o rok starszej Malwinki (nie zdała w czwartej klasie podstawówki). Piersi jak u dorosłej laski. Cycki wręcz. Dwa słodkie pagórki. Zaokrąglone bioderka. Młodziutka kobietka pośród dziecięcokształtnych koleżanek. Ach, jak mnie, trzynastoletniego szczyla podniecała jej fizyczna dojrzałość! Nie chciałem ślinić się do płaskich jak deski rówieśniczek. Malwinka. Czego ja, kurczę, nie robiłem, żeby ja zdobyć... Jak łasiłem się, adorowałem na każdej przerwie... Przypominałem w tych obłąkańczych podchodach zakochanego kundla, zboczeńca czającego się w krzakach z wywalonym językiem. Kto zliczyłby wszystkie postawione w szkolnym sklepiku fanty i mirindy, coca- cole, kupione marsy, snickersy i liony! A ona nic. Kompletnie nie odbierała sygnałów. Mała idiotka. Zacząłem ją posądzać o skrajne okrucieństwo i wyrachowanie, nieczułość i wręcz nabijanie się z biednego zakochańca. Gdy wykoncypowałem, że to perfidna gra, to udawane niedostrzeganie moich gestów, zanęceń, a dziewczyna bawi się, jestem dla niej tak obrzydliwy, że zasługuję jedynie na wieczny pobyt we friend zonie, cholernej zonie śmierci, jakaś dobra dusza powiedziała ciężko jarzącej Malwince że słuchaj: ten Florek jest w tobie szaleńczo wręcz zakochany. Któraś z koleżanek przerwała tę okropną sytuację. Sam nie byłbym w stanie zrobić pierwszego kroku, wyznać ,,kocham cię, pragnę byś została moja dziewczyną". A gdzie tam! Nawet teraz miałbym opory przed taką deklaracją. A co mówić wtedy, jako pryszczaty siuśmajtek! Zjadłaby mnie trema, ręce spociły się na amen i rozpłynęły. Wieczny lęk przed ośmieszeniem się, byciem wyszydzonym. Wracając do mojej pierwszej ukochanej- do końca życia będę jej wdzięczny za przełamanie lodów., otwarcie nieba i wpuszczenie śliniącego się kundla, nieśmiałego napaleńca. Tak, mała i czysta Malwinko, chcę z tobą chodzić, lizać i pieścić, całować i gryźć cię, delektować się i dławić. Jesteś jak cierpki sierp księżyca ownięty w listek brzozy, gęsty olejek w którym można zgasić gwiazdy.Dla ciebie, właściwie już półrealna, rozwiewająca się w mroku nocy, zabijana niezliczoną ilość razy na niezliczonych wojnach Malwinko, dla ciebie straciłem wiarę w Boga. Bo i ty nie wierzyłaś, pochodziłaś z ateistycznej z dziada pradziada rodziny partyjniaków. Niewielu ludzi podobnie jak ja, dla zdobycia pierwszych doświadczeń seksualnych zerwałoby z praktykowaniem religii, ba- wręcz oświadczyło, że ta cała historia z bozią nie trzyma się kupy i nie ma sensu trwać choćby godziny dłużej w tym kretynizmie.Nadwyrazistość- tym dla mnie byłaś. Lubiłem tak mówić o tobie, choć średnio zdawałem sobie sprawę ze znaczenia tego wyrazu. Choć z jednej strony wydawał się taki szorstki i suchy, doskonale ,,leżał w ustach".Nadwyrazista Malwa, którą nad wyraz kochałem. Dla której zbuntowałem się i oświadczyłem, że kategorycznie odmawiam dalszego uczęszczania na katechezę. Bo bujać to my a nie nas, nie dam się sfrajerować i omamić sutannowemu kłamcy. Po tygodniu robienia mi piekła na ziemi, piekła domowego rodzice ugięli się i wypisali mnie z lekcji religii. Nic nie wskórali laniem,. niekończącymi się awanturami, nie pomogły prośby ani groźby. Byłem odporny na kije, nie chciałem marchewki.Wszystko dla ciebie, mała i czysta Malwinko. Park był nasz. Zamiast kornie czekać na korytarzu na następne zajęcia urywaliśmy się na spacery po ciemnych i nigdy nie pielegnowanych zagajnikach, zwiedzaliśmy często okupowane przez miejscowych lumpów alejki, zatapialiśmy się w gąszcz burzanów, liczyliśmy słoneczne plamy między gałęziami. Nauczyłaś mnie palić papierosy. Początkowo smakowały koszmarnie, czułem się jakbym próbował się otruć i przystawił usta do rury wydechowej wartburga, lub innego kopcącego dwusuwa. Ale czego się nie robi dla wybranki serca!Więc jarał Florek, mimo potężnych mdłości, dzielnie walczył z cofką, próbował okiełznać odruch wymiotny. Dość średnio się udawało. ,,Daj"- to słowo- klucz, którym próbowałem otworzyć drzwi do świata dorosłych. Krainy miłości. ,,Daj"- szeptałem obejmując cię. Pocałunki i przytulanie przestały wystarczać, zapragnąłem poznać ten sławetny seks, o którym tyle słyszałem. Seks wyzierający z gier komputerowych, sprośnych dowcipów, ale i kreskówek. Wszechseks, benzyna napędzająca ludzkość. Przecież byłem już gimnazjalistą! Paliłem, przeszedłem inicjację alkoholową (co prawda jedynie dwoma piwami, ale zawsze), więc czas przenieść się na kolejny poziom doroślenia!Nie zrażałem się odmową, ze nie, że poczekajmy, no coś ty, nie jestem gotowa, ktoś nas może nakryć i co powiedzą rodzice, a poza tym to może skończyć się ciążą, a żaden seks nie jest wart takiego ryzyka. Więc czekałem, moja mała, czysta Malwinko. Dłoń co pewien czas wędrowała w okolice twego krocza, a ty niezmiennie ja odtrącałaś. Panieneczka z dobrego domu, księżniczka w rubinowym diademie, władczyni tysiąca państw na dwudziestu kontynentach, dzierżąca berło i jabłko z napisem ,,Dla najpiękniejszej".I zepsuli mi ciebie, zrzucili ze złotego tronu. Nie pojawiłaś się w szkole. Lotem błyskawicy rozeszła się wiadomość, że spiło cię do nieprzytomności dwóch dużo starszych facetów, trzydziestoletnich prawie-pedofilów. Amatorów młodości. Może nawet całkiem dobrowolnie poszłaś z nimi, rozgrzana procentami, otumaniona i bezwładna. I zarazili cię jakimś wenerycznym paskudztwem. Dama mego serce, piękność nad pięknościami schlana licho wie czym na licho wie jakiej melinie i potraktowana jak najgorsza wywłoka! Malwinka z połamaną w drebiezgi tęczą, z przygaszonym wewnętrznym światłem. Dziewczynka toczona gorączką, upodlona. Wiesz jak się wtedy poczułem? Myśli, wręcz plany samobójcze przeplatały się z chęcią odwetu, odnalezienia owych zboczonych drani i dokonania samosądu. Trzynastolatek z siekierą- i śmieszno i straszno. Pierwszy wstrząs minął, zacząłem stopniowo podnosić się z rozpaczy. Wróciłaś. Niepiękna Malwinka z krostami na twarzy. Brudna Malwinka z przebitą cnotą. Unikałaś mnie. Co można powiedzieć w takiej sytuacji, jak usprawiedliwić się? Nie ma dostatecznie pokornych, delikatnych słów, wystarczająco łagodnych, by móc zatrzeć ten syf. Nie istnieją wyrazy- mleczka do czyszczenia by zmyć twardą skorupę brudu.(tu głęboko zaciągam się drugim drugim z rzędu kiepem.. Lekko wyprowadziłem się z równowagi).I wybaczyłem ci. Choć wszyscy byli wręcz zszokowani, pukali się w czoła. I wybaczyłem ci jak nie facet, szmata bez krztyny honoru. Powiedziałem, że to nic takiego, nie ma do czego wracać.Jakby nigdy nic poszliśmy do parku. Bardziej niż zwykle broniłaś się przed moim dotykiem. Nie ustępowałem. By przelazło, by się zarazić. Bóg, w którego odzyskiwałem wiarę, półistniejacy Bóg Schrödingera mi świadkiem, ze pragnąłem dzielić z tobą chorobę.Pełen naiwności, szczeniacko zaślepiony uznałem to za przejaw najgłębszego uczucia. Miłosna kiła.A tu guzik- franca nie chciała mnie nadeżreć, mimo iż kochaliśmy się trzy razy w tygodniu, oczywiście bez zabezpieczenia.(tu wyrzucam niedopałek niedopałka, sam filtr).I choć fama o tym, że próbuję się stać kimś na kształt Werter-Romea dotarła do rodziców i dostałem zakaz jakichkolwiek pozaszkolnych kontaktów z tobą- nie przestaliśmy się widywać (mija mnie rozklekotany autobus).Przeklęty park już zawsze będzie mi się kojarzył z tobą- martwą Malwinką z mgły i śliny, brzydką księżniczką na wygnaniu, hrabianką ze spalonego dworu. Tyle lat minęło odkąd straciliśmy kontakt... Podczas zawieruchy wojennej ponoć uciekłaś z mężem do F. Słusznie, tylko najwięksi nieudacznicy jak ja czy Beata zostali Armalnowicach.Co się z tobą dzieje? Może spotkamy się by powspominać dawne i słusznie minione czasy? Tylko czy rozpoznałbym cię? Może teraz, po długich i ciężkich jak młyńskie koła tygodniach, miesiącach niewidzenia dalibyśmy się ponieść fali wspomnień, wyciągnęli z głów przeszłość, przykurzony rupieć, pośmiali się z tamtej jakże głupiej sytuacji?Karaluch pełzający po karku, szankier któremu jak ślepej kurze ziarno od czasu do czasu trafi się pomyśleć, wyprysk okropnej choroby, o nazwę której ciągle spierają się brodaci eksperci, rozbite kieszonkowe lusterko- tym bywałem dla ciebie. Florian- sekundnik, cienka wskazówka obiegająca tarczę pełna liczb. Nigdy się nie zatrzyma, można ją wyłamać, wyrwać z korzeniami, a jej bieg ciągle będzie trwał. Nieustająca gonitwa, niewidzialny pęd. Ślepy adorator, półniewolnik w masce arlekina- tym chciałem być.
III. Imaginarium.Powinienem był zostać w łóżku z Beatą- patrzę na rozgrywający się przed oczami tragikomiczny spektakl. W ruinach Hotelu Rzplita zadekowali się różnego rodzaju dewianci, sutenerzy, narkomani świadczący usługi dla facetów. Przekrzywiona, neoklasycystyczna bryła spalonego budynku to obecnie pigalak, pikieta, czy jak tam nazywają ów przybytek wspomniani zboczeńcy. Korpulentny chłop w spranej, różowo- siwej peruce siedzi pod wielkim płatem gruzu. Dłubie w nosie blaszanym tipsem. Paweł Wojtaluk, najczęstszy bywalec piekielnej nory. Po co tu się zapuściłem? Jaki zły duch przywiódł mnie do...-Witam, panie władzo! Czego dusza potrzebuje?-Zamknij ryj, Ejndżi- warczę.-U u u, pan major nie w humorze. A ja umiałabym poprawić nastrój władzuchnie.I puszcza oko.-Mówię ci- stul pysk. Rysiek był?-...-Był?!-Przecież miałam się stulić.-Ach ty...Wyjmuję pałkę i uderzam odchyleńca w uszminkowany pysk. Obsypuje mnie chmura jego brokatu, w powietrze wzbija się kłąb wielobarwnych paprochów. Dostaję szału. Za Malwinkę Leśnicką, moją niezaradność, oblane egzaminy sprawnościowe, za łapówkę dzięki której zostałem przyjęty do Straży Miejskiej, za Niemców, ukrytych pośród nich Żydów, Masonów i Iluminatów, za zrzucone bomby, bezpłodność Beaty, za wszystkie polskie nienarodzone dzieci! Jestem Sędzia Dredd, lekko pordzewiały Robocop! Zaprowadzam porządek w mieście!Powracam do- nie boję się użyć tego słowa- zbrukanego ciała M. Jestem w nim jak krętek blady, zarodziec malaryczny. Drapieżna ryba wydostaje się z krwiobiegu. Dziewczyna (przez chwilę znów ma czternaście lat) wypluwa mnie jak nasienie po skończonym fellatio. Teraz to ja biorę cię. Z połykiem. całą. Niczym miętówkę. Malwinka z logiem tic- tac nadziana kubańskim rumem i solą egzorcyzmowaną.Właśnie zamordowałem twojego męża (nie chciał spadać na bambus, frajer!). Za ukradzione rodzicom i Beacie pieniądze kupiłem mały domek z masy perłowej. Ściany co prawda nieco spękane, ale ciepło w nim i w miarę bezpiecznie. Chatka z marzeń nie może się zawalić, sklepienie podtrzymują pryzmaty (tęcza, w moich fantazjach ciągle przewija się ten motyw!).Tymczasem sodomita wyrywa się i ucieka na czworakach. Twarz mu zaczyna brzęknąć.Z oblepionej naklejkami walizy wyciągam dzieciństwo (od Rycha zaraziłem się pokraczna metaforyką). Oto przy mojej nodze biegną Aksel, Dingo i Majka, dawno zdechłe psy. W kawiarni ,,U Stawrogina" obok której przechodzę dostrzegam siedzących dziadków. Sprawiają wrażenie, jakby nie przejęli się śmiercią, uznali ją za dolegliwość wieku starczego z którą należy się pogodzić, machnęli ręką na swoje groby uznając, że jeszcze się tam należą, namieszkają pod ziemią. Wojna pobrudziła ich twarze, nadała nieco nazistowskie rysy. Dziadek Piotr Göring, drugi nieco przypominający Goebbelsa, babcia Bożena Braun. Znany tylko ze zdjęć wujek Filip ubrany w elegancki czarny mundur rozprawia o czymś zaciekle ze swym ojcem. Obok, na stoliku leży łepetyna jakiegoś nieszczęśnika. Głowa w jarmułce, bez wątpienia nie sztuczna, stanowi ekscentryczny element wystroju lokalu.Słyszę, że panowie dyskutują czysto po niemiecku. Ich charkotliwy, psi warkot sprawia, że mam ochotę wbiec i również im nakłaść po pyskach, wybić z łbów narodowosocjalistyczne farmazony. Tłuc tak długo, aż na powrót staliby się moimi dawno zmarłymi przodkami, skruszeni wrócili do granitowych ,,domków". Może nawet któryś zdobyłby się na przeprosiny, wpłacił obola lub dwa na Centrum Szymona Wiesenthala?IV. Obsesyjniak.Beata z kubkiem cappucino siedzi na kuchennym parapecie. Jest w rozchłestanej piżamie.-Adam dzwonił.Nie pytam czego chciał. Od dłuższego czasu nie utrzymuję z bratem jakichkolwiek kontaktów. Poszło o nic, duperelek. Poszło o wszystko, sprawy życie i śmierci. ,,A jakby tak poczekać parę miesięcy aż dziecko podrośnie i pobić ją? Przyłożyć lolą w brzuch? Nie chce potworka. A na pewno urodzi się zdeformowane. Dwa czynniki mutagenne: wielokrotnie przekroczony poziom promieniowania i dziedziczne szaleństwo ze strony tatuśka. Czemu wszystkie baby to suki? Każda mnie zdradza! Byłem w życiu z trzema kobietami i żadna nie dochowała wierności. M. puściła się z licho wie kim, może z autobusem Arabów, Kingę równiez bzykał kto chciał, a Beata... z chorym, do niedawna najlepszym kolegą, albo moim rodzonym bratem! Rysiek lub Adam, tertium non datur. Opieka medyczna w kraju de facto nie istnieje, po zbombardowaniu szpitali wróciliśmy do czasów odbierających porody ,,babek" i szeptunek. Durnego aparatu do USG nie uświadczysz w całym województwie, o tomografii komputerowej nie ma nawet co śnić. Noszona przez dziewięć miesięcy pod sercem wielka niewiadoma. MArzę by spędzić ten płód, znaleźć znachora który podjąłby się wyskrobania przeklętego bachorzydła, rozbroił bombę zegarową. Kosmaty diabeł w mundurze, istny czort ze mnie. W okolicy nie ostało się ani jedno laboratorium, nie ma więc możliwości zaprzeczenia ojcostwu, udowodnienia że nie jestem wielbłądem. Byłeś z nią? Więc twoje! I musiałbym płacić bajońskie sumy na jakąś pokrakę. Brakuje mi jeszcze tylko głupawej fryzury i będzie ,,Eraserhead" na żywo.-Otworzyli kościół na Grechuty. Pastor będzie dojeżdżać z Hempalina. Pójdziemy jutro pomodlić się o zdrowie dzidzi- laska kładzie rękę na brzuchu, uśmiecha się. Inkubatorzyca.-Jasne, nie ma sprawy. Jestem przecież atei stą, a ci jak wiadomo słyną z klepania paciorów.-Nie pal, do cholery. Bo będzie miało astmę, albo wrodzoną rozedmę płuc. -Dobr...- odgaszam kiepa i chowam z powrotem do paczki.-Mnie też pobijesz jak tamtego faceta?-Co?-Czy ja też dostanę taki wpierdziel. Mam się bać, Florek? Ty... jesteś świr. I to na trzeźwo. Rzucasz się bez powodu na Bogu ducha winnego gościa i go katujesz... Więc pytam- czy mnie też...-Znieważenie funkcjonariusza. Nie będzie byle pedał bezkarnie wycierać gęby strażnikiem miejskim.Zbieram się, by warknąć kilka gorzkich zdań, ale się hamuję. Nie chcę zbytnio rozpuszczać ozora, okazywać paskudnego charakteru. Niech diabeł pozostanie w ukryciu jak długo się da.Czuję jak kiełkują parostki.V. Policzek Judasza.Jedno oko, pół nosa i fałszywy uśmiech. Szczerzy się bezczelnie, a przez dziurę w czole wnikają promienie zachodzącego słońca.Z całej dwunastki pozostał tylko on- apostoł- zdrajca. Reszta zmieniła się w okruchy. Co ciemniejsi i bardziej przesądni wierni twierdzą że to zły omen, że ocalał tylko on, Juda z Kariotu, a innych, wielokrotnie świętszych ,,zabiło". Jako racjonalista uważam to za oczywisty zbieg okoliczności. Może był z grubszego szkła? Albo po prostu miał chłopina szczęście. Niejako za karę stworzyli go mniejszego od ,,kumpli". Wszystko co związane z kościołem uważam za niebywale głupie, śmieszne, groźne, lub zasługujące na politowanie.,,Znęcanie się" nad żyjącym kilka tysięcy lat wcześniej gościem poprzez przedstawienie go na witrażu jako karypla spełnia wszystkie kryteria, podpada pod każdą kategorię. ,,Mszczenie się" na postaci historycznej to ponury cyrk, prawie synod trupi.Zadzieram głowę i patrzę w prawe, ocalałe oko Iskarioty.Przydałoby się odmówić w duchu jakąś modlitwę. O zdrowie dziecka, a najlepiej o jego rychłe poronienie.Nienawidzę cię, przyszywana córeczko, twoich szpotawych stópek, koślawego chodu. Brzydzisz mnie, przyszywany synku. Najchętniej otworzyłbym okno i cisną tobą jak baseballista piłką.Najbardziej jednak gardzę waszymi genami. Bo jesteście obcy, aż do bólu nie moi. Nawet jeśli to brat...A więc okazałem się być zasuszonym chwastem, ostem w garnku soli. Bezpłodny przyszły zabójca.