Prose

Florian Konrad


older other prose newer

7 march 2017

Prześmiertelnienie cz. II.- Ostatnia

 
Nad ranem oznajmiłem rodzicom, że odchodzę w świat, by nauczać. Nie jestem stworzony, by pozostać w zapyziałej wiosze i pakować się w długoterminowy kredyt na zakup jakiegoś gówna, moim przeznaczeniem jest praca kaznodziejska, zyskałem dar prorokowania i mam obowiązek go wykorzystać do walki z fałszem Bibuły. Patrzyli jak na wariata, myśleli, że upiłem się, przedawkowałem proszki uspokajające, że nie minie dzień,- dwa i wrócę z podkulonym ogonem. Oczywiście od tamtej pory się nie widzieliśmy, wyszedłem prawie tak jak stałem, spakowałem jedynie najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka. Podjąłem z konta oszczędności, jakieś nędzne grosze. Zostawiłem samochód, ziemię, przeklęty eternit. I tak tułam się, słodziaczku, głoszę najmniej popularne hasło w dziejach: JESTEŚCIE NIEŚWIADOMI. 
Nie mogę ci powiedzieć, gdzie najpierw sie zaczepiłem, było to średniej wielkości miasto na Mazurach. Długo tam nie zagrzałem miejsca, zaściankowa mentalność i wiedzoodporność mieszkańców skutecznie mnie zniechęciły do pozostania w... nieważne. Od paru lat mieszkam w Hempalinie. Nie dowiesz się gdzie.
Co ty taki ciekawski jesteś, książkę piszesz? To pisz, oby bez przekłamań. Wydaj w milionie egzemplarzy, niech każdy zamuleniec w Polsce odkryje, jakie chwasty porastają go od środka. 
...nie, nie czuję, samotność jest właściwa dla ludzi pogrążonych w Pierwszym. Odkąd wyrzekłem się rodziny i imienia jestem kimś wyższym, nadosobą! Prawda mi matką, ojcem i ojczyzną. Wydrukuj te słowa, synku, na ulotkach. wejdź na dach Prus Tower i rozrzuć, niech wiatr unosi święty przekaz Szarego Norda z ulicy Wysokiej.
 
VI. GWIAZDA
 
-Zaczynam się go bać. Straszny psychol. W jego pierdoleniu nic nie trzyma się kupy. Gada, że odwaliło mu niby za młodu, jak dopiero wchodził w dorosłość i tak łazi niby kilka lat? Ile on może mieć- pięćdziesiąt? Więcej?
-Pewnie zagina czasoprzestrzeń, albo znalazł dziury w Bibule i przenosi się w czasie. Robisz psychoanalizę tych bredni? Kolo jest celebrytą w necie, coraz więcej ludzi lajkuje jego profil, powstają memy. Może niedługo przegoni popularnością szafiarki? Pomyśl- Nord u Wojewódzkiego, na Pudelku, nasz szary przyjaciel chodzący na bankiety, pozujący na ściankach... Im bardziej truje, tym jest sławniejszy. 
-A jak odkryje, że jest nagrywany i się wkurwi?
-Powiesz, że jesteś wysłannikiem Kłódki, czy Klucza...
-Nie bój żaby, Nordziulek nie jest agresywny. Zabija, ale śmiechem.
-Ty- weźmy nastraszmy go eternitem.
-A ha ha, dobra! Przyniosę kawałek ze schizowni. 
-No, póki jeszcze nie ma roboli. Kiedy mają burzyć?
-Chuja zrozumieliście. On nie boi się azbestu. I zostawcie go. Jeszcze jeden wywiad i koniec. Po cholerę nękać? Już życie wystarczająco go zgnoiło.
-To chyba pedał. Słychać po głosie. 
-Albo biseks. Z takimi nigdy nie wiadomo. Może lubi kozy, he he he...
VII. JAKI ZNAK TWÓJ? ORZEŁ SZARY
 
 -To zbyt osobiste pytanie. Co się tak głupio, sardonicznie uśmiechasz? Bo widzisz przed sobą tak zwanego homoseksualistę, co nie? Role społeczne, płcie, orientacje seksualne to wymysł Pierwszej, ogłupiającej warstwy! Możesz mnie nazwać gejem, skarbeńku, nie obrażę się. Nie raz to słyszałem i nie raz usłyszę. 
Ale wiedz, złotko, że to tak jakby człowieka nazwać płaszczem, który akurat nosi. Albo marynarką. To wierzchnia powłoka, pod którą jesteśmy niezmienni. Owszem, zawsze podobali mi się faceci, uważam, że najpełniejsza miłość jest możliwa tylko w związkach jednopłciowych. Jednak nie jestem homo, kontakt z kosmosem kosmosów stawia mnie w pozycji o wiele bardzie... 
...o patrz. Wiesz, co to jest?
(Nord wyciągnął zza pazuchy kawałek brudnego kartonu, na którym było nasmalcowane chyba węglem niczego nie przypominające rozmazidło.)
-Całą noc projektowałem. Nowe godło Polski! -obwieścił z dumą.
-Obecne jest do dupy, orzeł wygląda jakby go walec przejechał. Widział ktoś kiedyś takiego ptaka? Bielik post mortem, symbol indolencji z rozłożonymi w geście bezradności skrzydłami i wywalonym językiem, jakby rzygał na ten kraj. Orłan wgnieciony w asfalt drogi gminnej pod Pcimiem Dolnym, padlina sztandarowa! 
Wiesz, co jest najśmieszniejsze i tragiczne zarazem? Że chroni go prawo, za te słowa mogę dostać mandat, albo trafić do paki! Jak ma być dobrze, syneczku, jak bohomaz ma większe prawa niż obywatel? A tu zobacz- Klucz, Kłódka, Ziemia. Wszystko, co określa ludzkość!
Mówię ci- nadejdzie czas, gdy spłaszczone ptaszyska wylądują na śmietniku historii. Jeden będzie sztandar narodowy Ziemian- szare płótno! 
Musze już lecieć, słodziaczku, obowiązki wzywają. Trzymaj się, żyj w ukryciu, nie daj się sfilmować, okraść kamerom z prywatności. Oni, o których dowiesz się wkrótce- starają się widzieć każdy ruch!  
 
VIII. ROZPAD
 
Sam nie wiem, czemu za nim poszedłem. Zaintrygowała mnie ta postać. Postanowiłem go śledzić, choć to schizol i pederasta, choć mógł mi zrobić... wolę nie myśleć co. 
Przygarbiony, ubrany w szare łachy Nord na początku kursował stałą trasą: Wysoka, Mazowieckiego, Krucza. Potem niespodziewanie skręcił w jakieś zadupie, chyba Emilii Plater, omal nie straciłem go z oczu. Nie zatrzymywał się, nie zagadywał ludzi, jak to robił zazwyczaj. Sunął powoli, z głową niemalże przy samym chodniku. Zgięty wpół, ponury, obłąkany prorok, któremu nikt nie chce wierzyć, samozwańczy więzień sumienia, nowa gwiazda fejsa. 
Człap, człap w ślimaczym tempie, niczym skazaniec idący na szafot. Wolniej chyba się nie da. Nordziu powlókł się na obrzeża miasta, minął schizownię (jeszcze nie zaczęli rozbiórki, ale już pojawił się ciężki sprzęt; swoją drogą- szkoda zajebistej miejscówy).
Trzymałem się z dala, by mnie nie zauważył. Wylądowanie na odludziu w towarzystwie chorego psychicznie, nieobliczalnego gościa... w co ja się wpierdoliłem?
Ciekawość brała jednak górę nad strachem, przecież to był Nord, poczciwy wariatuńcio, co nie skrzywdziłby nawet muchy, nie żaden Jason Voorhees!
Byłem podekscytowany zapuszczając się na pustkowie, śledząc tajemniczego Norda, który odkleił się od rzeczywistości tak bardzo, że prawie przestał przypominać człowieka. Planowałem wydrzeć mu wszystkie tajemnice, odkryć co je, gdzie koczuje, co robi w chwilach wolnych od ,,nawracania".
Początkowo nie zwróciłem uwagi, że powietrze drży, jakby było rozgrzane. Nagle ziejące czernią wybitych szyb, półzawalone budynki dawnych Zakładów Poliuretanowych zaczęły falować. Po prostu ni z gruchy ni z pietruchy stare hale, magazyny i inne nie dające się już zidentyfikować ruiny zadrżały, zakołysały się, jakby były z cienkiej folii. Zdziwiony rozejrzałem się. W oddali za mną kiwała się również schizownia, nigdy niedokończony blok. Rzeczywistość zabełkotała, wybrzuszyła się. Ktoś z góry uderzał w nią pałeczkami. Ziemia przez moment była olbrzymim bębnem, na którym grał... kto?
Poczułem, że tracę grunt pod nogami. Dosłownie- osuwałem się w otchłań (do piekła?).
Zobaczyłem jeszcze, jak Nord się rozpuszcza, roztapia, zmienia w kolorowe bąbelki. Szary, podarty płaszcz, długie, przetłuszczone włosy, podarte spodnie, dziurawe buty, twarz- wszystko było tęczowymi mydlinami, bańkami światła. Wokół latał gruz, najprzeróżniejsze śmieci. Rozwodniony Nord ryczał, gardłowo; stał w środku trąby powietrznej, oku mydlanego cyklonu o wrzeszczał niezrozumiałe słowa. A mnie pożerała ziemia, niewidzialne łapska fluorescencyjnych szatanów. Krzyczałem, kląłem, jednak mój głos tonął w ciężkiej zawiesinie.
-Dosypał mi czegoś do coli!- pomyślałem.
-Stary zbok! Pewnie obudzę się obolały ze spuszczonymi gaciami i całym dupskiem sper... Zgwałci mnie skurwys... Zgwał...
 
IX. ZABOBONY
 
Piwnica jest pełna gwiazd. Wiem, że zabrzmiało jak z cytat gówniarskiego wierszyka, ale to prawda- wszędzie rosną, wybuchają, kurczą się i znów rozbłyskują radioaktywne ogniki. Pokrywa mnie cienka warstwa ...hmmm... takich łun, skrzących się, szczypiących dymów. Śnieg pada wkoło, można by ulepić lśniącego bałwana. Wiem, że wszystko jest nierealne, że pewnie leżę nieprzytomny, a bydlak traktuje mnie jak gumową lalkę. Zachciało mi się bawić, kuźwa w dziennikarza, przeprowadzać wywiady z czubkiem! No i dupa pękła.
...Nord jest godłem Kraju Trzeciego Obrazu...- słyszę z góry. Ktoś wielki, wszechmocny, nad- bóg schyla się i patrzy mi w twarz. Czuję, że jest hermafrodytą, przeklętym duchem o nieskończonej liczbie twarzy. Każda wyrasta z innej, jest śmietnikiem oczu, nosów i języków. Czy tak wyglądałaby hipotetyczna Postać, o której bredził Nord? Nawet gdybym chciał zapytać- nie mogę, skorpion, co go mam w ustach żądli w podniebienie, wkłuł drewnianą igłę i sączy jad.
Ciemno, zimno i do domu daleko. Po policzku ciekną mi kwaśne łzy. Obudzić się! Wierzgam nogami, szarpię się. 
Z pleców zwisają mi uschnięte białe skrzydła. Cyrk, kurwa za darmo...
-Wyrażaj się!- głos Nordziulka wypełnia cały świat. Czuję go w sercu, jakby był czipem zaszytym przez obcą cywilizację, by mną sterować. Czuję go jak drzazgę w mózgu, rozgrzany drut w płucach. Bad trip... Co ten gnój mi dał? Szamańskie zioła czarownika voodoo? Kokai...? Mocne jak diabli, marihuana to przy tym siano...
 
X. TRZEŹWOŚĆ- PIERWSZY STOPIEŃ DO PIEKŁA
 
-Od tamtej pory stara nie daje mi żyć. ,,Co wziąłeś?" i ,,Co wziąłeś?"- się dopytuje. Żebym to ja wiedział. Badania ksykolo...giczne nic nie wykazały. Znaczy że co- naćpałem się colą i świeżym powietrzem?
-Ciesz się, że cię nie wydymał. To byłby numer, he he he. Jeszcze by ci ejdsa sprzedał. Po chuja za nim polazłeś?
-Zobaczyć, gdzie mieszka. Poznać lepiej.
-I ciekawość mogła się skończyć na cmentarzu. Rodzice odebraliby synusia z kostnicy w plastikowym worku.
-Zajebiście zabawne, kretynie. I tak mam przesrane, szlaban na wszystko. Do tego obciach, cała szkoła się brechta. Smartfon poszedł się jebać. 
-Na stronie Głosu Hempalii czytałem, że to było zaprószenie ognia, nie żadne zabójstwo. Podobno pili denaturat za śmietnikiem, jednemu łapy się trzęsły, narozlewał. Nordowi spadł pet i się zapalili... Strażacy ugasili kontenery, odsuwają- a tam zwęglone trupy... Szczątki ludzkie...
-Chodzą ploty, że skini załatwili parchów.
-A widział ktoś go z papierosem? Albo pijanego? Za ciężki świr, aby chlać. Żył w świecie kosmosów w kosmosach...
-Nawet schludny jak na bezdomnego. I nie klął...
-Jednego czubka mniej.
-Założyłem profil ,,R.I.P. Szary Nord". Nawet z Gdańska ludzie piszą, że ...
-Był taką maskotką miasta. Koloryt lokalny, jak to się mówi.
-Szkoda gościa. Nikt nie zasługuje na taką straszną śmierć, nawet on.
-A pamiętacie ten pożar w Kowalewicach? Ofiary chowali w małych trumienkach, jak dla dzieci...Pewnie i z Norda mało zostało.
-Spalił się na świeżym powietrzu, a nie w budynku, durniu. Co najwyżej nieźle się osmalił.
-Chyba nie miał rodziny. Albo się go wyrzekła. Ciekawe, kiedy pogrzeb.
-Co, chcesz pójść? Kup wieniec i znicze.
-Ty, Spidi, a to prawda, że leżałeś zaszczany? Ewelina mówiła.
-Nie pamiętam. Zejdź ze mnie, nie dość, że okradli, to jeszcze... Chcę zapaść się pod ziemię, nakryć z głową piachem, jak w tym śnie. Przestać istnieć. 
-Wyluzuj, jutro będzie gorzej.



 
XI. META. JESZCZE WIĘCEJ GŁOSÓW
 
-Jak się spało? Już myślałem, że zapadłeś w cholerny letarg.
-Gdzie jesteśmy? Co za obrzydliwe miejsce...
-Nie przesadzaj, wystarczy trochę ogarnąć. Mieliśmy niedawno mały pożar.
-Ta, maleńki. Wszystko wypalone, cuchnące... Gasiliście czystym spirytusem?
-Prawie. 
-Chyba zaraz zwymiotuję. Śmierdzi jak w gorzelni. Zgadłem?
-Niezupełnie. Jakby to określić... Jesteśmy we wnętrzu wklęsłego zwierciadła. Nie mamy odbić, jak wampiry na filmach klasy B. Tu jesteś zdrowy, opuściło cię przeklęte choróbsko.
-Jaśniej.
-Zabili cię chuligani, Maćku. Krzysztof Bogajewski lat dwadzieścia jeden i Adam Ronowicz, siedemnastolatek. Wiem, że nie znasz. Dresiarze, młodzi bandyci. Od dawna denerwowałeś ich swoimi pogadankami. Wypadek przy pracy- dostałeś za mocny wpierdol. Pęknięta czaszka, obrzęk mózgu. Niejaki Edward Krzysztoń ksywa Marzlak lat pięćdziesiąt sześć też oberwał. Ot, tak dla sportu, dla zabawy. Potraktowali was jak worki treningowe, zmasakrowali. Na końcu dla zatarcia śladów ciebie i drugiego bezdomnego obleli denaturatem. Jeszcze żyliście. 
-Człowieku, co ty bredzisz? Wypuść mnie stąd, świrze!
-Zobacz- to chłopaczek, któremu opowiadałeś życiorys. Tomek zwany Spidi, lat czternaście. Było widać jak na dłoni, że chciałeś go przelecieć, zboczuchu. Nawet się z tym nie kryłeś, nazywałeś go słodziaczkiem i skarbeńkiem, a ślina leciała ci z pyska. To prawie pedofilia. 
-...ch ty gnoju, zamknij mordę! Chryste! Co tu kurwa jest?
-Spalony, martwy, jak cała pamięć. Nie żyjesz w jego świecie, a on w twoim. Zacząłeś wariować siedemnastego października tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego trzeciego, krótko po swoich dwudziestych dziewiątych urodzinach. Nie kojarzysz pierwszego ataku, ani pozostałych. Kompletny reset wspomnień, rozkodowanie. Bredzisz, jakby ktoś wgrał ci wirusa.
-Wiem, skąd cię znam, ty jesteś Franek, leżeliśmy w jednej sali, chyba na kardiologii.
-W psychiatryku. Trzy razy się leczyłeś, jak widać- z opłakanym skutkiem. 
-Mdli mnie od tego fetoru, od tego co trujesz, morderco. 
-Myślisz, że to ja go...?
-Wypuść mnie, psycholu, wypuś...
 
XII. ZNIKALNOŚĆ
 
-Ale schiza, nie uwierzycie. Śniło mi się doszczętnie spalone wnętrze umysłu Norda. Byłem w jego durnym łbie jako narrator, postać mówiąca i jednocześnie kumpel z wariatkowa. Sterowałem rozmową niczym Bóg Bogów o którym tyle pieprzył, widziałem swoje zwęglone zwłoki. Co za koszmar...
-On żyje. Paweł widział, jak zaczepia ludzi na parkingu pod City Center. Kto inny zginął w pożarze. Mało to meneli w mieście?
-Cholera, trzeba zlikwidować pożegnalnego fanpejdża. Jak wytłumaczymy ludziom, że to pomyłka? Zjebią nas jak nic, że jesteśmy oszuści.
-Idziemy w zaparte, wszystko zrzuci się na trolli. Jakby co- nie mamy nic wspólnego z tamtą stroną, prowadzimy konto ofiszjal. Podszywacz nawypisywał głupot, he he.
-Znacie takich gości jak Krzysztof Bogajewski, czy Adam Ronowicz?
-Nie.
-Nie, a co? Powinniśmy?
-Tak tylko pytałem... Podobno dresiarze.
-Pomysł na pierwsze pytanie nowego wywiadu: jak skomentuje pan pogłoski o swej rzekomej śmierci? 
-Do reszty cię pogrzało? Nawet nie zbliżę się do niego na kilometr. Sam se rób, łaź za Nordem, pijcie razem colę. Niech cię naćpa, zgwałci, obrobi- zobaczysz, jak to dobrze. 
-Przecież podobno nie...
-Dosyć mam tego tematu. Róbta co chceta, wymiękam. Gość jest potencjalnie niebezpieczny.
-Cykorujesz, słodziaczku? Ha ha ha.
-Nie chcę mieć szytego dupska, jasne? 
-Co z tymi dresami? 
-Jajco. Spadam na chatę. Odpuście świrowi. Jakby co- ostrzegałem.
-Tchórz.
 
***
-Chyba miał zły dzień. Warknął, że ze mną nie będzie rozmawiać, bo wyczuwa złe fluidy, jego wewnętrzny odbiornik ,,łapie" negatywne fale. Tamten blondynek był milszy, miał zostać jego pierwszym apostołem i póki nie skończy go edukować nie przyjmie nowych uczniów. 
-Domorosły Jezus...
-Mesjasz Samozwaniec.
-Oj weź, Spidi, co ci szkodzi? Pogadacie w centrum miasta, wśród ludzi. Nic ci nie grozi.
-Może to głupie, ale wiecie... Od niego jechało spalenizną. Nie dosłownie, bardziej że tak powiem mentalnie . Czułem, że on jest żywym trupem, całkowitymi zgliszczami. Widziałem w nim przypalone mięso, sczerniałe kości. Jakby nie miał duszy, albo miał poparzoną, w agonii.
-Co ty pier... wiersz ułożyłeś? Prozę poetycką? Przedawkowałeś horrory i wali w dekiel?
-Buuu! Bój się, Eryk, armia zombiaków powstaje z grobów! 
-Spoko, jemu nie wyjedzą mózgu, bo nie ma. 
-Mówię serio. To chyba nie jest już ten sam Nord. Widziałem go przez dziwny, czarny filtr. Jakby był przekalkowany, zmieniony w ludzkie pogorzelisko. W oczach miał totalną pustkę...
-A ty we łbie, pajacu. Myślisz, że nas nabierzesz, przestraszysz?
-Nigdy wcześniej nie miałem podobnego uczucia. To było niczym gadanie z kimś ugaszonym od środka. Kwasem.
-Tomaszewskiej to napisz w wypracowaniu. Orgazmu dostanie. Będziesz miał szóstkę na koniec roku z polaka.
-Daj pojarę.   
 
XIII. MARZENIA, DZIECI, ŚWIADOMOŚĆ
 
Jaskrawożółty, słoneczny prostokąt zawisł nad wyspą. Ukryta w nim Postać gapi się na mnie tępo. Obserwuje, ale nie widzi, płonące oczy śledzą jedynie mój cień. Co najmniej czterdzieści stopni w cieniu, nie do wytrzymania. Niedługo krew mi się zagotuje, zetnie białko w oczach.
Szklane drzewa zdają się rozpuszczać, kryształowe palmy chwieją się. Czuję absurdalność tego obrazu, chyba trafiłem do jakiegoś bezsensownego, ponadrealnego świata, gdzie wszystko jest jakby z mydła i opiłków żelaza. Ciało chłopca leży przykryte gałęziami. Nie rozkłada się, nie cuchnie, czas jest dla niego łaskawy. Biedny słodziaczek. Nie wiem, czemu umarł, jakie przeklęte choróbsko odebrało mi go.
Maciej Crusoe i martwy Piętaszek- bohaterowie zakazanej, niedokończonej powieści. Autor nigdy nie postawi kropki, akcja będzie się toczyć do końca świata, po czym zawróci do punktu wyjścia. Słowa pisane patykiem na gorącym piasku, zmywane przez fale spirytusu.
Bajka gryzmolona na zmazopisie. Nigdy nie odkryję, czemu tu trafiłem, co istniało wcześniej. Mam wrażenie, że gdzieś, kiedyś byłem władcą świata, papieżem, dalajlamą, monarchą każdego kraju. Dostałem Order Słonia, Podwiązki, Order Chrystusa. 
Codziennie pod drzwi mego domu przychodzili ministrowie z aksamitnymi poduszeczkami, na których leżały symboliczne złote klucze do miast bez nazwy, korony, berła; prałaci i kardynałowie prosili o podpisanie bulli, encyklik, dawali w prezencie tiary, pastorały, piuski.
Miałem nieograniczoną władzę nad umysłami mas, wypowiadałem wojny o nic, rzesze, masy zaślepionych głupców ginęły podczas walk. Na mój rozkaz upadały mocarstwa, płonęły wsie, kościoły i galerie handlowe. Siepacze podrzynali gardła dziewczynom, gwałcili staruszki, nabijali niemowlęta na sztachety. Ulice miast spływały krwią, a ja cieszyłem się z rozpętanego piekła. Niczym podstarzały Heliogabal zmieniałem pałac prezydencki w wielki dark room. Od rządzenia wolałem niekończące się orgie gejowskie, sadomasochistyczne. Markiz de Sade w porównaniu ze mną był wstydliwym prawiczkiem. Dwór transwestytów, narkomanów, lesbijek i pedofilii, przyboczna armia rozpustników i degeneratów.  
Ja- Król Słońce w tęczowym płaszczu i pióropuszu, człowiek- paw.
Chwilami wszystko co złe zamierało, na drobne, niezauważalne momenty byłem lepszym. Pragnąłem rozdawać bogactwa, karmić głodujących, wyjść na taras i rzucać pieniądze w tłum. A potem patrzeć jak motłoch kłębi się, obdartusy walczą niczym hieny, przegryzają sobie gardła. W rejony dotknięte suszą wysyłałbym beczkowozy zatrutej wody, bezdomnych skazywał na prace w kamieniołomach. Moją misją było oczyszczenie ludzkości ogniem. Za każdym razem, gdy stawałem przed lustrem miałem wrażenie, ze odbija się w nim zdeformowana morda świni, obleśny wieprz w drogocennych szatach. Nie powiem, nawet mnie to cieszyło. 
A może to nie prawda, wiodłem żałosne życie kloszarda? Nie odpowiesz mi, aniołeczku, choć pewnie wiesz wszystko. Nadchodzi noc, niedługo czarne arterie będą biec pod twoją skórą. Spuchniesz, rozlejesz się, jak brunatna kałuża. 
Nasze dusze są zamknięte za dziesiątkami spiżowych bram, w zardzewiałym tabernakulum. Aby je uwolnić należałoby odnaleźć szyfr szyfrów, poskładać do kupy stek bzdur o dźwięcznej nazwie ,,wszechświat". Kto to obejmie rozumem, aniołeczku? 
Śpisz tak słodki, spod półprzymkniętych powiek wypływają iskierki, malutkie zalążki pożaru. Twoja śmierć podpali ocean, syneczku, dzięki niej umrą demony w leżących  na dnie wrakach transatlantyków. 
 
XIV. POKALANDIA
 
-Przyszedł do ciebie, Spidi. 
-Wal się, wcale że nie.  
-Dobre było, jak go obezwładnili. Film amerykański w realu. ,,Gleba! ", he he.
-Zawalistego masz kochasia. To kiedy idziecie na randkę?
-Wyślij mu kartkę na Walentynki, taką z serduszkiem.
-Raczej parówę i wazelinę. 
-W ,,Wydarzeniach" mówili! Na stronie ,,Super Expressu" już jest artykuł. Nord słynny na całą Polskę!
-Konkretnie- co piszą?
-Właśnie nic konkretnie, ogólniki, że policja zatrzymała mężczyznę obnażającego się pod jednym z hempalińskich gimnazjów. Jest bez stałego zameldowania i prawdopodobnie w przeszłości leczył się psychiatrycznie. Grozi mu ileś tam lat więzienia. 
-Dużego chociaż miał? 
-Odwiedzisz go w areszcie?
-Wal się, dobra?
-Ewelina widziała dokładnie. Podobno mały siurek.
-Ona tam się zna, cnotka niewydymka.
-Wrzuciłeś filmik na fejsa? 
-No. Ale słabo nagrane, tylko sama akcja psów i plecy Norda. Zakrył się, zanim wyciągnąłem komórkę.
-Nie pójdzie siedzieć, bo jest niepoczytalny. Może już trafił do zakładu na obserwację. 
***
Dzień w którym zatonie wyspa. Wzburzone, etylowe fale ryczą, roztrzaskują się o brzeg. Prostokąt przygasa, szklane drzewa zmieniły się w piasek i rozsypały. Toksyczne morze z każdą chwilą pożera większą część lądu. Obejmuję ciało chłopca. Niedługo zaśniesz jeszcze głębszym snem, synku. Topnieją megalomańskie bzdury, wspomnienia z fałszywego życia. 
Teraz mam pewność- byłem pariasem z najbiedniejszych dzielnic Kalkuty, niewidomym żebrakiem. Przechodnie gasili papierosy w moich ropiejących ranach. W upodleniu przewyższyłem Hioba. Codziennie starałem się popełnić każdy możliwy rodzaj samobójstwa, jednaj jakiś złośliwy hinduski duszek- stróż sprawiał, że cudem przeżywałem. Jedynym sposobem, by pogodzić się z losem było kontrolowane szaleństwo. Zwariowałem świadomie, z rozmysłem. Wtedy zacząłem chorować. Coś rosło w brzuchu, promieniowało, w krwiobiegu czułem szarą substancję. Nie pochodziła z realnego świata, ani z kosmosu, nie trafił mnie meteoryt z innego wymiaru. Było to tchnienie Drugiej Warstwy, jedna z cyfr Największego z Kodów. Śmierć przyszła niezapowiedzianie, tylnymi drzwiami. Machnąłem na nią ręką. Nie miałem już ciała, myśli, biografii. Dawno pozbyłem się złudzeń, odrzuciłem mrzonki o godności i człowieczeństwie. Takie pojęcia były czystym wymysłem, fantastyką.
Podśpiewuję ,,Goodbye, sweet dreams". Nasza Atlantyda idzie na dno, aniołeczku. Prostokąt wypalił się. Nie wiem, jak się nazywam. 
Wszystko było ściemą, nawet ty, synku. Wyłącz, szkoda baterii. Rozmowa skończona.
 
XV. ŚRÓDWIDZIALNOŚĆ
 
Trzy dni po zburzeniu schizowni zadzwonił Eryk. 
-Nord powiesił się w areszcie na prześcieradle. Wejdź na Interię, jak nie wierzysz. 
- O jasna... 
-,,Fakt " już o tym pisze. To pewne.
-Nikt niczego nie zauważył? Chyba nie siedział w izolatce... Gdzie byli współwięźniowie?
-Spali. W środku nocy się zabił. Rano wstają, a on już sztywny.
-Na kracie?
-Ogar! Nie podają aż takich szczegółów. Powiadomiłem chłopaków.
 
***
Już po pogrzebie. Damian z Krzyśkiem planowali być, ale jakoś tak wyszło... Chyba pochowano go na koszt miasta.  
Za parę minut północ. W głowie buzują trzy piwa supermocne. Namówiłem Stacha, takiego żula spod Tesco, by kupił. 
Odpaliłem mu dwa browce i paczkę fajek. Trudno, trzeba bulić, jak się nie ma osiemnastki. 
Teraz jego nagrywamy. Jest normalny, nie plecie bzdur, tylko klnie, śpiewa piosenki więzienne. Lubi zahaczać o politykę, narzeka na rząd, kler, na służbę zdrowia. W młodości był górnikiem, ale wywalili dyscyplinarnie za chlanie. Potem potoczyło się standardowo, z górki: żona odeszła z dziećmi, narobił długów, przestał płacić czynsz i wylądował na ulicy. 
Szarego Norda znał z widzenia. Nie lubił świra, podejrzewam, że trochę się go bał. 
-Wszyscy się bali. Z niewiedzy - słyszę ciepły, choć nieco schrypnięty głos tuż przy  uchu.
-Kim ty, kurwa jesteś?
-No przecież wiesz, słodziaczku- mówi Nord kładąc się na mnie. Czuję swąd spalenizny. Żołądek podchodzi pod gardło gdy facet, który powinien od dawna nie żyć zaczyna mnie rozbierać. Dziwny, nieznany rodzaj mdłości, jakby z ... podniecenia. Nie ma to nic wspólnego z alkoholem, nie chcę pawiować, wręcz przeciwnie, sól, jaką mam w brzuchu rozchodzi się miłym ciepłem. Zachłystuję się oddechem Szarego Maćka.
Dłoń przenika moją dłoń, w twarz wtapiają się płytkie, mimiczne zmarszczki Norda, włosy odbarwia jego siwizna.
Mam, a raczej mamy pięćdziesiąt jeden lat. Dzielimy się wiekiem jak jointem. Wspólne jest powietrze, przechodnie bicie serca.
 Przygniata nas peerelowski azbest z każdego budynku w Polsce, z sufitu padają kości Orłów Białych. 
Odkrywam, że przez całe życie nosiłem TO wewnątrz, jak głęboko utajoną, bezobjawową chorobę, która nagle eksplodowała. 
Wiem, że już nie wyzdrowieję. Całe szczęście. 
Koniuszkiem języka dotykam bruzdy na szyi Norda.
-Wyjątkowo niemodny krawat- żartuję.
On milczy. Poci się, sapie niczym parowóz. 
-Aua, boli, kurrr...
-Zamknij się!
Wtulam twarz w poduszkę. Myśli Norda buzują w mej głowie. Eksperymentator stapia światy, czas i historię, łączy gwiazdozbiory. Niepoznawalna Tajemnica staje się dziecinnie prostą zagadką, pytaniem zadanym pierwszoklasiście. ,,Ile jest jeden plus jeden?"- odczytuję z szarych oczu Macieja. 
Urojeni ,,Oni", których tak panicznie się bał i przed którymi ostrzegał to tak naprawdę niegroźne cienie, zakłócenia w pracy Odbiornika.
Miną tysiąclecia, nim Postać otworzy Bramę. Jednak ja już wiem, co znajduje się w Zaświatach, jaka potworna rzeczywistość czyha zamknięta za granicą granic.
Serduszko wydarte z gazety, nic więcej. Do tego zmierzają wszechświaty, ery, kosmosy. Za to giną i dzięki temu rodzą się bogowie, mity, cywilizacje. Przyszłością jest wydarte z pożółkłego pisemka dla gejów, krzywe serduszko.
Staliśmy się nawozem, Maćku, szarym błotem w krystalicznie czystym nurcie historii. Czasami próbujemy zmienić się w benzynę, podpalić mój pokój, sprawić, by wybuchł Ekran. Nasza nieudolność uniemożliwia i to. Pozostaje zamknąć oczy, dać się ponieść chwili. Niedługo ktoś odłączy prąd i obaj zgaśniemy, zdjęcia w starym ,,świerszczyku" wyblakną. 
Pierwsza warstwa, Bibuła, rwie się na naszych oczach. Jest zbyt cienka, by powstał z niej jakikolwiek symbol. Musimy patrzeć głębiej, szukać Czwartego Obrazu w swoich wnętrzach, spowiadać się przechodniom z najgłębiej skrywanych, wstydliwych skłonności; szydzić ze słodkiej ignorancji ludzi. 
Z wyborczych ulotek trzeba wydzierać serca, ślepo wierzyć, że będą niepalne. Mało czasu, mój zmarły, nigdy nieistniejący przyjacielu. 
Zbyt mało, bym zdążył przeprowadzić ostatni wywiad.

 






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1