Zły Człowiek, 16 january 2012
Mrok gęstnieje i się skupia wokół Antoniusza,
chłopca jeszcze, choć ze wzrokiem,
jak u ateusza pewnym i stanowczym,
władczym niemal licem
odpornym na ustępstwa i hardym jak
podniecony swą potęgą Bóg-pijak
Pędzi gościńcem na grzbiecie wierzchowca
rozbijając ciężką ciszę jak młotem podkowy,
gwiżdżąc na ciemności, z butą, nocy znawca
zmierza do Eudoksji, przyjaznej alkowy
Gościniec odludny i posępny
kręty i długi, otoczony gęstwiną
podróżnym niemiły, obarczony
zdobytą przez lata opinią
sceny wydarzeń szatańskich,
wzbudzających w sercach,
czy to chłopskich czy pańskich
przestrach wielki i uzasadniony,
obcy Antoniuszowi, chłopcu
pędzącemu bez strachu,
żądzą pochłoniony
wtem, co to? koń gwałtownie dęba stanął
i jak nie koń, a diabeł ryknął w gwiazd oblicza
chłopca z pleców zrzucił, powietrze ciężko chwyta
prycha, szarpie, skacze, niemal jak prosięcie kwiczy
pokryte ciało pianą, oczy we krwi, mięśnie w skurczu grają
wiatr się w listowiu szaleńczo kłębi, huczy, krzyczy,
iskry w powietrzu wokół skrzą się jak pioruny
chłopiec, patrzy na wierzchowca w trwodze,
szaleństwa szukając przyczyny
nagle,
coś wychyla się powoli z mroków nocy dziczy
koń drgający w strachu obnażył penisa
długiego jak kłoda, postrach, urwisa
ni to zwierz ni człowiek dopada do chuja
i gwałtownie, zajadle tarmosi narząd
zwierzęcy, z siła i mocą dostępną tylko diabłom
aż koń pada, w agonii, mieląc jękiem ciszę
postać tajemnicza na dwie nogi wstaje
i w kierunku młodzieńca z wolna się kieruje
obleśnie przy tym grube, podłe wargi liże,
bo postać to szkaradna, oblicze wampirze
brzydota przestraszna i odrażająca
wzmaga w chłopcu trwogę
wampiria się śmieje i dotyka nogę
młodzieńca po czym wyżej sięga
za kutasa chwyta
pomimo strachu sztywnego, posągowa pyta
podoba się szkaradzie, już się oblizuje
przesuwając łapą po świecącym, jak latarnia chujem
oszczędź mnie potworze – szepcze przerażony
Antoniusz, wszak pozbawion złudzeń
poczwara krew mu wyssie, nie dla niego dzień
jutrzejszy, świtu nie doczeka
- piekny chłopcze śmierć cię czeka
za krwią nie przepadam, pożywienie mizerne
wampiria ze mnie inna
uwielbiam pić spermę
Zły Człowiek, 11 february 2011
Jungle Boogie
Drzewny święty duch na spółkę z mrówkami
i wężami z namorzynowych lasów w zlewie
wyglądamy na ulice te co to cicho sza
po domu wilkiem patrząc
chodzi zegar i rozgania czasem muchy
bezczelnie
łeb pusty jak choinkowa bombka
choć we łbie namoczony chleb i bób
co by się w nie zapadł w sobie zamknięty
w komodzie pełnej nowych przewodów
i pobitych luster
Afrodyta ma dziurę jak pięść
straszną, nastawioną wściekle na popsuty
bodziosystem
tylko sporadycznie
zrobię sobie dziecko, albo kupię psa
Bumbaraka, władce Egiptu dobrze znam
kosztem tego co ma wrzody i pierdzi
siwy i stary wisi na płocie
i jak mówi to patrzy w oczy
a jak chce to wygina podkowy
przyjaciół mam oddanych, na dzisiaj tysiąc sto
trzy, nikt ich nie chce, bo po co
to tylko wirusy
Hip Hip Juraj
Spuchnięty od pszczół,
płynę jak sterowiec, odbijam się od chmur
aż mnie bocian z klucza kolną dziobem w tyłek
i z dziurawej kieszeni wypadła łyżka z drewna
( do dzielenia na surowe i ciepłe )
co mi dała Ola – krakowska królewna.
przepadła łycha, przepadł Bóg Ojciec Bankomat
grawitacja, sens, symetria, wszystko proszę won
ląduję w Bunga-Bunga
na czarnym czarcim lądzie
głowę pod kran z winem
soli w świeże rany
lustra biję ryjem.
Badania trwają
Moja droga, Clifford Brown
na żelaznych schodach bassu dmie
o yeah,bez nadęcia dmie
czarodziejski flet dla myszek
a jak ?
dla mnie acesulfam-eK
do powietrza dodam kolor
z dodatkiem Avery Sharp
widzę, chcesz zapytać
jaki mamy dzień?
czy to dla mnie jazz?
czy sen?
o yeah
zapuszczasz brodę?
ależ skąd
ja nie jestem Joe, Herbie, Lonnie ani Tomek
ja Juraja, czysty wyciąg z acesulfam-eK
z mrowiska zbiegła mrówka na złość mamie
skłamię jak powiem że nigdy nie patrzę wstecz
więc idź już malutka
czarne skrzydła włóż na grzbiet i wzleć
ja zostanę z Acesulfam-eK