Poetry

Marek Gajowniczek


older other poems newer

20 october 2013

Antukomunista

Szedł prosto ulicą antykomunista.
Wzrok podniósł do nieba i tak sobie świstał.
Nie dla mnie poprawność. Nie dla mnie gendery.
Nie ma nic za darmo. Kosztują ordery.

Szedł tak, pogwizdywał i gapił się w niebo.
Antykomunistom nie trzeba niczego.
Dziś za przynależność, za salony, sfery -
trzeba kark nadstawiać i cztery litery.

Pyta go stójkowy: Na co pan tak śwista?
To mój tik nerwowy. Wstręt po aktywistach.
Pozostał mi dotąd. Odbija się w głowie.
Żyję w wolnym kraju. Więcej nic nie powiem.

Trafił do psychuszki. Gorzej niż za kraty
z rozpoznanym świrem: "Za Smoleńsk, za Katyń".
Może teraz gwizdać, kiedy ma ochotę.
Świstanie to dzisiaj obrzucanie błotem.

Od tego są inni. Od tego jest władza.
Nie należy władzy w gwizdaniu przeszkadzać!
Świstać sobie może, kto się pewnie czuje,
choćby był złamanym, a policjant ...  

pilnuje!






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1