Poetry

Marek Gajowniczek


older other poems newer

29 october 2013

Milczenie

Ona płakała, a on ją objął
w kącie, na szpitalnych schodach
i przyglądała się temu dobroć.
Ktoś tej dobroci żałował.

Scena nie była nienaturalna.
Tutaj to prawie codzienność.
Klatka schodowa. Cisza szpitalna.
Ciężarem stała się wieczność.

Schody kamienne. Zwyczajne, szare
a takie - do przejścia trudne.
Być może dobroć była oparem.
Nadzieje bywają złudne.

Łza jednak była bardzo prawdziwa.
To ona tworzyła ducha.
Nawet po jednej dobroć ożywa
i patrzy na nas i słucha.

Została przez to zapamiętana.
Na ziemię wróciła z wierszem.
Chociaż jest czyjaś - obca, nieznana,
współczucie wzbudza najszczersze.

Na pierwszych stronach krajowej prasy
zjawiły się kondolencje.
Najlepszy człowiek na trudne czasy,
na wsparcie i na kadencje.

Padły zaszczyty, padły pochwały.
Czernią kapały litery.
Łzy polityce nie pasowały.
Żal nie wydawał się szczery.

Tamten ze schodów był wyczuwalny,
wprost namacalny, obecny,
a ten dostojny i tytularny
nie wierzył, że będzie wieczny.

Jakby go wcale obok nie było.
Jakby się zapadł pod ziemię.
Umiera pycha. Umiera miłość.
Zabiera ducha milczenie.






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1